20 sierpnia 2017

"Popioły"

ROZDZIAŁ 8



KALA

Ostatni tydzień był bardzo intensywny. Na zmianę trenowali mnie Pheobe i Ian, wieczorami nie miałam już sił iść nawet do Avy, ale zawsze po skończonym dniu musiałam ją odwiedzać.
Okazało się przy okazji, że nie tylko rodzina Drowe ma swój własny dom, ale gdzieś w głębi obozowiska znajduje się też dom Itshe. Mała trenowała z przywódcą Obrońców, ale nauki nie trwały długo. Dowódca Rady miał wiele obowiązków. Nie do końca rozumiałam jego decyzję dotyczącą przyjęcia ucznia. Postanawiałam się nie zastanawiać nad tym, co robi Itshe, bo było to bezcelowe. Wydawał się postępować zupełnie nielogicznie.
Ku mojemu zaskoczeniu wszystko zaczęło się jakoś układać. Oczywiście z wyjątkiem tego, że akcja nadciągała nieubłaganie, a ja wciąż nie czułam się gotowa. Wciąż popełniałam błędy, na które nie mogłam sobie pozwolić w prawdziwej walce z wrogiem.
Ian też się ode mnie odsunął, ale nie był aż tak zimny jak wcześniej. Uznałam to za bardzo dobry znak, już nie czułam na sobie jego krzywych spojrzeń. Był bardzo zajęty, przygnębiał go też brak ojca, który wcześniej zawsze mu pomagał.
W końcu nastała noc, w którą jechałam na grzbiecie wierzchowca, siedząc zaraz za Pheobe. Moja skóra prawie zupełnie straciła kolor. Zaczęłam się modlić do wszystkich bóstw, jakie znałam, ale one już dawno wydawały się zapomnieć o naszym świecie.
Ian zaklął głośno, gdy zaczął padać deszcz.
– Jeszcze tylko tego brakowało – mruknął wyraźnie niezadowolony. Naciągnął kaptur płaszcza na głowę i pospieszył konia.
W końcu znaleźliśmy się w pobliżu niewielkiego domu, z którego pozostały już tylko zgliszcza. Podobno zwiadowcy gdzieś tutaj znaleźli jakichś ludzi, którzy uciekli i żyli tutaj broniąc się przed Cieniami. Doskonale wiedziałam jak to jest, każdego dnia martwić się o swoje życie i nieustannie uciekać z miejsca na miejsce. Spędziłam tak kilka miesięcy mojego życia. Był to wystarczający czas, by przekonać się, że przed Cieniami nie można uciec, oni zawsze cię odnajdą. Tylko od humoru Itzala będzie zależało, czy ta rodzina akurat umrze, czy zostanie przemieniona.
Zeszliśmy z koni na ziemię i zaczęliśmy przeszukiwać popioły. Wydawało mi się to, że dom spłonął. Cienie unikały ognia, ponieważ był jedną z niewielu rzeczy, którymi można było je zabić. Drugim sposobem było oddzielenie ich głów od ciał.
– Znalazłam coś! – krzyknęła Pheobe. Podbiegłam do niej ciekawa tego, co mogło się znajdować w tych ruinach. Z kupki prochu wystawała czyjaś ręka. Zaczęliśmy odgarniać popiół. Krzyknęłam cicho, gdy rozpoznałam strój Obrońcy. – To był zwiadowca – mruknęła. Rozejrzała się wokół, obracając się na pięcie.
– Chyba ktoś tam jest – powiedziałam, widząc ruch za jednym z kamiennych filarów, który ocalał w pożarze.
– Zostańcie tutaj – rozkazał Ian i ruszył powoli w tamtą stronę.
Ostrożnie stawiał każdy krok, z pochwy wyciągnął cicho swój długi miecz. Widoczność pogarszał wciąż padający deszcz. Nagle zza filara wyskoczył nad-człowiek. Zaatakował Iana z wrzaskiem. Zasłoniłam mimowolnie uszy, gdy usłyszałam głośne uderzenie stali o stal. Dopiero teraz zauważyłam to, jak szybki i sprawny był. Rzucił się na białą postać i zaczął ją tłuc swoją bronią. Nad-człowiek wydawał się być coraz bardziej zdesperowany. Postanowił w pewnym momencie stanąć Ianowi na stopie, przez co ten się lekko zatoczył. Niespodziewanie żołnierz Itzala zaczął zyskiwać przewagę, w dodatku zza następnego filara wychynęły dwa Cienie. Pheobe jęknęła cicho i odwróciła swój wzrok na mnie.
– Nie ruszaj się, zaraz wrócę – poleciła i pobiegła na pomoc bratu. Mokry proch przylepił się do jej ubrania i twarzy.
Rzuciła się na jednego z Cieni. Najpierw wbiła mu miecz w serce, później zdecydowanym machnięciem odcięła mu głowę, która potoczyła się w kupkę prochu. Zamierzyła się na kolejnego potwora, ale nie widziałam już, co z nim zrobiła, bo usłyszałam za sobą ciche kroki.
Odwróciłam się szybko za siebie i ledwie zdążyłam wyciągnąć swój oręż, a już zostałam zaatakowana. Przerażenie wzięło nade mną górę i z trudem potrafiłam sobie przypomnieć jak się walczy. Próbowałam się bronić, ale ciągle się cofałam do tyłu, bo nie byłam w stanie wytrzymać siły jego ciosów. Potknęłam się na jakimś kamieniu i upadłam na plecy. Nad-człowiek chwycił swój miecz oburącz, aby wbić mi go w serce. Przetoczyłam się na bok, ale i tak poczułam ostry ból w lewym ramieniu. Wrzasnęłam głośno i zadałam pchnięcie w jego łydkę. Żołnierz Itzala odskoczył płynnie i zaśmiał się pod nosem. Byłam strasznie zdesperowana i nie byłam pewna, co robić. Poderwałam się na nogi i zasłoniłam jego cios w mój brzuch. Niespodziewanie w moich oczach pojawiły się łzy, bo czułam, że za chwilę ze mną skończy. Ostrza naszych mieczy się zderzyły, moja dłoń zadrżała, przez co broń z niej wypadła gdzieś daleko. Nie miałam nic innego do obrony, więc po prostu rzuciłam się do ucieczki, ale oberwałam płazem miecza w tył głowy. Upadłam twarzą w mokry proch. Zaczęłam kaszleć. Chciałam protestować, że to jeszcze nie mój czas i to za wcześnie na śmierć.
Uniosłam wzrok i zauważyłam jak przez oko walczącego ze mną nad-człowieka przechodzi zakrwawiony czubek czyjegoś miecza. Ian wyciągnął ostrze z głowy mężczyzny, który upadł martwy tuż obok mnie. Z obrzydzeniem patrzyłam jak pusty oczodół i wystające z niego dziurawe oko obmywa deszcz.
– Nic ci nie jest? – zapytał Ian, podając mi swoją dłoń. Pokręciłam głową, choć wciąż trzymałam się za lewe ramię, przez palce przelewała mi się moja krew. Gdy tylko wstałam, on odwrócił się szybko z wyciągniętym mieczem idealnie wymierzając w szyję Cienia, jakby doskonale widział, co dzieje się za jego plecami. Musiał uderzyć jeszcze raz, aby oddzielić  czaszkę od kręgosłupa. Westchnął i kopnął głowę czarnego stwora. – To był już chyba ostatni – stwierdził i jeszcze raz dokładnie rozejrzał się wokół.
Poczułam, że robi mi się słabo, więc oparłam się o niego i zaczęłam głęboko oddychać.
– Chyba trochę oberwałaś – zauważyła Pheobe. Ian spojrzał na nią wymownie, więc ona pobiegła do schowanych za drzewami koni.
– Wszystko w porządku, to tylko zadrapanie – wytłumaczyłam, ale blondynka już przybyła z wodą i kawałkiem czystego materiału. Usiadłam wśród popiołów i pozwoliłam się opatrzeć. Sama też napiłam się trochę wody, po czym od razu zrobiło mi się lepiej. – Nie znaleźliście żadnych ludzi? – zapytałam po chwili.
– Tylko ciała zwiadowców – powiedział Ian, na co ogarnął mnie dreszcz. Gdyby pojawił się tylko kilka sekund później, byłabym już martwa. Może jednak bogowie w końcu mnie posłuchali.

***
Gdy dotarliśmy do obozu, pierwszą rzeczą jaką musieliśmy zrobić, było zameldowanie się Radzie. W namiocie siedział jedynie Robert, który uśmiechnął się do nas serdecznie, gdy weszliśmy. Opowiedzieliśmy mu o tym, że z domu zostały tylko zgliszcza i że straciliśmy jednego zwiadowcę. Gdy Ian kończył już zdawać oficjalny raport, a zaczął przechodzić w swobodniejszą rozmowę ze swoim ojcem, do namiotu wszedł Itshe. Zapanowała głucha cisza, w której on wpatrywał się we mnie.
– Chciałbym porozmawiać z Kalą Moon na osobności – powiedział. Po krótkiej chwili zostaliśmy sami. Spiorunował mnie spojrzeniem, znów miałam wrażenie, że Itshe czyta mi w myślach. – Jak ci poszło?
Wyprostowałam się i uniosłam dumnie podbródek.
– Całkiem nieźle – skłamałam, dowódca Rady pokiwał głową. – Przeżyłam, jak widzisz. Nie jest to po twojej myśli, prawda?
– Gdybym chciał cię zabić, nie bawiłbym się w wysyłanie cię na misje. Muszę przyznać, że postąpiłem zbyt pochopnie mówiąc, że masz tylko tydzień, ale jeśli tak świetnie sobie poradziłaś, to niech Ian zabiera cię na kolejne akcje. Co do reszty Obrońców… nie mogę dać im tylko miesiąca. Spowodowałoby to jeszcze więcej szkody niż pożytku, ale faktem jest, że chociażby minimalnie musimy skrócić czas szkolenia. Pięć lat to zdecydowanie zbyt długo, wojnę musimy rozegrać szybciej.
– Na co więc czekacie? – zapytałam ciekawa.
– Na ciebie – powiedział tajemniczo, a ja zmarszczyłam brwi.
– Jestem aż tak głupia, że nie rozumiem twojej wypowiedzi, czy to ona nie ma sensu?
Itshe zaśmiał się cicho. Im dokładniej mu się przyglądałam, tym bardziej przypominał mi Itzala. Było to na tyle przerażające, że zdecydowałam się cofnąć kilka kroków.
– Zrozumiesz w odpowiednim momencie – odpowiedział.
Stwierdziłam, że już mam dość tej rozmowy, więc wyszłam szybko z namiotu. Na początku wydawało mi się, że mógłby być dobrym królem, ale tak samo myślała Qeten o Itzalu. Zdawała się nie dostrzegać cierpienia. W obozie skutkami twardych rządów Itshe były bunty i liczne ucieczki. Być może tak to się zaczyna. A gdy uda nam się wygrać? Jakim królem się okaże? Zostanie nim z pewnością, bo ludzie nie mają alternatywy.  Pokręciłam głową.
Najpierw musimy wygrać tę wojnę, a to nie jest prawdopodne.
Odnalazłam Iana i Pheobe rozmawiających przyciszonymi głosami z grupą jakichś ludzi. Ich charakterystyczne, konspiracyjne zachowanie zdradzało wszystkim wokół, że coś knują. Postanowiłam do nich podejść i dowiedzieć się, co takiego ukrywają przed całym światem.
– O czym rozmawiacie? – spytałam podchodząc do Pheobe od tyłu, na co ta lekko podskoczyła do góry z zaskoczenia. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła sztucznie.
– O niczym – powiedziała zdesperowana. Przewróciłam oczami i westchnęłam głośno.
– Szukamy miejsca pobytu dezerterów – przyznał Ian. Spojrzałam na niego ciekawie, a Pheobe dała mu kuksańca w bok. Uniosłam brwi z rozbawieniem. – No co?
Jego siostra już mu nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową do swoich rozmówców, którzy zaczęli się rozchodzić.
– Jeśli tylko będę mogła jakoś pomóc…
– Jasne – przerwała mi i uśmiechnęła się ciepło. Spiorunowała go wzrokiem i odeszła w stronę lasu.
– Miałem być szczery – powiedział z prawdziwą skruchą, która mnie rozbroiła. Uśmiechnęłam się do niego, byłam wdzięczna, że tak poważnie potraktował moją prośbę. – Ale mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe, jeśli nie będę wdawał się w szczegóły. Pheobe rozdrapałaby mnie na strzępy.
– Nawet jestem sobie to w stanie wyobrazić.
Zaśmiał się pod nosem.
– Idziesz do domu? Na pewno jesteś zmęczona – spojrzał wymownie na moje ramię – i ranna.
Machnęłam lekceważąco ręką.
– Muszę iść do Avy, bo wieczorem pewnie będziemy trenować – wyjaśniłam.
Skinął mi głową i podążył za Pheobe. Gdy był już poza zasięgiem mojego wzroku chciałam zacząć skakać ze szczęścia. Wszystko jakoś w moim życiu zaczęło się układać. Byłam sobie w stanie wyobrazić teraz moje życie. Akcje, treningi. Może nawet jeśli nie umrę, to stanę się kiedyś Obrońcą i sama przygarnę ucznia? Z tą pocieszającą myślą w głowie udałam się pod dom Itzala. Na schodach prowadzących do drzwi siedziała moja młodsza siostra, wystawiła głowę do słońca. Obcięła sobie włosy przez co wyglądała na starszą, niż faktycznie była.
– Cześć, mała – przywitałam się i usiadłam na schodku obok niej. Uśmiechnęła się do mnie radośnie i mocno przytuliła. Nagle odsunęła się i zmarszczyła z obrzydzeniem nos.
– Cuchniesz – stwierdziła i odsunęła się ode mnie. Pacnęłam ją lekko w ramię.
– Ej! Ty też byś cuchnęła, gdybyś wróciła z akcji – powiedziałam, ale nie poczułam się urażona. – Dobra, melduj.
– Wszystko po staremu – przyznała. – Itshe coraz rzadziej mnie trenuje, właściwie to nawet się tutaj czasami nudzę.
Poczułam nagły przypływ gniewu. To niezły z niego nauczyciel.
– Jeśli tylko chcesz, możemy trenować razem, gdy znajdę czas. Ian na pewno wyrazi zgodę.
– Byłoby świetnie! – Ava nagle zmieniła wyraz twarzy. Nie potrafiłam go zidentyfikować. – A ten twój nauczyciel… przystojny jest – powiedziała i zaczęła wymownie poruszać brwiami. Zaśmiałam się głośno. – Ile on będzie mieć lat?
– Chcesz wiedzieć, czy masz jakieś szanse? – spytałam bardzo rozbawiona. Zastanowiłam się nad odpowiedzią. – Nie wiem. Może dwadzieścia trzy.
– I jeszcze nie ma dzieci? – krzyknęła Ava z niedowierzaniem. Uniosłam brwi i wolno pokiwałam głową.
– Tutaj jest bardzo mało dzieci i małżeństw – zauważyłam.
– Ludzie nie chcą zakładać rodzin, bo boją się, że umrą przez Cienie – powiedziała cicho, skierowała swój wzrok na ziemię.
– Nie mów tak! – upomniałam ją, choć miała rację. Nie chciałam tylko, żeby straciła swój młodzieńczy optymizm. Musiała wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Było mi bardzo przykro, że wojna zniszczyła jej dzieciństwo. Dodałam punkt do listy, na której zostało napisane, dlaczego zabiję Itzala.
– Przecież wiem, co widzę. Myślisz, że wygramy? – zapytała z nieskończoną nadzieją w oczach. Chwyciłam jej dłoń i spojrzałam w oczy.
– Oczywiście, Avalyn – skłamałam.
Doskonale znałam Itzala i wiedziałam, że nie wygramy. Jedyną naszą szansą była ucieczka z Vernas. Liczyłam, że być może na Złotym Morzem odnajdę szczęście w rutynie zwykłego życia. Spojrzałam na swoje dłonie, na których pozostały jeszcze ślady mojej krwi.

Porozmawiałam jeszcze chwilę z siostrą, zanim zdecydowałam od niej odejść. Nie chciałam jej zostawiać, ale sama musiałam zająć się swoimi obowiązkami.



***
Ten rozdział był tragiczny, jeśli chodzi o pisanie go. Przepraszam, jeśli wyraźnie czuć, że straciłam pasję do pisania rozdziału ósmego. Miejmy nadzieję, że następnym razem będzie pod tym względem lepiej.
Chciałabym też podziękować Klaudii D. za towarzyszenie mi w pracach twórczych. Zapraszam do niej! https://undiscovered--world.blogspot.com/

Zapraszam ponownie,
Morderca :)))

5 komentarzy:

  1. Witaj, zawitaj! Ja się bulwersuję! Kiedy będzie Ian + Kala! JA JUŻ O TYM ŚNIE! Skruć moje męki, proszę ja ciebie. Coraz bardziej boje sie tego Itzala. MAŁY ZBOCZUSZEK XD Pheobe troche dalej mnie irytuje, a siostra Kali taka biedna :( Weź ją przygarnij. Cóż, dziękuje za wspomnienie o mnie,a no... xd Kiedy następn rozdział? :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalian będzie, ale to jeszcze sobie troszkę poczekasz. ITZAL JEST SUPER, GDYBYM NIE JA TO PISAŁA, TO BYM BARDZIEJ ITZALOWI NIŻ IANOWI KIBICOWAŁA XDDD
      A następny rozdział pewnie jutro :)))

      Usuń
  2. "Przepraszam... brak weny... straciłam pasję..."

    Udam, że tego nie widziałam. W sumie to by się nawet zgadzało, okulary trochę mi się pobrudziły, ale jestem zbyt leniwa, by znaleźć jakąś chusteczkę... Dlatego pozostawię to bez komentarza.

    No ale tak na wszelki wypadek... gdzie moja łopata?

    Wracając... Rozdział bez wspomnień o Itzalu nie jest najlepszym rozdziałem, ale nadal trzyma poziom! Najlepsze w tej historii jest to, że wiecznie coś się dzieje. Mówisz, że to u mnie jakaś patola się utworzyła... A co powiesz o tym? Stary, głupi Itshe przygarnął nieletnią pod swój dach, żeby ją "uczyć", Iaś wyraźnie się ślini na nasza Kalusię, ale głośno tego nie przyzna, a Ava ma sranie o to, że Iaś ma dwadzieścia trzy lata i jeszcze nie wykorzystał należycie swoich plemników. A całość zakrapiana jest krwią i flakami nad-ludzi.

    PATOLOGIAAAAA SIĘ SZERZY, MÓWIĘ CI TO.

    A tak na serio to na świecie też nie dzieje się lepiej. Śmiechłam, jak Ava wspomniała o wieku Iana i związanymi z tym "obowiązkami", ale potem przypomniałam sobie, że przecież większość moich znajomych jest już dzieciata i żonata... I nie, nie trzymam z dużo starszymi od siebie, sama też aż tak stara nie jestem. Po prostu tak jakoś...

    O czym tu ja... Ach, tak, patologia. No ale mniejsza.

    Relacja między siostrami powoli wraca do normy, widać, że w, hm, "poprzednim" życiu były ze sobą dość zżyte. Świadczy o tym już to, że Kala okłamała małą, żeby jej nie zranić. Swoją drogą dobrze, że skupiasz się na takich aspektach rodzinnych - poza Kalą i Avą ukazujesz nam na przykład jeszcze relację Pheobe i Iana. Dzięki temu cała historia zdaje się być o wiele bardziej realistyczna. Pokazujesz, że nawet w mrocznych, krwawych czasach najważniejsze wartości, jak właśnie rodzina czy miłość, pozostają nieśmiertelne.

    Koleżanka wyżej pyta, kiedy rozdział... Ja za to pytam: Kiedy Itzal? ;>

    Tak, wiem, w dziesiątce. Lecem więc tam! <3


    LKF,
    Klaudia B aka Twój skrótowo-nazwiskowy małżonek

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś, w czasie czytania tego rozdziału, w mojej głowie pojawiła się myśl... A może Itshe i Itzal, to bracia? W niektórych przypadkach choroby psychiczne są dziedziczne, a ani jeden ani drugi do końca chyba nie wszystkich zdrowych ma w domu... Taka moja luźna myśl. ;)
    Dobra, siedzę i próbuję sklecić coś porządnego, ale w głowie wciąż mam myśl, że oni mogą być braćmi i nic już nie wymyślę... idę dalej. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze jeden rozdział, jeszcze jeden rozdział!!! No nie da się od tego oderwać! Oczy mi już z orbit wychodzą, ale dalej czytam... Miałam skończyć już na czwartym rozdziale, ale to jest takie ciekawe i tak trzyma w napięciu :-) poza tym masz przyjemny styl pisania i dobrze mi się to czyta!!
    Spodobał mi się rozdział napisany z perspektywy Ian, fajnie, że chlopak nie jest taki skrajnie dobry, skrajnie neutralny (że aż mu wszystko jedno) i skrajnie zły, podoba mi się to, że jest taki nie wiadomo do końca jaki, nie jest na pewno najpozytywniejszą postacią w tej historii i ma ku temu pewnie konkretne powody ;-) super! Ja już chce wiedzieć jakie!!! (W mojej głowie to brzmi całkiem dobrze i pozytywnie, przepraszam, jak w rzeczywistości to nie brzmi najlepiej...) Spodobało mi się też, jak rozwijasz i prowadzisz wątek relacji Iana i Kali. Ją też polubiłam, dobrze ukazałaś jej zagubienie. I zakochałam się w tym fragmencie,kiedy Ian piwiedział jej, że podoba mu się jej śmiech... Ale potem wszystko zepsuł... :-\
    Mi się już tak wogole od samego prologu wydawało, że między tą dwójką coś będzie, tylko teraz nie jestem całkiem pewna co takiego... ;-)
    Najmniej spodobała mi się Phoebe, jakoś tak mnie trochę irytuje... W ogóle to pogubiłam się, kiedy czytałam ten rodział z jej perspektywy, bo wcześniej Kala wspominała o Willu, który miał być jej mężem, a tu nagle pojawia się kolejny Will, który jest ukochanym Phoebe...
    Ogólnie jgólni bardzo ciekawa, jak rozwiniesz te wątki!! I co tam się będzie dalej działo... Bo trochę się ludzie z wojny wykruszają...

    Życzę powodzenia w pisaniu,
    Jane L. C.

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony