ROZDZIAŁ 7
KALA
Choć obóz
Obrońców miał być bezpiecznym miejscem, to spotykały mnie w nim same okropne
rzeczy. Ciągle ktoś mnie ranił i sprawiał ból.
Kochasz potwora?
Parsknęłam
śmiechem. Doskonale wiedziałam, że chodzi mu o Itzala. Dowódca Obrońców musiał
się okazać się ślepcem, jeśli nie zdołał dostrzec w Królu Cieni osoby, której
nie da się kochać. Akurat ja miałam setki powodów, by go nienawidzić. Zabił mi
rodzinę, odebrał szansę na normalne życie, straciłam przez niego jakąkolwiek
godność. Morduje ludzi na każdym kroku i gdy kiedyś jeszcze mnie ujrzy z
pewnością pozbawi życia bez wahania.
Mimo wszystko
te słowa sprawiły, że zaczęłam rozmyślać o tym, że pomimo tych wszystkich złych
rzeczy Itzal, gdy ze mną był nie okazywał swojej… potworności. Gdybym nie
wiedziała, że każdego dnia zabija setki ludzi, to pewnie czułabym się w jego
siedzibie szczęśliwa. Nie był księciem na białym koniu, jego twarz była
skrzywdzona przez magię, wybuchał gniewem, ale zawsze postępował ze mną
delikatnie i często powtarzał, że jest gotów zrobić dla mnie wszystko. Nawet
starał się to okazywać. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że nigdy nie
musiałam walczyć. Itzal rozkazywał walczyć nad-ludziom, lecz mi mówił, że jeśli
zechcę tylko go poślubić, będę mogła zasiąść na tronie tuż obok niego. Mówił,
że zostanę jego królową.
Przygryzłam
wargę. Czy można kogoś jednocześnie nienawidzić i kochać? Kopnęłam w łóżko. O
czym ja myślałam? Pacnęłam się dłonią w twarz. Odetchnęłam głęboko i wyrzuciłam
wszystkie myśli o okropnym potworze, jakim
był Itzal, ale jego obraz ciągle powracał. Wspomnienia zaczęły zalewać
moją głowę.
*sześć miesięcy temu*
Przyprowadzono
mnie do wielkiej Sali zrobionej z kamienia, w której panował mrok. Na tronie
przede mną siedział Król Cieni. Ukłoniłam się nisko. Jeszcze nie miałam okazji
go poznać, nie wiedziałam też dlaczego mogłam dostąpić tego zaszczytu. Po
chwili wyprostowałam się i obserwowałam go z daleka. Już wtedy zauważyłam jego
szkaradną twarz. Miał kredowobiałą twarz, która była wyraźnym kontrastem z czarną
skórą jego poddanych – Cieni. Jego włosy były długie i
cienkie, delikatnymi lokami opadały na twarz.
Władca Cieni wstał ze swojego miejsca i podszedł do mnie. Nie miałam
pojęcia, co go do tego skłoniło. Podszedł do mnie i mogłam się mu bliżej przyjrzeć.
Chciałam krzyknąć widzieć jego oczy, które wydawały się nie mieć tęczówek, a w
rzeczywistości miały mlecznoniebieski kolor. Jego usta były cienką czarną
linią, która teraz wykrzywiła się w uśmiechu. Jego wystające kości policzkowe
wyglądały bardzo nienaturalnie. Nie mogłam stwierdzić, ile Itzal ma lat. Na
jego twarzy nie było ani jednej zmarszczki, ale widziałam w oczach zmęczenie,
które było charakterystyczne dla starszych osób. Skinął do mnie głową.
– Kala Moon, czy dobrze pamiętam? – spytał mnie. Czułam do niego
szacunek, ale jego szkaradność wzmagała we mnie odrazę. Nie mogłam nic poradzić
na to, że się skrzywiłam. W jego oczach dostrzegłam błysk.
– Tak, wasza wysokość, ale moje nowe imię brzmi Qeten – wyjaśniłam,
nie patrząc mu w oczy, lecz było to trudne. Nie zawsze zdarza się okazja do
przyjrzenia się komuś tak dziwacznemu.
– Qeten, możesz na mnie spojrzeć, nie przeszkadza mi to – powiedział,
a ja nie opierałam się już więcej ciekawości. Przyglądałam się dokładnie
każdemu kawałkowi jego twarzy, miałam wrażenie, że on również dokładnie mnie
oglądać. – Oto moja cena za magię – wyjaśnił dotykając twarzy dłonią, która
wydawała się być delikatna jak porcelana. – Pewnie zastanawia cię, dlaczego cię
tutaj wezwałem. Musisz wiedzieć, że nie jesteś zwykłym człowiekiem.
Pokiwałam ochoczo głową.
– Jestem nad-człowiekiem! – krzyknęłam z entuzjazmem. Itzal zaśmiał
się łagodnie.
– Tak, jesteś nim. Myślę, że musimy porozmawiać. Nie bez przyczyny
zdecydowałem się ciebie przemienić. Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, co
stało się z twoją rodziną. Czasami nie mam władzy nad tym, co robią moi
żołnierze. Rytuały stanowią dla nich świetną formę rozrywki, ale staram się im
tłumaczyć, że to źle wpływa później na przyszłych nad-ludzi. Poza tym, musimy
powiększać naszą armię. Bardzo mi przykro również z powodu twojego rodzeństwa.
Poprowadził mnie za sobą do ogrodów. Siedziba Itzala mieściła się w
starym zamku jakiegoś lorda. Był to najlepiej zachowane miejsce w całym Vernas,
reszta była już tylko popiołem. Splotłam dłonie za plecami i niepewnie
podążałam za swoim władcą.
– Teraz moją rodziną są inni nad-ludzie. Tamto życie nie było wiele
warte – powiedziałam jedynie, wzruszając ramionami.
– Byłaś szczęśliwa – mruknął tak cicho, że ledwie to usłyszałam.
Kamienie na ścieżce cicho skrzypiały nam pod nogami. Itzal zatrzymał się przy
krzewie bzu i wpatrywał się w białe kwiaty w ciszy przez krótką chwilę. –
Chciałbym, abyś tutaj też się tak czuła. Jeśli masz jakieś życzenie, kieruj je
bezpośrednio do mnie. W zamian chcę tylko, abyś pozwala zabierać się od czasu
do czasu na spacery.
Mój król uśmiechnął się do mnie ciepło i pogładził swoją bladą dłonią
wonny kwat bzu. Myślałam, że eksploduję ze szczęścia.
– Bardzo dziękuję, wasza wysokość. Tylko… Mój dom mieści się daleko
stąd, droga do niego zajmuje mi aż dwa dni, nie wiem, czy…
Itzal odwrócił się do mnie twarzą.
– Ach, zapomniałem wspomnieć! Przecież od dzisiaj będziesz mieszkać
tutaj.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
– Ale, że… Tutaj? W zamku? Czymże sobie na to zasłużyłam?
Władca zaśmiał się pod nosem. Położył mi dłoń na ramieniu.
– Tak, od dziś to będzie twój dom. Mówiłem ci, Qeten, nie jesteś
zwykłym nad-człowiekiem. A teraz
pozwól, że się oddalę. Mam dużo obowiązków. Prześlę ci wiadomość przez któregoś
ze strażników – rzekł i odszedł długimi krokami. Patrzyłam za nim i nie mogłam
uwierzyć w jego słowa. Podeszłam do krzewu, przy którym wcześniej stał Itzal i
dotknęłam jednego z kwiatów, białych jak skóra Króla Cieni.
*obecnie*
Odetchnęłam głośno, odpychając od siebie wizję. Zrozumiał teraz, co
miał na myśli Itshe. Ale to nie ja go kochałam. Kochała go Qeten, a ja nie
mogłam dopuścić do siebie myśli, że w końcu jesteśmy tą samą osobą. Ponownie
kopnęłam w łóżku, tym razem mocniej. Poczułam ból w nodze i krzyknęłam cicho. Po
chwili rzuciłam się na łóżko i wpatrywałam się w sufit. Musiałam ponownie
wybudować mur dzielący mnie od wspomnień Qeten, ponieważ wizje zaczęłyby mnie
zalewać, a ja nie chciałam widzieć Itzala, człowieka, który mnie zniszczył.
Stęknęłam głośno. Itshe się mylił. Qeten nie była zdolna do miłości.
Mogła się przywiązać do kogoś lub czuć się wobec niego zobowiązana, ale nie
mogła kochać. Sama często to sobie powtarzała. Itzal ciągle jednak powtarzał,
że jest inna.
Może okłamywała się tak samo, jak ja w momencie, w którym wyobraziłam
sobie, że mogę zdobyć sympatię Iana?
To w końcu tylko
zdrajczyni.
Jak mogłam być tak naiwna i uważać, że można się do mnie przekonać?
Byłam w końcu marną zdrajczynią. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego pozwolił mi
wygrać na ostatnim treningu. Historia o śmiechu? Nie powinnam na to zwracać na
to uwagi, nie pozwalać sercu bić szybciej. Tak bardzo pragnęłam uwagi Obrońców,
że musiałam przegapić szczegóły, które utwierdziłyby mnie w fakcie, że nie mogę
szukać tutaj zrozumienia. Zawsze będę tą, która walczyła po złej stronie. Nie
ważne ile Cieni bym zabiła, zawsze będę tą złą. Zaśmiałam się cicho. Dlaczego
myślałam, że ktoś mnie zaakceptuje?
Nadzieję na moje dobro stracił
nawet sam Itshe, który teraz pragnął mojej śmierci. Obawiałam się swojej
pierwszej misji. Jak nikt inny wiedziałam do czego są zdolni nad-ludzie i Cienie.
Zmiażdżą mnie w pięć minut. Może gdy już zginę, ludzie zrozumieli, że nie
jestem nikim innym, lecz po prostu ofiarą?
Po tej myśli chciałam trzepnąć się w twarz.
Nie jesteś ofiarą,
Kalo Moon. Ilu ludzi zabiłaś? – zapytałam
sama siebie. Byłam wilkiem, a nie owcą. Wszyscy zdawali się to dostrzegać, z
wyjątkiem mnie samej. Byłam na tyle głupia, że sobie to po prostu w pewnym
momencie wybaczyłam, zwaliłam winę na Qeten i Itzala, a nigdy nie powinnam.
Musiałam w końcu zaakceptować, że choć Qeten była zła i bezwzględna, była też
mną, dzieliła ze mną jedno ciało.
Może każdy z nas ma złą duszę, która ujawnia się, gdy działa Eunuel?
Chociaż, jak to możliwe, że dwie tak różne skrajności mogą być po prostu tym
samym? Znałam siebie na tyle, że miałam pewność, iż nie zabiłabym nikogo, kto
jest niewinny. Tak jak nie chciałam pozwolić na śmierć tamtego chłopca. Qeten z
radością obserwowałaby wiszące ciało jakiegokolwiek zdrajcy, który odważyłby
się podnieść na nią rękę.
Ktoś zapukał do pokoju. Obudziłam się z transu i spostrzegłam, że kąt
padania światła przez okno zdecydowanie się przesunął. Musiało minąć sporo
czasu.
– Proszę! – zawołałam i usiadłam na łóżku. Uniosłam widok na widok
Iana. Włożył głowę przez framugę.
– Jeśli nie chcesz umrzeć, to powinnaś pójść ze mną ćwiczyć –
oznajmił. Nie usłyszałam w jego głosie niechęci.
Chciałam mu powiedzieć, że przecież on o to nie dba, ale postanowiłam sobie
darować kąśliwych uwag i po prostu brać się do pracy, bo faktycznie walka z
poziomem, którym obecnie dysponowałam wcale mi się nie uśmiechał.
Podniosłam się z łóżka i chwyciłam za swój krótki miecz. Przez cały
trening nie odezwałam się do niego ani słowem. Udowodnił mi wystarczająco
dosadnie, że nie zależy mu na mojej sympatii. Ale w końcu ja to rozumiałam,
więc pozwoliłam mu w spokoju wykonywać obowiązki, do których należało
trenowanie mnie. Skoncentrowałam się na walce i zapomniałam chwilowo o swoim
zranionym sercu.
Gdy trening się skończył, oczyściłam swój miecz tak jak i siebie. Gdy
już przebrana w zwykłe ubranie weszłam do domu, nikogo w nim nie zastałam. W
liście zostawionym na stole przeczytałam, że Pheobe i Ian wyszli do centrum
obozu. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam czytać zadane mi przez moich nauczycieli
lektury o Vernas. Miałam ich już dość, szczególnie, że zupełnie nie były mi
potrzebne podczas walki, która niechybnie wydarzy się już za tydzień.
Poczułam ciarki na plecach. Ostatni raz gdy widziałam Cienia, sama nim
byłam. Zawsze mnie przerażały. Nigdy nie spytałam Itzala, dlaczego tworzy te potwory.
Prawdopodobnie zawsze będę przekonana, że tacy źli ludzie jak on robią po
prostu złe rzeczy, niezależnie jak dobrzy się wydają w bezpośrednim kontakcie.
To przecież przez niego zginęła moja rodzina, jedynie moja mała Ava ocalała.
Ian i Pheobe wrócili dopiero po zachodzie słońca. Gdy blondynka poszła
zająć się nowicjuszami, zostałam sama z młodym Obrońcą. Nie patrzyłam w jego
stronę, ale nie wychodziłam też z pomieszczenia. Stanął nade mną i odchrząknął.
Spojrzałam na górę, w jego stronę.
– Wydaję mi się, że powinienem…? – zapytał. Wydęłam wargi i wzruszyłam
ramionami. Usiadł obok mnie. – Naprawdę jest mi przykro, nigdy nie chciałem
tego powiedzieć.
Parsknęłam śmiechem. Prawdziwie mnie rozbawił.
– Nie musisz przepraszać. Wszystko rozumiem. Nie musiałeś po prostu
dawać mi do zrozumienia, że jest jakaś szansa na twoją przyjaźń. Wiesz, trochę
boli, gdy za każdym razem pokazujesz swoje humorki. Jednego dnia zachowujesz
się zupełnie normalnie, a następnego udajesz chyba siedmioletnią dziewczynkę.
Wydawał się być urażony, a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego.
Myślałam, że zdaje sobie sprawę z tego jaki jest. Może po prostu robił to
niechcący?
– Musisz wiedzieć, że nigdy nie chciałem, abyś przeze mnie czuła się
źle. Ja po prostu nie do końca jestem w stanie przeskoczyć myśl, że Eunuel tak
po prostu… wyparował. Nie mogę ci zaufać – wyznał, nerwowo wykręcając palce.
Spiorunowałam go spojrzeniem. Rozmowa jak ta rano.
– Więc po prostu nie ufaj. Sprawiasz, że czuję się coraz bardziej
zagubiona. – Spuściłam wzrok. Odetchnęłam głęboko i powstrzymałam łzy przed
wypłynięciem. – Naprawdę chcę zabić Itzala. Zniszczył wszystko, nawet mnie.
Tylko popatrz, kim jestem. Zdrajcą, mordercą. Wszystkim, co najgorsze. Wiem to
odkąd się przebudziłam, lecz w momentach takich jak te, w których wróciła Ava,
walka, którą pozwoliłeś mi wygrać… Wtedy czuję się bezpieczna i niewinna. Jakby
zło tego świata mnie nie dotyczyło.
– Bardzo mi przykro – powtórzył. Spojrzał mi głęboko w oczy i szybko
wyszedł z domu.
Wtedy wszystkie moje nerwy po prostu puściły i rozpłakałam się jak
dziecko. Nie miałam pojęcia dlaczego akurat w tamtym momencie się załamałam.
Zobaczenie Iana takiego, jakim był naprawdę było przerażające. Tak jak rano i
przed chwilą. Nie mogłam pozwolić na to, żeby teraz sobie po prostu poszedł i
znów wrócił do młodego mężczyzny, którego jedynym zadaniem jest zabijanie wrogów.
Postanowiłam więc wyjść za nim. Stał oparty o ścianę i patrzył na mnie, jakby
spodziewał się mnie zobaczyć.
– Proszę, nie rób tego znowu. Nie zmieniaj się w zabójcę, tylko
pozostań szczery – błagałam. Przełknął ślinę, w jego oczach dostrzegłam strach.
– Nie musisz się niczego bać, nie mogę być co prawda pewna, że wszystko dobrze
się skończy, ale na pewno jakoś to będzie. Jesteś dobrym człowiekiem i
wojownikiem. Nie powinnam była wpadać tak beztrosko w twoje życie. Obiecuję, że
już nigdy więcej nie będę wpadać w kłopoty. Nie będę krzyczała na Itshe, będę
wykonywała jego rozkazy, mogę nawet patrzeć na to, jak zabija dzieci z mojego
powodu. Nie będę już nikogo krzywdzić, najwidoczniej tamten chłopiec musiał
umrzeć.
Objął się ramionami. Było już ciemno, a noce były chłodne.
– Właściwie, twoja reakcja podczas egzekucji była całkiem w porządku.
Nikt nie powinien patrzeć spokojnie na takie okrucieństwo – przyznał i posłał
mi delikatny uśmiech.
Przygryzłam wargę i uniosłam spojrzenie w niebo, na którym pojawiały
się pierwsze gwiazdy. Księżyc wychynął zza chmur.
– Czy mogę spytać, o co chodziło Itshe, gdy mówił o tym, że kochasz
potwora? – zapytał po chwili ciszy. Mruknęłam niezadowolona.
– Nie jestem pewna, czy jestem gotowa o tym mówić – przyznałam.
Spuściłam na niego swój wzrok. Oblizałam ze zdenerwowania wargi. Zawiał chłodny
wiatr, a ja zadrżałam, gdy poczułam zimno na swoich plecach.
– Zaufanie i szczerość powinny iść w parze – rzekł, aby mnie zachęcić.
– Z pewnością pożałuję, że ci to mówię. Chyba… Myślę, że chyba
chodziło mu o Itzala – szepnęłam i zmarszczyłam brwi, oczekując na jego
reakcję, a była dokładnie taka, jak się spodziewałam – zupełne zdziwienie. W
tym przypadku szczerość wykluczała możliwość zaufania, ale musiałam to
powiedzieć głośno. Musiało to zabrzmieć, abym zrozumiała, jak bardzo absurdalne
to było.
– Chyba nie do końca to rozumiem.
Spojrzałam na niego wymownie.
– A ja nie potrafię tego wytłumaczyć. To stwierdzenie jest zbyt
niemożliwe, aby było prawdziwe. Nie kłamię mówiąc, że nienawidzę go z całego
serca, ale… ona, Qeten, nie była dla niego zwykłym żołnierzem. Myślę, że
mogłaby do niego coś czuć, gdyby nie fakt, że jako nad-człowiek nie była zdolna
do miłości. Nie oceniaj mnie, sama staram się to zrozumieć.
Pokiwał głową i stęknął cicho wypuszczając powietrze.
– Muszę przyznać, że mnie zatkało – powiedział. Po chwili jednak z
jego twarzy zniknął tępy wyraz zaskoczenia i pojawiła się na nim czysta
ciekawość. – Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś. Przynajmniej nie musisz
teraz o to się martwić samotnie.
Uciekłam od niego spojrzeniem. Uświadomiłam sobie, że nie potrafię się
uczyć na własnych błędach. Nie powinnam mu się zwierzać, znów dobry Ian zniknie
i pojawi się uczciwy Obrońca, który już nigdy nie zaufa komuś tak obrzydliwemu
jak ja.
– Ian, nigdy więcej nie próbuj się ode mnie odwracać. Nie będę w
stanie ci kolejny raz tak po prostu wybaczyć.
Ian pokiwał głową i położył mi dłoń na ramieniu. Ten gest
niespodziewanie przypominał mi dotyk Itzala. Nagle poczułam się brudna i
splugawiona.
***
Bardzo lubię ten rozdział, chociaż jest nie w moim stylu, bo całkiem przegadany. Jednak dużo tu ważnych rzeczy. Chciałam jeszcze jeden rozdział odpocząć sobie od Kali, ale nie mogłam doczekać się z dania wam odpowiedzi. Pheobe jeszcze nie wie i będzie mieć wąty do Avy jakiś czas, przynajmniej tak myślę :P
No i Kalian w pełnej krasie! Może na chwilę zostawię ten wątek w spokoju i zajmę się czymś innym? Hm, w sumie jeszcze nie wiem.
Piszcie jak wam się podobało i czy takie rozdziały też mogą być. Sama niepewnie czuję się w takich przegadanych częściach historii. Mam nadzieję, że nie było aż tak sztucznie, jak mi się wydaję.
W ogóle! To już cały miesiąc odkąd pojawił się prolog. Mam nadzieję, że rok szkolny aż tak mnie nie spowolni i że rozdziały będą pojawiać się regularnie.
W ogóle! To już cały miesiąc odkąd pojawił się prolog. Mam nadzieję, że rok szkolny aż tak mnie nie spowolni i że rozdziały będą pojawiać się regularnie.
Cóż, zapraszam na kolejne części, które pewnie już niedługo.
Pozdrawiam,
Morderca.
Morderco. Nie dodawałam komentarzy do poprzednich rozdziałów, bo tak się wkręiłam w czytanie, że nie mogłam się zatrzymać. Kocham Iana, ale mnie wkur... wkurza :)
OdpowiedzUsuńWielkim szokiem była Pheobe, która... zostałą zdradzona i opusczona! Zrobiło mi się jej żal... a siostra Kali? Szok. JAKA WENA! JA TESH CHCE!
i tak. Kocham rozdzily, w których dużo paplają jadaczkami... Więej takich! Z niecirpliwością ekam na dalsze części, myszia <3
Okay. Nadeszła ta wiekopomna chwila. Nadrobiłam rozdziały. (No, prawie xd) Przyznaję, że gdyby nie Ty i Twoja subtelna wzmianka o pewnym jegomościu pojawiającym się w tym rozdziale, pewnie zwlekałabym dalej. Ale obie wiemy, że takiej okazji nie mogłam przepuścić. No i jak zwykle mnie nie zawiodłaś. WIĘCEJ FLASHBACKÓW. A szczególnie z Itzalem w roli głównej. Nie mogę wyczuć gościa, chociaż mimo wszystko go uwielbiam. Wiadomo, nie jest to takie normalne uwielbienie i podziw, po prostu jara mnie cała ta jego mroczna i tajemnicza otoczka. Ale fakt pozostaje faktem. A związek Kali, a właściwie to Qeten, i Itzala to cud miód i orzeszki na moje łaknące takich dziwnych połączeń serduszko. Shippuję ich, okay? Pytałaś, który parring wolę... No i po tym rozdziale, jestem już pewna.
OdpowiedzUsuńIan to Ian. Jest jaki jest. Albo się go lubi, albo nienawidzi, choć ja jestem wyjątkiem od reguły i tkwię gdzieś pomiędzy. Na pewno jego związek z Kalą mógłby być dość... interesujący. No ale i tak bardziej mnie ciekawi, jak się mają sprawy z Królem.
Wątek z dwiema osobami w jednym ciele jest przegenialny. (Te, maturzystka, nie ma takiego słowa!) Chociaz właściwie ciężko określić go w ten sposób... To jest coś więcej, niż tylko dwie dusze w jednym ciele. Szczególnie spodobało mi się jedno ze zdań z rozdziału: "Może każdy z nas ma złą duszę, która ujawnia się, gdy działa Eunuel?" I to prawdopodobnie jest kwintesencją tej skomplikowanej relacji między Kalą a Qeten. Dwie strony, dobra i zła, walczące o dominację. A co jeśli w przypadku kali to nie Eunuel jest tym "przełącznikiem" a właśnie Itzal?
Trupywłóżkutrupywłóżku.
Pisz dalej, młoda, bo to jest PRZEGENIALNE. Jaram się wątkiem Itzala, Willa, Phoebe... Każdego. I naprawdę, nie wiem już, czego mogę się po Tobie spodziewać.
LKF,
Klaudia B aka twój skrótowo-nazwiskowy małżonek
No, stara, to trzeba napisac też tutaj.
UsuńTA PANI JEDNYM ZDANIEM NAPISAŁA ZAKOŃCZENIE TEJ HISTORII. DZIĘKUJĘ.
Także no. XD jak mogę sie odwdzięczyć? Znalazlas coś, co miałam wprost przed twarzą, ale nie potrafiłam dostrzec. Brawo dla tej pani!
Uu, ja tez uwielbiam Kala x Itzal. Zmiażdżę cię pod koniec, jeszcze zobaczysz 😏😏
Jak zawsze, dziękuję za twoje komentarze, które kocham nad życie!
Wspomnienie Kali mega. Mam nadzieję, że będzie tego więcej, a w szczególności Itzala. Niby jest tym złym i w ogóle, ale chyba jest moim ulubieńcem na ten moment, więc tak, zdecydowanie chcę go więcej.
OdpowiedzUsuńRelacja między Kalą, a Ianem... Znów mam odczucie, że idzie to za szybko, więc raczej nie powiem nic konkretnego, bo jakoś dziwnie mi tak po przeczytaniu sceny z ich rozmowy. Padło trochę wyjaśnień i przemyśleń, które pewnie okażą się istotne, ale czegoś mi w tym wszystkim brakuje. No nic już na to nie poradzę...