ROZDZIAŁ 10
KALA
Bardzo dobrze
czułam się w towarzystwie mojej siostry. Doskonale ją znałam i cieszyłam się,
że mogłam ją mieć przy sobie. Wydawało mi się, że Ava nie może mnie niczym
zaskoczyć, a jednak bardzo zdziwiłam się, gdy tak świetnie zaczęła dogadywać
się z Ianem, który od razu odnalazł z nią wspólny język. Zawsze wiedziałam, że
mała go uwielbia, lecz podczas rozmowy z nim była w swoim żywiole. Opowiadała
mu żarty i historie, a on miał do niej dużo cierpliwości.
Niestety,
sielanka nie mogła trwać długo. Względny spokój zakłóciło pojawienie się Itshe,
który nie wydawał się być zadowolony. Szybko wstaliśmy z ziemi i czekaliśmy na
jego słowa.
– Avalyn,
Ian, chciałbym porozmawiać z Kalą na osobności – powiedział w końcu, posyłając
im wymowne spojrzenie. Drowe skinął swojemu przywódcy głową i zabrał ze sobą
Avalyn, kładąc jej dłoń na plecach. Odprowadziłam ich wzrokiem, który po chwili
skierowałam na twarz Itshe.
Tylko nie to… Nie znowu.
Długo
unikałam spotkań z nim, ale nie mogłam ukrywać się w nieskończoność. Musiałam
znów przyjąć jego słowa, niezależnie od tego, jak bardzo będą dla mnie
niezrozumiałe. Zacisnęłam więc pięści i pozwoliłam mu mówić. On jednak wciąż
nie odzywał się do mnie, co niezmiernie mnie irytowało, bo to on zdecydował się
ze mną rozmawiać.
– Dlaczego
nie dbasz o moją siostrę? – spytałam go, nie wytrzymując dłużej ciszy.
–
Chciałbym zaprzeczyć, ale znasz prawdę. Wiesz również, że mam dużo obowiązków i
nie mogę skupiać całej swojej uwagi na Avalyn Moon. – Jak zawsze mówił
spokojnym, lecz zdecydowanym głosem.
Poczułam
jak nagle krew zaczyna się we mnie gotować. Mógł ją przydzielić do kogokolwiek,
nie różniła się od innych dzieci niczym prócz strasznej siostry. Nadciąga wojna,
a Ava zasługuje na lepsze traktowanie i wyszkolenie.
– Dlaczego
więc chciałeś zostać jej mentorem? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Ponieważ
jest twoją siostrą. Może okazać się
bardzo pożyteczna, gdy w inny sposób nie będę mógł cię obudzić – powiedział,
jakbym miała to wszystko bez trudu rozumieć. Nie wiedziałam, czy jego słowa
były dla mnie zagadką dlatego, że jestem niemądra, czy dlatego, że mówił
zupełnie od rzeczy.
– Przestań
używać zagadek i zacznij mówić wreszcie tak, bym wszystko zrozumiała. Jak mam
zrobić to co chcesz, jeśli nie znam twoich planów co do mnie?
Uśmiechnął
się szelmowsko.
–
Powiedzenie ci nic by nie dało. Nie uwierzyłabyś mi, nawet gdybym ofiarował za
swe słowa własną głowę.
–
Powiedziałam „przestań”, do cholery! – podniosłam głos.
– W tej wojnie
nie będzie walczyć tylko miecz, swój czas znajdzie również magia. Zbliżają się
mroczne czasy, gorsze od tych, które teraz trwają. Avalyn jest moim
zapewnieniem, że wszystko pójdzie po mojej myśli. A teraz muszę próbować
inaczej. Słowami. – Spojrzałam na niego.
Chciałam wyjaśnień, a on coraz bardziej mącił wody mojego umysłu.
Postanowiłam
się jednak nie poddawać i skupiłam się na możliwym znaczeniu jego wypowiedzi.
Jego styl bycia był niesamowicie podobny do Itzala, a słowa Króla Cieni nauczyłam
się z czasem rozszyfrowywać.
Byłam
ważna dla Itshe, ale to wiedziałam już odkąd postanowił darować mi wszystkie
winy i pozwolił zostać w obozie. Może na samym początku ufałam jego dobrym
intencjom, teraz wiedziałam, że nie zostawia on sobie miejsca na dobroć. Gdybym
była bezużyteczna, z pewnością skończyłabym jak buntownicy.
Musiałam
też mieć coś wspólnego z magią. Już dawno Itzal zdawał się dawać mi to do
zrozumienia. Nie chciałam teraz szukać możliwych wskazówek. Obchodził mnie los
Avalyn, której rolę ciężko było mi odgadnąć. Gdy jednak połączyłam już wątki,
rzuciłam rozgniewane spojrzenie prosto w oczy Itshe.
– Nie waż
się wykorzystać mojej siostry. W żadnym celu – warknęłam, starając się
przekazać mu mową ciała, że nie skończy dobrze, gdy nie dotrzyma danej mi
obietnicy.
– Kiedyś w
końcu nadejdzie czas, gdy stanę przed wyborem: honor czy zwycięstwo. Znasz
mnie, Kalo Moon. Wiesz, co wybiorę.
Powiedziawszy
to, odwrócił się powoli z uśmiechem na ustach i odszedł niespiesznie. Musiałam
kilkakrotnie policzyć do dziesięciu i wstecz, pamiętałam o głębokim oddechu.
Nie potrafiłam sobie tego przyswoić. Moja siostra jest zagrożona, w miejscu,
które powinno być dla niej bezpieczną przystanią. Oczywiście, nie zamierzałam
jej o niczym mówić. Wydawało mi się niewłaściwym dodawanie Avie stresu i
kłopotów. Dopiero niedawno powróciła z długiej tułaczki, podczas której musiała
widzieć rzeczy tak okropne, że tylko ja mogłam w stanie zrozumieć jej emocje.
Itshe z
każdym dniem pokazywał coraz częściej swoje drugie, mniej surowe oblicze. Przypominał
wtedy Itzala, mówił nawet z podobnym akcentem. Nie miał natomiast jego klasy i
choć chciał, nie potrafił tak czarować słowami jak on.
Wzdrygnęłam
się, słysząc moje własne myśli w głowie. Jak mogłam z czasem w ogóle dopuszczać
do siebie takie rozważania? Powinnam zastanowić się nad rozwiązaniem sytuacji z
Itshe i Avą, którą przygarnął wyłącznie do tego, aby szantażować mnie… do
zrobienia rzeczy, o której nie mam pojęcia.
Brawo, Itshe, za pomysłowość. W końcu jak nie
będę wiedzieć o co chodzi, to z łatwością to zrobię.
Musiałam
jakoś sprostać jego oczekiwaniom, oddalić niebezpieczeństwo od siostry. Dowódca
Rady przy świadkach obiecywał mi bezpieczeństwo Avalyn. Ja natomiast nie
zamierzałam zapominać o swojej obietnicy – jeśli skrzywdzi moją rodzinę, to go
zabiję.
Mojej
świadomości jednak umykało szukanie rozwiązania. Powracał obraz Itzala, który
płonął mi w głowie po tym, jak doskonale rozpalił go Itshe. Zaczęłam się
zastanawiać, czy on przypadkiem nie postępował świadomie w przywoływaniu
wspomnień o Królu Cieni.
*sześć miesięcy wcześniej*
Skinęłam
głową służącemu. Był to mały chłopiec, który nie dorósł jeszcze do walki.
Podobało mi się to w Itzalu, że choć był bezwzględny w stosunku do stawiających
mu się wrogów, to troszczył się o swoich poddanych i kochał ich całym sercem.
Nie mógł wysłać kilkuletniego dzieciaka na front, to byłoby jak wyrok śmierci.
Chłopiec
odwzajemnił mój gest, ale nie oddalił się, czekając na moje polecenie . Z
szybko bijących sercem przełamałam pieczęć królewską i z trudem zaczęłam
składać równo napisane literki. Nigdy nie potrafiłam zbyt dobrze czytać, nie
było mi to potrzebne. Miałam wychowywać dzieci i prowadzić dom, a czytanie
ludzie tacy jak ja, pozostawiali wykształconym. Umiejętność ta jednak czasami
się przydawała, więc poznałam jej podstawy. Zastanawiało mnie, dlaczego król
zapieczętował tak niewiele znaczącą wiadomość. Później zrozumiałam, że Itzal
miał niezwykłą klasę i lubił chwalić się wszędzie swoją pozycją, a zwykły
podpis nie był wystarczający.
Qeten,
Zechciej udać się do królewskich
komnat. Poproś posłańca z wiadomością, aby cię przyprowadził.
Bez
zastanowienia skinęłam głową służącemu. Ten nie odważył się spojrzeć mi w oczy
i dał znak, abym szła za nim. Ruszyłam zatem ciemnym, kamiennym korytarzem,
który oświetlany był jedynie przez słaby blask świec ustawionych w dalekich od
siebie odległościach. Nie czułam jednak strachu, nie przez takie drobnostki.
Finalnie
stanęłam przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami, przed którymi stała dwójka
Cieni. Nawet moje wyczulone zmysły nie usłyszały ich oddechu. Stały nieruchomo,
jakby wpatrzone w przeciwległą ścianę. Z dreszczykiem podniecenia zapukałam do
drzwi. Dopiero wtedy czarny potwór pochylił się i otworzył mi wejście do
królewskich komnat. Itzal posiadał dostęp do ich umysłów, mógł je kontrolować,
tak samo miał wpływ na moje decyzje.
Wchodząc,
nie patrzyłam w twarz swojego króla. Nauczyłam się przez ten tydzień wiele o
etykiecie na dworze. Obowiązywała ona nawet tutaj, gdzie większość mieszkańców
nie była nawet ludźmi. Nie mogłam więc, jako zwykły żołnierz, patrzeć w oczy
swojemu władcy. Oglądałam więc wypolerowaną podłogę, na której leżał średnich
rozmiarów dywan. Gdy przestąpiłam próg, usłyszałam za sobą odgłos zamykanych
drzwi. Kątem oka zlokalizowałam Króla Cieni wpatrzonego w widok za oknem.
– Wasza
królewska mość – powiedziałam, dygając lekko. Miałam na sobie wygodną suknię,
która ładnie się prezentowała, ale zdecydowanie nie była odpowiednia na wizytę
u króla. Skarciłam się w myślach za swój pośpiech. Mogłam spóźnić się kilkadziesiąt
minut, ale nie ryzykowałabym nieodpowiednim wyglądem. Wygładziłam tylko po
drodze swoje włosy, które uczesane były w tradycyjny kok z loków, jakie nosiły
niegdyś tutejsze kobiety. Ubierały i czesały mnie nad-kobiety zbyt stare lub
schorowane, by walczyć. Nawet takich ludzi potrzebował w swoich szeregach
Itzal. To prawda, służba nie była wyszukana, nie było też jej dużo, ale w
każdym zamku takie osoby były potrzebne.
Itzal
odwrócił się z uśmiechem w moją stronę. Poczułam na sobie jego spojrzenie, ale
nie odważyłam się unieść głowy. Jeśli coś potrafiło przywołać mój strach, to
była to tylko zła opinia tego człowieka. Bałam się nawet poruszyć w obawie, że
wykonam jakiś zły ruch.
– Ostatnim
razem zachowywałaś się bardziej swobodnie – wypomniał mi, a ja nie powstrzymałam
głośnego oddechu. Coś źle zrobiłam. Nie powinnam aż tak spinać mięśni.
Rozluźniłam się więc trochę i wpatrzyłam się w fragment ziemi tuż pod butami Itzala.
–
Przepraszam, wasza wysokość – odpowiedziałam pozbawionym emocji głosem.
– Qeten,
nie musisz tak ciasno trzymać się etykiety. Wolałbym, abyś zachowywała się przy
mnie naturalnie – poprosił łagodnym głosem, podchodząc bliżej mnie.
Zerknęłam
na niego niepewnie, nie wiedząc już zupełnie jak mam się zachowywać.
–
Naprawdę? – spytałam cicho. Król uśmiechnął się delikatnie i skinął głową.
Wypuściłam z ulgą powietrze.
Skoro w
końcu mogłam spojrzeć mu w twarz, zaczęłam się przyglądać. Król Cieni musiał
zauważyć mój wzrok lustrujący jego kredowobiałą twarz, cienkie usta i
niespotykane, straszne oczy. Był nadludzko wysoki i szczupły. Całym sobą
tworzył jakby karykaturę zwykłego człowieka. Nie potrafiłam widzieć w nim
nikogo więcej niż króla, którego kochałam swoim nad-ludzkim sercem, w ciele
paskudnego potwora. Tylko króla potrafiłam darzyć uczuciem, tylko on się liczył
jako mój pan i władca.
– Jak ci
się podoba w zamku? – spytał, rozsiadając się w pięknym fotelu, który pozostał
tutaj po ostatnich mieszkańcach.
– Jestem
zaszczycona, że mogę tu mieszkać, ale muszę przyznać, że trochę brakuje mi walki
– odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Władca pokiwał głową.
– Jeśli
takie jest twoje życzenie, mogę wysyłać cię na specjalne misje, w których nie
będziesz musiała się narażać.
– Nie
rozumiem, dlaczego jestem ważna dla waszej wysokości. Nie pochodzę ze
szlachetnego rodu ani nie miałam żadnych ważnych znajomości – wyjaśniłam mu
swoje wątpliwości.
– Nie
chodzi o to kim byłaś, ale o to kim jesteś i kim będziesz. – Wstał z fotela i
podszedł do mnie bardzo blisko, dzielił nas zaledwie mały krok. Chciałam się
cofnąć, ale byłoby to obrazą dla króla. Zadarłam zatem głowę do góry i
spojrzałam w jego dziwne oczy. – Mówią, że zakazany owoc smakuje najlepiej.
Nigdy tego nie rozumiałem, nie wiedziałem, dlaczego ludzie wybierają opcje
trudniejsze, drogi prowadzą na stromą górę. Nie rozumiałem do chwili, gdy
Władcy pokazali mi ciebie w swoich wizjach. Mówią, że będziesz moją zgubą lub
przyjemną, lecz bezużyteczną zdobyczą. Ja jednak nie mogłem się oprzeć i
zdecydowałem się zaryzykować, sprowadzając cię tutaj. Możesz być kimś wielkim,
Qeten. Możesz stać u mojego boku.
Mówiąc to,
przybliżył się jeszcze bliżej, a ja obserwowałam jego twarz, na której zakwitł
wyraz zadumy i wizji marzeń.
– Nie
wiem, o czym mówisz, wasza wysokość.
Uśmiechnął
się pobłażliwie. Położył swoją dłoń na moim ramieniu.
– Mówią,
że ryzyko jest zbyt wielkie, nie warte starań. Mogę tym jednym zdaniem zaprzepaścić
całe swoje życie i wszelkie starania, by uczynić świat lepszym. A jednak muszę
zadać ci to pytanie, bo wszystko inne straciło dla mnie sens. Czy jesteś w
stanie wziąć na swoje barki to brzemię i zostać moją królową?
Chwycił
moją dłoń w obie swe ręce. Patrzyłam w jego oczy i czułam jedynie zupełne
zaskoczenie. Było ono tak wielkie, że straciłam wszelką zdolność logicznego
myślenia, kontrolę nad moim ciałem przejął instynkt, którego Itzal już nie
kontrolował.
Wyrwałam
dłoń z jego uścisku. Jego rozmarzony wyraz twarzy w mgnieniu oka zamienił się w
płonący gniew. Widząc to spojrzenie, cofnęłam się kilka kroków, aż uderzyłam
plecami w drzwi.
– Czy to
oznacza odmowę? – spytał, zaciskając szczęki. Jego nozdrza rozszerzały się
miarowo, gdy ciężko oddychał.
– Ja…
muszę się zastanowić – wyjąkałam.
Drzwi za
mną gwałtownie się otwarły, widać król w myślach rozkazał Cieniowi otworzyć
drzwi. Wypadłam na korytarz, upadając na ziemię. Itzala od tyłu oświetlało
światło z okien, prezentował się niezwykle królewsko. Patrzył na mnie z
niewyobrażalną wściekłością, zaczęłam drżeć pod wpływem tego wzroku.
–
Zastanawiaj się więc w swojej komnacie. Zastanów się dobrze nad odpowiedzią.
Nie będę ryzykować dla czegoś tak niepewnego. – Poznałam gniew Króla Cieni. Był
tak przerażający, jak to sobie wyobrażałam.
Drzwi
zatrzasnęły się z ogłuszającym hukiem.
Kala w takim momencie uroniła by setki łez. Jako
Qeten jedynie wstałam i drżącymi rękami wygładziłam suknię.
Nie mogłam się zgodzić. Itzal był moim królem,
ale nie mogłam podjąć się takiej odpowiedzialności. Nie mogłam też reszty życia
spędzić z daleka przypatrując się bitwom i dumnie siedzieć u boku władcy.
Musiałam walczyć i zabijać, do tego zostałam stworzona.
W mojej
głowie jednak narodził się szalony plan, który mógł na jakiś czas zadowolić
zarówno króla, jak i mnie. Musiałam go jak najszybciej spełnić, teraz jednak
król musiał ochłonąć.
Wyprostowałam
się dumnie i bez oglądania się za siebie odeszłam do swoich komnat.
*obecnie*
Zaczęłam
płakać, stojąc tam na środku pustej polany, gdy przypomniałam sobie drugie
spotkanie Qeten z Itzalem. To wtedy się zaczęło. W tamtej chwili moja
świadomość miała się zmiażdżyć i już nigdy więcej nie wrócić do poprzedniego
stanu. Plan Qeten był dobry dla niej, ale niszczący dla mnie. Sprawił, że już
nie mogłam odzyskać swojej niewinności sprzed przemiany. Szybko oddaliłam od
siebie kolejne nadchodzące wspomnienia. Analizę ich pozostawiłam sobie na inny
raz.
Nie mogłam
wracać do tamtych chwil. Wyniszczały mnie i uświadamiały mi brutalną prawdę.
Ja i Qeten
to tak naprawdę ta sama osoba. Było tak dlatego, że widziałam jej wspomnienia
jak własne, a czym jest nasza własna historia w naszych głowach, jak nie
wspomnieniami? To przeszłość mówi kim jestem, nie ważne jak inna ode mnie jest
Qeten. To ona kierowała moim życiem, przez to też jest częścią mnie. Nie mogłam
się pozbyć jej uczuć i emocji, były częścią śladów przeszłości, które
pozostawiły miesiące spędzone na służbie u Itzala.
Kochasz potwora.
To zdanie
sprawiło, że poczułam dreszcz strachu, przejmujący jak nigdy dotąd. Qeten w
mojej głowie odezwała się:
– A jeśli potwór nie jest wcale taki potworny?
Okay, tym razem na poważnie. Skup się, Klaudia. Napisz ładny, składny i sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuń"Królewskie komnaty"
.
.
.
.
.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
.
.
.
.
.
Okay, już mi lepiej. Tamto się wytnie.
*sześć miesięcy wcześniej*
.
.
.
.
.
.
TY TO ROBISZ SPECJALNIE, PRAWDA?
Boże, dobry Boże, moje serce tego nie zniesie...
Wrócę za moment, muszę ochłonąć. Jakby kto pytał, nawet nie zaczęłam czytać rozdziału. Po prostu skrolowałam na dół do okienka na komentarze i bang, dwukrotnie zeszłabym na zawał. To co mnie tam tak naprawdę czeka?
Dobra, już jestem.
UsuńJednocześnie mnie przeraża i podnieca sposób, w jaki Kala myśli o Itzalu. W pewnych chwilach miesza go z błotem, poprzysięga zabić przy nadarzającej się okazji... W innej zaś podziwia i porównuje go do tego idioty Itshe. Oczywistym jest, że coś jest na rzeczy, a tych dwoje... Cóż, nadal niewiele wiadomo o ich relacji, ale już na pierwszy rzut oka widać, że to wszystko siedzi gdzieś głębiej. O wiele, wiele głębiej... Nie powiem, że oni mają się ku sobie, bo rozminęłabym się z prawdą. W tym jest coś więcej niż uwielbienie, ale jednocześnie mniej niż miłość. Wyczuwam, że to będzie jeden z tych romansów, które albo się kocha, albo nienawidzi, bo są tak toksyczne i niedorzeczne...
"Mówią, że będziesz moją zgubą lub przyjemną, lecz bezużyteczną zdobyczą. Ja jednak nie mogłem się oprzeć i zdecydowałem się zaryzykować, sprowadzając cię tutaj. Możesz być kimś wielkim, Qeten. Możesz stać u mojego boku."
I okay, w tym momencie odpadłam. Niby takie nic... Ale jaram się jak Dżesika nowym ajfonem. Ten romans będzie epicki. Jak matematyczki mojej nienawidzę, to będzie coś. W poprzednich wersjach Zabójców Itzal był... Cóż, po prostu sobie był. To pierwszy raz, kiedy tak wiele mówisz nam o jego postaci, jego zwyczajach, wyglądzie... I planach na przyszłość. Tak wiele dla niej zaryzykował... I wcale a wcale to nie brzmi kiczowato. Ich relacja nigdy taka nie była, dlatego też i te słowa można odczytywać zupełnie inaczej. On jej do czegoś potrzebuje. Coś... cholera, coś mi ciągle umyka. Ale nie wierzę, żebyś z Króla Cieni chciała zrobić po prostu zadurzonego, zaślepionego chłopaczka. On ma jakiś motyw. Musi mieć. Prawda...?
Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. A wierz mi, rzadko mi się to zdarza. Z reguły podczas czytania w głowie klaruje mi się cały plan, pojawiają jakieś wstępne scenariusze, które mogą odnaleźć pokrycie w rzeczywistości, albo też nie. A tutaj nic takiego nie ma. Mam w głowie jedną, wielką pustkę. Staram się, naprawdę się staram to wszystko zrozumieć. Ale zachowanie Itzala na końcu flashbacku mnie dobiło. To świadczy o tym, że jej nie kocha, nie tak, jak powinien. To raczej pragnienie posiadania wszystkiego, co mu obiecano, bo przecież jest królem, może wszystko i wszystko też mu się należy...
Albo znowu coś poplątałam, a POTWÓR WCALE NIE JEST TAKI POTWORNY.
Znowu to robisz, Bibiś. Niszczysz mnie. Przez Ciebie dzisiaj nieprędko zasnę...
Z jednej strony podkreślasz, że K i Q to jedność, z drugiej jednak widać, że to dwa odrębne byty. To kolejny wątek, który jest tak niesamowity, że nie wiem, co o nim myśleć. Uznasz mnie za niezdecydowaną idiotkę, ale naprawdę to wszystko mnie przerasta. Świat, który wykreowałaś to istna magia. Warto było tyle czekać na powrót. Nigdy w Ciebie nie wątpiłam, Hobbicie, mam nadzieję, że Ty też tego nie zrobisz. Tworzysz coś wspaniałego i wierz mi, nie mówię tego tylko dlatego, że jesteśmy ze sobą dość blisko. Zabójcy to jeden z nielicznych blogów, które czytam. Ba! POCHŁANIAM. Uwielbiam to, co robisz, postacie, które kreujesz... Wszystko. Chwalisz moje wypociny, co niebywale mi schlebia, ale nie zapominaj, że Ty sama miażdżysz tutaj system. Jak tylko kiedyś to wydasz, będę pierwsza w kolejce na każdym możliwym spotkaniu autorskim. A twoimi autografami wręcz wytapetuję sobie ścianę. Jesteś moją muzą, Gabryjelo. Mów co chcesz, ale to mnie dzięki Tobie wraca wena. Pięćdziesiąty ósmy rozdział nie powstałby, gdybyś nie zaczęła wiercić mi dziury w brzuchu. Kiedy tylko zaczynam w siebie wątpić, ty wpadasz, opieprzasz mnie i trach, rozdział pisze się sam. Także powtórzę się, ale jest już po północy, czyli tak jakby kolejny dzień... Fajnie Cię mieć, Bibiś <3
A teraz, jako że poryczałam się podczas pisania tych czułościowych bzdetów, idę sobie odpalić The Beach i szlochać w kącie dalej.
LKF,
twój małżonek Klaudiusz
Cóż tu dużo mówić? Rozdział jak zwykle perfekcyjny. Nie ma co w nim zmieniać
OdpowiedzUsuńTa historia jest całkiem inna od mojej, a tak bardzo mi się razem kojarzą xd
Czemu tu było tak mało Derek... Iana? Xd nie podobie mi się to. Musi go być duzo xd żebym nim żygała xd Na koniec rozdziałumiałam wrażenie, ze Queten powraca. Bo skoro się odezwala... Oby nie! Nie chcemy jwj! Itzal, Itshe... Widze w nich to samo. Dwa potworki... Dwoe nale zle pchełki xdxd
Czekam na kolejny rozdział
Tym czasem idem spac...
Pozdro,Mysz
Gdzieś tam, we wcześniejszych rozdziałach, było stwierdzenie, że w człowieku mogą być dwie duszę (plus minus coś takiego). I teraz mam kolejny pomysł odnośnie tego stwierdzenia, Itzala i Itshe, a do tego magia... A co jeśli tych dwóch, to była jedna osoba, ale za pomocą magii została rozdzielona i jeden chce pokonać drugiego? Bo w sumie obojgu chodzi o to samo, nie? O władze. I na obecną chwilę to chyba nawet Itzal wydaje się być sympatyczniejszy niż Itshe. Niby zły, niedobry i przerażający, ale chyba szczery – przynajmniej nie kojarzę, żebyś przedstawiła jakoś jego zachowanie, żebym mogła stwierdzić inaczej. Wykorzystuje ludzi, ale mówi o tym otwarcie, a Itshe to taka podła świnia, gdzie tu niby walczy o wolność i w ogóle wszyscy hura!!!, a dzieckiem chce szantażować Kalę.
OdpowiedzUsuńZaraz wyjdzie, że to jednak Itshe jest tym złym, a nie Itzal...
Och, te moje teorie spiskowe... :D