27 sierpnia 2017

"Stary znajomy"

ROZDZIAŁ 9


PHEOBE

Dezerterzy bardzo dobrze strzegli swoich sekretów. Wydawało mi się, że zapytaliśmy z Ianem już każdego Obrońcę. Nikt jednak nic nie wiedział. Czułam się zupełnie załamana, zaczęłam już wątpić w to, że dam radę kiedykolwiek zemścić się na osobie, którą kiedyś zwykłam nazywać ukochanym.
Jego zdrada była czymś, czego sobie do końca jeszcze nie przyswoiłam. Nie mogłam znieść tego, że po prostu odszedł i zostawił mnie samą, bo wydawało mi się, że jego uczucia są szczere. Musiałam być niezmiernie zaślepiona, jeśli nie byłam w stanie zauważyć tego ogromnego fałszu, który od niego otrzymywałam.
Mógł przynajmniej zostawić wiadomość lub powiedzieć mi prosto w twarz, że zawsze kłamał. Rozstać się jak normalni ludzie. Przecież byłam w stanie nawet zabić dla niego Edarda. Ale on był dupkiem, wiedziałam to już dawno. Will obiecywał mi, że on taki nigdy nie będzie, nie zrani mnie i nie opuści. Zrobił dokładnie to, przed czym się zarzekał.
Teraz chciałam tylko go znaleźć i postąpić z nim dokładnie tak, jak on postąpił z moją duszą. Znajdę go, gdziekolwiek jest i wymierzę mu sprawiedliwość, wyrok okaże się być dokładnie taki, na jaki on zasługuje. Rozszarpał mnie na małe kawałeczki, teraz nie byłam już dłużej sobą. Pragnęłam jedynie odkupienia win. Zapłaci za to, przekona się do czego zdolna jest Pheobe Drowe.

Byłam coraz mocniej zdesperowana w swoich poszukiwaniach. Minął już ponad tydzień od tego przeklętego dnia, a wieści o Williamie jak nie było, tak nie ma. Wszyscy Obrońcy albo zdecydowali się milczeć, albo nic nie wiedzieli. Nie znali jednak mojego poziomu determinacji. Powiedzą mi wszystko, najdrobniejszy szczegół. Moja cierpliwość już zaczynała się wyczerpywać, ja już po prostu nie miałam czasu na zabawę w dyskretne podpytywanie losowych osób. Przestały mnie interesować grzeczne śledztwa, nie obchodziło mnie, czy nawet sam Itshe się tym zainteresuję. Pora na metodę „po trupach do celu”.
Zdecydowałam się nawet wciągnąć w to jeszcze więcej osób. Zapukałam do pokoju Kali. Teraz dostała już własną sypialnię, ponieważ w chacie nie mieszkał już dłużej mój ojczym. Był dla mnie jak własny ojciec. Mój rodzony tatuś nigdy mi się nie przedstawił. Zaniósł mnie tylko do Obozu, gdy mama już dawno zaginęła i uznano ją za dezertera. Robert mnie przygarnął i wychował jak własne dziecko, mimo iż byłam bękartem jego żony, którą kochał całym sercem i nigdy nie zdradziłby jej.
Matka wróciła kilka lat później. Obroniła się z postawionych jej zarzutów i dalej mogła być Obrończynią, ale nigdy nie była moją matką. Ostatecznie jednak potrafiłam ją pokochać i tak żyłam z nią przez kilka kolejnych lat, byłam małym dzieckiem, nie rozumiałam jeszcze wszystkiego. Pozwoliłam jej się o mnie troszczyć i dbać, tak jakby to ona zmieniała mi pieluchy, uczyła chodzić, mówić. Moje małe, dziecięce serce wszystko jej wybaczyło. Widziałam, że jest dobrą kobietą, która po prostu się zagubiła, jednak potrafiła o mnie dbać. Wybaczył jej nawet Robert, który z czasem zaczął udawać, że nic nie miało miejsca, a ja jestem jego dzieckiem i łączą nas więzy krwi. Tylko mały Ian nigdy jej tego nie zapomniał.
W końcu jej zła strona powróciła, gdy została potraktowana Eunuelem. Działa on dopiero po kilku godzinach. Moja matka zdołała już powrócić z bitwy do domu, przywitać się ze swoimi dziećmi. Kilka chwil po powrocie już chciała zamordować wszystkich wokół. Jakoś musieliśmy ją powstrzymać, a nie znaliśmy innego sposobu, niż odebrania życia nad-człowiekowi. Serce przekłuł jej Robert, który ją kochał najbardziej z nas wszystkich.
Wciąż pamiętam krew na jego rękach, gdy przytulał jej martwe ciało. Przez wszystkie swoje późniejsze lata nie mogłam uwierzyć, że ot tak pożarła ją choroba i już nigdy nie wróciła. Było to dla mnie niemożliwe, ale Ian tego nie rozumiał, może dlatego, że nigdy jej nie pokochał. Właśnie z tego powodu uwierzyłam Kali od razu, jej zachowanie było dla mnie nadzieją, że moja mama nie musiała umrzeć jako potwór, a wraz z nad-człowiekiem opuściła nas też dobra osoba. Historia Kali była jak moje marzenia i wytwory wyobraźni, gdy śniłam o tym, że ona do mnie wróci.
Kala otworzyła mi drzwi i wystawiła głowę przez framugę.
– Tak? – spytała, unosząc brwi. Ostatnio rzadko do niej zaglądałam, a to z powodu moich poszukiwań. To Ian się nią zajmował i uczył, ja oddaliłam od siebie wszystkie obowiązki na rzecz zemsty, która powoli zaczęła mi przelewać się przez palce.
– Ian mówił, że chcesz zaoferować swoją pomoc… – przypomniałam jej, ale nie wiedziała, o co chodzi. Oblizałam wargi ze zdenerwowania. – Mogę wejść?
Kala kiwnęła głową i wpuściła mnie do środka. Przez kilka sekund wryło mnie w ziemię, gdy przeszłam przez próg. Gdy jeszcze mieszkała ze mną, nasz pokój wyglądał bardzo porządnie, ale to, co działo się tutaj… Łóżko było nieposłane, księgi, które miała za zadanie czytać były niedbale porozrzucane na podłodze, na biurku gniły resztki jedzenia, a kurz tworzył już chyba kilkucentymetrowe warstwy.
– O rany! A co tu się stało? – krzyknęłam, chwytając się za serce. Dziewczyna zdecydowanie nie byłaby dobrą panią domu. Kala tylko wzruszyła ramionami i zrzuciła rzeczy z łóżka, abyśmy mogły na nim usiąść.
– Po prostu nie mam kiedy sprzątać – wyjaśniła.
 W duchu przyznała jej rację. Przez ostatni tydzień dużo pracowała, w dodatku bardzo dbała o swoją siostrę, której obecność sprawiała radość wszystkim nam wokół.
– Przyszłam do ciebie z dość… specyficzną sprawą. Szukamy buntowników dla Itshe – skłamałam. Nie mogłam przecież powierzyć jej wszystkich swoich sekretów, nawet jeśli ona z pewnością swoje mogłaby wyjawić mnie. – Szczególnie naraził mu się jeden… Nazywał się William. William Ewazp.
Kala skoczyła na równe nogi, pęd tej czynności sprawił, że zatoczyła się do tyłu. Nie potrafiłam zrozumieć jej reakcji.
– Przepraszam, możesz powtórzyć imię? – rzuciła zniecierpliwiona.
– William Ewazp. Jasne włosy i szare oczy, jest młodszy od Iana. Pewnie go pamiętasz z obozu.
– No nie. To on też żyje? Jeszcze za chwilę się okaże, że moi rodzice też jednak żyją i że wrócą do obozu.
Kala ponownie usiadła i chwyciła się za głowę.
– Obawiam się, że cię nie rozumiem – odparłam ze zmarszczonym czołem.
– Osoba o której mówisz może być moim przyjacielem sprzed wojny – wyjaśniła.




KALA

Sama nie byłam pewna, czy jest to dobra wiadomość. Kolejna osoba, którą od dawna uważałam za martwą, okazała się jeszcze być wśród żywych. Liczyłam jednak na to, że imię, nazwisko oraz charakterystyczne cechy wyglądu są przypadkowymi rzeczami, które łączą te dwie osoby. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że mój przyjaciel, bratnia dusza, był przez cały czas tak blisko mnie, a ja go nie zauważyłam.
Nie chciałam też się z nim widzieć, ponieważ byłby kolejną osobą, która zobaczyłaby we mnie potwora, a akurat na jego zdaniu zależało mi najbardziej odkąd pamiętam. Był dla mnie jak drugi brat, z którym spędzałam większość wolnych chwil. Znów ogarnął mnie nagły przypływ wspomnień, które przyjemnie wspominałam. Wszystkie momenty, w których mi towarzyszył, sprowadzały uśmiech na moją twarz.
Jednak wszystko wskazywało na to, że ja i Pheobe mamy na myśli tę samą osobę. Nie miałam żadnych informacji o buntownikach, ale mogłam jej pomóc drążyć dalej. Ludzie jednak uciekali na mój widok, jakbym naprawdę mogła im coś zrobić. Po kilku godzinach prób zdecydowanie się poddałam. Nikt nie chciał mnie w obozie, najwidoczniej wszyscy czuli ulgę na myśl, że mieszkam z rodziną Drowe, która ma swoją siedzibę poza centrum.
Powinnam była spodziewać się ich reakcji, a jednak wciąż sprawiała mi ona przykrość i przypominała o przyszłości. Nikogo nie obchodziło, że na przedwcześnie przeprowadzonej akcji mogłam zginąć. Nie dziwiłam im się. Zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo brzydziłabym się kimś takim jak ja na ich miejscu. Pewnie dołączyłabym do buntowników i zawisnęła na sznurze.
Zatrzymałam się w miejscu i zdałam sobie sprawę z pewnej przykrej prawdy.
Przecież Will nie uciekł mi sprzed nosa. Musiał usłyszeć o Kali Moon. Dowiedział się o mnie i był tak zawiedziony, że nie zdecydował się nawet pojawić. Nie chciał nawet się ze mną skonfrontować i wykrzyczeć mi w twarz, co myśli o takiej wersji mnie. Poczułam fizyczne ukłucie swoich win. Potrzebowałam czyjegoś pocieszenia i rozmowy. Udałam się prosto do Avalyn.
Choć była ode mnie młodsza, jej wsparcie ceniłam sobie bardziej, niż sympatię kogokolwiek z obozu. W końcu mogłam kogoś kochać i czuć się przez kogoś kochaną. Nie wiedziałam do tej pory jak bardzo mi tego brakuję. Ktoś w końcu naprawdę brał do serca moje problemy, a ja miałam o kogo się martwić. Ava była moim jedynym światełkiem w ciemnościach, osobą, która sprawiała, że miałam po co jeszcze żyć.
Idąc szybkim krokiem przez obóz starałam się nie zwracać uwagi na towarzyszące spojrzenia Obrońców. Miałam ochotę tupnąć nogą w ich stronę i zobaczyć, czy spłoszą się jak przerażone psy. Z czasem zaczął bawić mnie ich strach, ale w jakiś sposób go rozumiał. Każdy Obrońca czuł wroga w otoczeniu, gdzie była jego rodzina.
Dotarłam pod dom Itshe i zapukałam do domu. Modliłam się w duchu, abym w środku nie zastała gospodarza domu, jedynie moją siostrę. Nie miałam najmniejszej ochoty widzieć się z przewodniczącym Rady. Z jednej strony dlatego, że bałam się jego gwałtownych reakcji, z drugiej zaś napawały mnie lękiem jego tajemnicze słowa, których często w stosunku do mnie używał. Był przerażająco podobny pod tym względem do Itzala, który również lubił powtarzać dziwne, dotyczące mnie slogany, których nie rozumiałam.
Na całe szczęście, drzwi otwarła mi Ava, która powitała mnie mocnym uściskiem.
– Pamiętałaś! – krzyknęła, wtulając się mocniej. Przygryzłam mocno wargę i westchnęłam cicho.
– O czym? – spytałam, licząc, że po prostu mi powie. Ona jednak odsunęła się ode mnie szybko i spojrzała w oczy.
– Jak mogłaś? – zapytała, choć uśmiech nie schodził z jej twarzy. Ja pokręciłam głową na znak, że nie jestem w stanie sobie o niczym przypomnieć. – Miałyśmy ćwiczyć, gdy nie będzie Itshe. Zresztą, jego praktycznie cały czas nie ma. Chciałaś mi pomóc – wyjaśniła, a ja ze wstydem przyznałam jej rację. Byłam zbyt zaślepiona swoimi uczuciami, żeby o tym pamiętać. Nie mogłam zwalać od razu całego tego syfu na małą dziewczynkę.
Bez większego gadania, zabrałyśmy się za walkę. Avalyn była już gotowa, ja też nie miałam nic do zrobienia, z wyjątkiem wyciągnięcia krótkiego miecza zza pasa. Moja siostra szkoliła się w walce dwoma nożami, jednym bardzo długim, drugim krótszym, który był podobny rozmiarami do sztyletu.
Postanowiłam najpierw sprawdzić jej umiejętności, choć podejrzewałam, że nie jestem od niej wcale dużo lepsza. Byłam jednak pewna, że obie jesteśmy w stanie coś wyciągnąć z tych krótkich sesji.
Moje myśli jednak ciągle wracały do Willa i wspomnień o nim, przemyśleń na temat jego braku zainteresowania wobec mnie. Zastanawiało mnie też, dlaczego akurat Ianowi i Pheobe przypadło poszukiwanie informacji o buntownikach i dlaczego akurat William tak naraził się przywódcy Obrońców.
Nie zdążyłam nawet zauważyć, kiedy Ava zdecydowała się rzucić na mnie niepostrzeżenie z bitewnym okrzykiem. Dostałam z rękojeści mocno w brzuch, co odebrało mi oddech i zmusiło do skulenia się. Z kolejnymi okrzykami otrzymałam cios w głowę, a następnie zostałam powalona na ziemię kopniakiem w plecy. Odwróciłam się szybko twarzą do góry i zaczęłam zupełnie bezmyślnie wymachiwać mieczem. Ava zablokowała mnie, krzyżując sprytnie swoje ostrza. Po niedługiej chwili już przystawiała mi nóż do szyi.
Młodsza siostra spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Ej, co ty wyprawiasz! Nie dawaj mi forów! – krzyknęła oburzona, najwyraźniej zaskoczona tym, jak łatwo jej poszło.
– Naprawdę, ja ci nie pomogłam. Jestem wręcz oburzona twoim poziomem – wystękałam, decydując się pozostać na ziemi, u jej stóp.
– Kalo Moon, nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałaś się pokonać. Chociaż, stojąc naprzeciw tak zdolnej wojowniczki… – Usiadłam szybko, słysząc za sobą znajomy głos. Cała się spięłam i przygotowałam na spotkanie z Ianem. Miał teraz odbywać się nasz wspólny trening, a ja leżałam pokonana przez dziewczynkę.
– Naprawdę przepraszam, nie chciałam opuszczać treningu, już sobie stąd idę, ja tylko chciałam trochę… – zaczęłam się tłumaczyć.
– Ależ daj spokój, nie jestem twoim ojcem – przerwał mi, nie zdając chyba sobie sprawy, że wciąż boleśnie przeżywam żałobę po rodzicach.
Spojrzałam na niego niedowierzając. Byłam pewna, że będzie na mnie okropnie zły, a on już rozsiadał się wygodnie na trawie. Ava widząc, że nie mam zamiaru wstać, postanowiła ułożyć się obok mnie.
– Czy możecie mi wytłumaczyć właściwie, dlaczego? – spytał. Spojrzałam w chmury i westchnęłam cicho, ale zanim zdążyłam się odezwać, Ava wyrwała się z odpowiedzią:
– Itshe nie ma dla mnie czasu, więc Kala chciała ze mną pobyć – wyjaśniła.
Ian uśmiechnął się lekko i pokiwał głową ze zrozumieniem. Ten człowiek mnie zadziwiał. Miał najwyraźniej dzień Dobrego Iana. Wtedy bywał miły nawet dla mnie. Muszę przyznać, że niezmiernie mnie takie dni cieszyły.
– No, niezły pokaz umiejętności przed siostrą, co? – zwrócił się do mnie. Oparłam się na łokciach i musiałam unosić wysoko głowę, aby patrzeć mu w twarz. – Teraz wyjdzie na jaw, że nie jestem dobrym nauczycielem.
– No coś ty! – zaprotestowała głośno Avalyn, coraz bardziej podekscytowana jego obecnością. – Kala ciągle mówiła, że jesteś świetny. Że dobrze walczysz, że jesteś cierpliwy, że masz…
– Ava! – upomniałam ją, gdy zauważyłam, jak to wygląda. Nie mogłam pozwolić, żeby tak mówiła. To była prawda, Ian był dobrym Obrońcą, ale strasznie mnie denerwował. Nie był bóstwem, za jakie się uważał. Moja siostra tylko podnosiła jego ego.
– Ależ nic się nie stało. – Brunet spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Przeraziło mnie jego zadowolenie.
Rozmawialiśmy w taki sposób bardzo długo. Z jednej strony cieszyłam się przedpołudniem, które mogłam bezczynnie zmarnować, z drugiej jednak wciąż dręczyły mnie niewypowiedziane myśli na temat Willa. Chciałam zapytać Iana o to wszystko, ale postanowiłam nie zakłócać tych miłych chwil swoimi przemyśleniami i teoriami. W końcu miałam tyle pytań.
Nie chciałam zagłębiać się w te mroczne fragmenty mojej świadomości, ale natychmiast przypomniał mi się chłopiec, którego powiesił Itshe, nad-człowiek, który tak niedawno mnie zaatakował. Ile byłam w stanie poświęcić dla Obrońców? Ile ran musiałam odnieść w walce, aby Itshe uznał, że jesteśmy gotowi na otwarty atak?
Poczułam dreszcz grozy, gdy zdałam sobie sprawę, że nie mogę już znieść więcej. Nie jestem w stanie zdobywać nowych trosk. Męczyły mnie wspomnienia zdobyte w służbie Itzala, spojrzenia złych Obrońców, treningi z Ianem, codzienne wspominanie rodziny i domu, w którym kiedyś mieszkałam. William przy tym wszystkim był marnych prochem, nie mogłam zaprzątać sobie nim głowy. Zbliżały się ważne bitwy, musiałam skupić się na ważnym zadaniu – zabiciu Itzala za wszelką cenę, własnymi rękoma.
Kochasz potwora.

Przygryzłam mocno wargę, słysząc w głowie donośny głos Itshe. Być może pozbawienie głowy Króla Cieni nie będzie takie przyjemne.


***
Równy tydzień! Jakoś się wyrobiłam. Bardzo trudno było mi pisać ten rozdział, ja po prostu nie mogę doczekać się już jakiejś akcji konkretnej. Oby nastała wojna, abym mogła kogoś zabić w końcu!
Zapraszam ponownie,
Morderca!

3 komentarze:

  1. Wzmianka o Willu, a Klaudia łapie fangrill do kwadratu. No kocham gościa! Nie tego tutaj, bo w sumie o nim niewiele wiadomo poza tym, że spietrał, ale za to tego pana, który go "gra" w tym opowiadaniu to z chęcią bym przygarnęła. Noce robią się coraz zimniejsze i w ogóle...

    Rozdział, ach tak. Skupmy się na tym.

    Nie wiem, może jestem za głupia, ale chyba nie do końca rozumiem, czym tak naprawdę kieruje się Pheobe. Jasne, zemsta rządzi się swoimi prawami i w ogóle, czasem ciężko jest znaleźć w tak chaotycznym postępowaniu jakiś sensowny motyw... Ale tu nie dostrzegam żadnego. Nic, null, zero. Facet nawiał. Nie chciał jej. ( W sumie to mu się nie dziwię... ) A ta za wszelką cenę stara się go odnaleźć. Why?

    Ha, wiedziałam, że ten William, to właśnie ten William! ( I takim oto sposobem pisze się matura z polskiego na zero. Brawo, stara, brawo. Oby do maja! ) Ale teraz się będzie działo ;> No bo jak to tak, dwie dziewczyny pod jednym dachem? W dodatku obie zakochane (Kala też? Pamiętam, że byli zaręczeni. Ale chyba bardziej się przyjaźnili, nie?) w Willu... A ty mi się dziwisz, że wzdycham do Tudora. No jak go tu, cholerka, nie kochać?

    "Kochasz potwora"... Niby takie nic, dwa zwykłe słowa, jednak połączone w jedno zdanie niezmiennie przyprawiają mnie o ciary. Ale się będzie działo, ożeszcholera. Fangrillllll

    Jakby kto pytał, ja naprawdę mam już osiemnaście. Chociaż nie wyglądam. A już tym bardziej się tak nie zachowuję.

    Dziesiątko, nadchodzę!!!


    LKF,
    Klaudia B aka twój skrótowo-nazwiskowy małżonek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehem... Ehem...
    Pisząc "po trupach do celu" przypomniała mi się pani Szymula krytykując nasz boski scenariusz do "Balladyny". Nie rozumiem jej. Przecież książkowa Balladyna i nasza były takie same xd
    Co do Pheobe, to muszę przyznać, że ją polubiłam. Wydaje się dość ciekawa, ale dała się troche nabrać. Tak to wygląda. Mam cichą nadzieję, że skopie temu Willowi zadek, jednak skoro to William Kali, to niech się z tym wstrzyma. Już wcześniej czułam, że te dwa Wille to tak naprawdę jeden will. Troche dziad i prostak, ale przypuszczam, że jeszcze nie poznaliśmy jego prawdziwego oblicza. Czym że to nas zaskoczysz w dalszych rozdziałach?
    Czuje, że Ian mięknie. Podoba mi się to, az drugiej strony boję się tego. Może on coś kombinuje? O nie! Znowu widze go w wersi DEREKAAA! <3
    Żal mi trochu Kali. Taja niechciana. A to nie jej wina!!!
    I co z tą Ave. C9z ja nam o niej opisać. Nie wiem. Jeszcze jej nie rozgryzłam. A co do tego przywódcy obozu to... Niech ginie!
    Pozdro,Mysz "."

    OdpowiedzUsuń
  3. Skasował mi się komentarz... Cholera >.<
    Niech sobie przypomnę, co ja tam napisałam...

    Czyli ogólnie Kala i Pheobe miały tego samego faceta? No, a jeśli tak, to mogą przybić sobie piątkę i zacząć nazywać się siostrami. ^^ A w ogóle to chyba spory palant z niego, nie? Bo nie ma bata, żeby nie wiedział o znalezieniu Kali i jej obecności w obozie. Mógł przyjść chociaż się z nią przywitać.
    A Ian znów miły... hmm... facet zmienny jak pogoda w górach – tak wnioskuję. No a z drugiej strony czuje mięte do Kali, więc te jego dziwne zachowania biorą się właśnie stąd? No i kim jest ten potwór?! Ja chce wiedzieć!!!

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony