2 sierpnia 2017

"Avalyn"

ROZDZIAŁ 4


KALA

Pokiwał głową, słysząc moje słowa. Zachowywał się, jakby już to wszystko wiedział.
– A ty w co wierzysz? – zapytał. Wydawało się, że informacja ta nie robi na nim żadnego wrażenia.
– Nie wiem. Nie wydaję mi się, że mam na to jakikolwiek wpływ. Nieważne, co zrobię, wszystko, co się stanie, zostało już zaplanowane.
– Mówisz o przeznaczeniu?
– Mówię o ludziach, którzy kierują wielkim światem i już dawno zaplanowali wszystko, co mnie dotyczy. Nie przeżyję tej wojny.
– Skąd możesz to wiedzieć? Zawsze masz wpływ na swoją przyszłość, nieważne, co mówił ci Itzal. Przez setki lat nasiąknął jadem, być może sam zaczął wierzyć w swoje kłamstwa.
– Wiem, że nie przetrwam, bo powiedzieli tak Władcy. Jemu nigdy w pełni nie wierzyłam, nawet gdy mną kierował. Wszyscy widzą, że jest niezrównoważony, a przez to jeszcze bardziej niebezpieczny. Władcy żyją naprawdę. Choć ich nigdy nie widziałam, wiem to na pewno. Wspierają Itzala, wiedzą, że wygra. – Zmarszczyłam brwi. Spojrzałam w jego brązowe oczy, przyglądał mi się uważnie. – Dlaczego walczycie, Itshe? Dlaczego nie rozkażesz im stąd uciec, daleko, za Złote Morze? Zmuszasz ich do walki, choć wszyscy będą musieli zginąć.
Uniósł jeden kącik ust w uśmiechu.
– Nie przegramy, Kalo. Ty tego nie widzisz, straciłaś nadzieję, ale dopóki żyją ludzie, którzy pamiętają, nie uciekniemy. Nigdy nie opuścimy Vernas. Już wiele razy uzurpatorzy chcieli nas wszystkich zamordować, a jednak żyjemy.
– Chcesz zasiąść na tronie?
– Tak – powiedział po prostu i ze skromnych uśmiechem oddalił się, pozostawiając mnie z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem. Nie zdziwiła mnie ta odpowiedź, pomimo tego, że nie nosił korony, wyglądał i zachowywał się jak król. Jego spojrzenie sprawiało, że nikt nie mógłby skłamać, postawa wzbudzała szacunek. Mimo wszystko poznałam tę brutalną prawdę – Obrońcy nie walczyli dla siebie, tylko przede wszystkim dla niego. Nigdy o nich nie dbał, chciał tylko osiągnąć swój cel. Moje zaskoczenie było spowodowane tym, że tysiące ludzi widzą w nim bohatera, który zbawi świat, a nie kolejną osobę, która chce tylko władzy.
Po chwili poszłam do domu, gdzie właśnie domownicy czekali na mnie z obiadem. Nie pytali, wystarczyło, że widzieli mój wyraz twarzy. Do końca dnia nie odzywałam się zbyt wiele. Ian i Robert musieli się zbierać na kolejną nocną wyprawę, Pheobe siedziała ze mną do późna przy stole, ucząc geografii Vernas. Ledwo potrafiłam czytać, a co dopiero znać takie rzeczy. Pierwszy raz słyszałam o tych miejscach, kojarzyłam niektóre z bajek i legend. Obrońcy mieli swój obóz na Smoczym Półwyspie.
Położyłyśmy się spać bardzo późno, ponieważ biedna Pheobe nie mogła mnie niczego nauczyć, byłam okropna w zapamiętywaniu tych dziwnych nazw. W najbliższym czasie miałam zacząć uczyć się historii Vernas, co napawało mnie jeszcze większym lękiem.
– Kala, wstaje słońce. Obudź się – mówiła spokojnych, cichym głosem. Jęknęłam głośno. Kolejny dzień ćwiczeń, w którym Ian będzie mi nieustannie przypominał, że jestem do niczego. Usiadłam powoli na łóżku.
– Następny dzień tortur? – stęknęłam, opuszczając nogi na podłogę. – Ian już pewnie czeka?
Pokręciła głową i przygryzła wargę.
– Jeszcze nie wrócili.
Wstrzymałam na chwilę oddech. Podróż za dnia była niebezpieczna. Łzy w kącikach jej oczu uświadomiły mi, że mogą nie wrócić. Dotknęłam dłoni Pheobe. Choć ja ich nie znałam, wiedziałam, że to dobrzy i wartościowi ludzie, którzy wiele dla niej znaczą. Nie powinna się zamartwiać, widziałam, co potrafią. Widziałam, jak wielki ból odczuwała za każdym razem, gdy musieli wyjeżdżać i walczyć. Życie Obrońcy polegało na poświęceniu, przez cały czas. Itshe nakazywał im jeździć po każdą zbłąkaną duszę, gdyż potrzebował ludzi i informacji. Nie chciałam się martwić, Ian świetnie radził sobie z nad-ludźmi, widziałam to na własne oczy, a jego nauczyciel musiał być jeszcze od niego lepszy.
– Wrócą – powiedziałam. Byłam pewna, że tak będzie. Blondynka pokiwała głową.
– Dziś poćwiczymy razem. Przygotuj się, ja nie będę się z tobą obchodzić tak delikatnie jak Ian.
Zaśmiała się smutno, gdy wychodziła z mojego pokoju. Ubrałam się w jej strój, związałam włosy kawałkiem skóry. Z lekkim wahaniem chwyciłam mieczyk, służący niegdyś do zabijania Obrońców.
Pheobe nie żartowała mówiąc, że Ian w porównaniu z nią był delikatny. On tłumaczył, ona krzyczała. Miałam nadzieję, że to jednak młody Obrońca zostanie moim nauczycielem. Kolejny raz położyła mnie na ziemi. Nie myślała nawet o dawaniu forów. Rozłożyłam ręce i nogi, jęknęłam głośno, czując, że boli mnie już wszystko.
– Może przerwa? – poprosiłam.
– Nie – odpowiedziała twardo.
Zrozpaczona uklękłam przed nią, wyciągnęłam drżące ręce przed siebie. Spojrzałam na nią błagalnie. Biła mnie już cały dzień, bez litości. Byłam zmęczona, ale przede wszystkim głodna.
– Nie patrz się tak na mnie – mruknęła, mrużąc oczy.
– Proszę! – krzyknęłam głośno, upadłam do jej stóp. Chwyciła moją dłoń i próbowała mnie podnieść, ale ja wczepiłam się w jej kostkę. Moja desperacja była tak wielka, że zaczęłam skomleć, w końcu Pheobe się przewróciła, opadając tyłkiem na ziemię. Westchnęła, jej włosy długie do ramion przykleiły się do twarzy.
– No dobra. Wygrałaś.
Zaprowadziła mnie do domu, dała jeść. Byłam szczęśliwa, jak nigdy w życiu. Gdy rozłożyłam się na krześle, klepiąc pełny brzuch do domku wpadł Ian. Znowu na jego widok wrzasnęłam, może dlatego, że tym razem wyglądał jeszcze gorzej. Pheobe rzuciła mu się w ramiona. Śmiała się radośnie. Zaraz po nim pojawił się Robert, który wcale nie wyglądał lepiej. Krew, pot i brud pokrywały ich ciała w takim stopniu, że trudno było ich rozpoznać. Na policzku Iana widniała głęboka, krwawiąca rana. Wiedziałam, że zostanie mu blizna. Włosy były pozlepiane, skrzywił się, gdy jego siostra go objęła, musiał doznać wielu ran.
Odkleili się od siebie. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się szerzej, na co ja uniosłam jedną brew.
– Myślę, że powinnaś pójść do namiotu Rady – powiedział tajemniczo. Wstałam od stołu, przeszłam obok nich i wolnym krokiem udałam się do centrum obozu. – Właściwie, to mogę pójść z tobą. – Podbiegł do mnie, wydawał się być bardzo zadowolony z siebie i przyjaźnie do mnie nastawiony. Nie rozumiałam tej zmiany, coś istotnego musiało się wydarzyć.
– Mogę wiedzieć, co…?
– Nie będę ci psuł niespodzianki – przerwał mi i dalej szedł w ciszy, prowadząc przez zaułki. Ludzie oglądali się za nim, wyglądał naprawdę tragicznie, krew z rany na twarzy ściekała na jego czarny strój.
– Nie powinieneś zająć się tą raną? – spytałam. Robiłam się coraz bardziej zaniepokojona jego radosnym zachowaniem. Z roztargnieniem dotknął policzka, po czym machnął ręką.
– To nic takiego. – Wskazał palcem duży namiot, który stał niedaleko – A, oto jesteśmy.
Byłam jednocześnie przestraszona i zaciekawiona. Weszłam do środka. Tyłem do wejścia stała niska dziewczynka, miała długie, potargane, brązowe włosy. Przy stole siedział Itshe, starzec i kobieta, która patrzyła na nią bardzo sceptycznie. Mała trzęsła się ze strachu. Słysząc, że ktoś wchodzi do środka, odwróciła się na pięcie. Ian przepuścił mnie przodem, stanął kilka kroków za mną.
Dziewczynka miała brudną buzię, nie poznałam jej od razu. Po chwili zasłoniłam usta dłonią.
– Kal? – zapytała cieniutkim głosikiem. Gdy się odezwała, byłam już pewna. Kiwnęłam głową. Mała rzuciła się na mnie, uklękłyśmy wtulone w siebie na ziemi. Usłyszałam chichot Iana za moimi plecami.
– Moja mała Avalyn – szeptałam w jej rozczochrane włosy.



GWEN

– Ginewra Ross – przedstawiłam się, podając dłoń. – Mów mi Gwen.
– Pheobe. – Blondynka uściskała moją rękę. Miała pogodny uśmiech. – Zawsze pomagam nowicjuszom. Przez kilka dni będziesz musiała posiedzieć w ośrodku, później przydzielą ci nauczyciela.
Dziś w nocy przyjechali po nas Obrońcy. Po mnie i mojego tatę. Była z nimi jeszcze mała, rezolutna dziewczynka, którą uratowali od spalenia na stosie podczas Rytuału. Pochodziłam z bogatej rodziny, pieniądze pozwoliły nam ukrywać się przez tak długi czas. To zadziwiające, że nawet podczas wojny ludzie chcą pomóc ci tylko wtedy, gdy masz czym zapłacić. Na szczęście, Obrońcy tacy nie byli.
Dostałam od Obrończyni nowe ubranie – spodnie i koszulę bez guzików, kobiety tutaj nie nosiły sukien. Było mi w tym stroju bardzo niewygodnie, ale nie chciałam narzekać. Dostałam nowe ubranie, jedzenie i schronienie. Nie mogłam oczekiwać niczego więcej.
– Będę musiała walczyć? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Tak, wszyscy tutaj musimy to robić. Dla dobra kraju.
Wyczułam w jej głosie niepewność, sama nie wierzyła w zwycięstwo, lecz wydawało się na pozór, że jest wieczną optymistką, jak ja. Musieli być naprawdę zdesperowani, że kazali walczyć również kobietą, z drugiej strony, w zastępach Itzala również można było je zobaczyć.
– Czy możliwe jest w ogóle zwycięstwo? – zapytałam.
Uśmiechnęła się promiennie.
– Wiesz, jest taka legenda, która mówi, że gdy nadejdzie noc pełna strachów i cieni, zjawi się bohater, który przeciwstawi się nawet śmierci. Zwalczy istoty ciemności, będzie jak płonąca pochodnia w mroku. Odzyskamy wolność, do Vernas znów powróci szczęście.
– Wierzysz w tę legendę?
Pokręciła głową, ale nie przestałą się uśmiechać. Zaczęła obmywać moje rany, używała piekącej maści. Byłam jej niezmiernie wdzięczna. Po chwili pojawił się młody Obrońca. Gdy rozpoznałam w nim mojego wybawiciela, moje serce zabiło szybciej. Wyglądał jak najprawdziwszy książę, był przystojny i odważny. Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam, ale patrzył się tylko na Pheobe. Teraz lepiej mogłam widzieć jego rysy, bez brudu i krwi. Był niesamowicie dzielny, gdy walczył. Prawdziwy bóg wojny.
– Kala znalazła siostrę – oznajmił. Był wyraźnie zadowolony. – Masz ochotę ją poznać?
Blondynka wstała jak oparzona. Roześmiała się cicho i klasnęła w ręce.
– Jasne! – Już miała odejść, ale szybko się do mnie odwróciła. Zobaczyłam na jej twarzy bezradność. – Niedługo wrócę, Gwen – obiecała i pobiegła za moim księciem. Byłam rozczarowana.



KALA

Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Wydawać by się mogło, że człowiek przez pół roku nie może się zbyt wiele zmienić. A jednak, moja mała Ava z każdym dniem stawała się coraz bardziej piękna. Teraz, gdy już doprowadziła się do porządku, ubrała letnią, lawendową sukienkę, a swoje włosy upięła w kok, wyglądała cudownie. Była podobna do mnie, ale wydawała się być delikatniejsza. Światło zachodu słońca zabarwiło jej skórę na złoty kolor. Moja buzia nie przestawała się uśmiechać. Wciąż to do mnie nie docierało. Nie rozumiałam, jak to się stało, że siostra, którą widziałam leżącą bezwładnie na ziemi, siedzi teraz obok mnie. Wydawało się to być bardzo surrealistyczne. Jej usta nawet na moment się nie zamknęły.
– Cień nigdy mnie nie dotknął, zemdlałam słysząc krzyk. Zabrali ciebie i rodziców, ale mnie nie zabili. W nocy uciekłam do Bluerain, a tam udało mi się przyczepić to grupy ludzi. Kolejne pół roku chowania się po wsiach i miastach. Pytałam o ciebie, ale nikt o tobie nie słyszał. Chcieli już mnie spalić, byłam już przywiązana do pala. Aż w końcu przybyli Obrońcy i przyprowadzili mnie do ciebie. – Zmarszczyła brwi i odsunęła się ode mnie. – Dlaczego mnie nie szukałaś?
Zachłysnęłam się powietrzem. Poczucie winy. Znowu.
– Sama odnalazłam się kilka dni temu. Byłam… Ja chorowałam, bo zmusili mnie do wypicia Eunuelu. Przepraszam, nie chciałam tego.
Rzuciła mi rozbawione spojrzenie.
– Ty głupku! Oczywiście, że to nie twoja wina. Doskonale wiesz, że żaden Cień nie chce być Cieniem. Nie możesz się obwiniać za coś, na co nie masz żadnego wpływu. Nie przepraszaj, Kal.
Nic nie powiedziałam, tylko ją przytuliłam. Tylko ona była tak dobra i ufna, że uwierzyła mi od razu. Od środka rozpierało mnie takie szczęście, jakiego nigdy sobie nie wróżyłam. Myślałam, że czeka mnie tylko smutek i żal, a otrzymałam cudowny dar od losu – Avalyn. Moją małą siostrzyczkę.
Właśnie w takim uścisku zastali nas Ian, który zdążył się ogarnąć i Pheobe. Zobaczyłam ich dopiero po chwili. Usiedli na piasku, obok nas. Trwaliśmy tak w ciszy, robiło się coraz zimniej, ale żadne z nas nie chciało iść.
– Kyle? – zapytałam w końcu Avę, ale znałam już odpowiedź. Chciałam ją tylko usłyszeć.
– On nie żyje – powiedziała cicho, bez żalu. Zdążyła już przywyknąć. Zadrżałam. Jak to się mogło stać, że obie straciłyśmy wszystko? – Nie wiesz co się dzieje z Zoe albo Willem?
Pokręciłam głową w odpowiedzi.
– Kim byli? – spytała Pheobe. Jej głos brzmiał życzliwie.
– Zoe zniknęła kilka dni przed atakiem Cieni na Bluerain. To żona Kyle’a. Była w ciąży. –Pheobe syknęła i spuściła głowę. Wszyscy rozpaczaliśmy, szczególnie mój starszy brat, który stracił swoją nową rodzinę. Szukał jej przez tydzień, później zaatakowały Cienie. Nie mógł dłużej tam zostać. – Will… był naszym przyjacielem – skłamałam. Miałam wtedy już siedemnaście lat. Will był moim narzeczonym. Nigdy go nie kochałam, tak jak powinnam kochać męża, ale był dobrym człowiekiem i przyjacielem, poza tym nasza rodzina miała kłopoty z pieniędzmi, a rodzice Willa mieli dużo do zaoferowania. Chciałam za niego wyjść, byłabym szczęśliwa, a teraz za nim bardzo tęskniłam, tak jak za wszystkimi.
Bardzo tego nie chciałam, ale znowu zaczęłam płakać, Ava też. Przytuliłam ją do siebie ponownie. Wyobraziłam sobie, że gdy ją wypuszczę, to zniknie jak piękny sen. Ian i Pheobe byli wyraźnie zmieszani, ale nie odeszli, tylko siedzieli z nami dalej.
– Ava nie będzie z nami mieszkać, prawda? – zapytałam ich.
– Nie, dostanie swojego nauczyciela. Będziecie mogły się codziennie widzieć – wyjaśniła Pheobe. Przytuliłam ją mocniej, gdy się o tym dowiedziałam. Nie chciałam jej wypuszczać, zostawiać znowu. Przeżyła, choć to graniczyło z cudem. Wydawało mi się, że jej życie teraz jest kruche, nie chciałam pozwolić im jej odebrać. Zamknęłam oczy. Musiałam. Nie mogłam robić awantury o to, że siostra dostanie schronienie, a to czy będzie cały czas ze mną było na drugim planie. Zostaliśmy nad jeziorem jeszcze długo, Ava pytała o obóz i zasady w nim panujące. Sama nie do końca sama wszystko wiedziałam, zatem głównie odpowiadali jej młodzi Obrońcy.
Odzyskałam cię, moja mała Avalyn. Nie pozwolę cię skrzywdzić. – pomyślałam. Chwilę później wstaliśmy, wróciliśmy do namiotu Rady. W obozie panowała wielka zawierucha. Wszędzie ludzie ubrani na czarno biegali w różnych kierunkach. Pheobe wyjęła krótki nóż i kazała iść powoli za sobą. Gdy przechodziliśmy obok jakiegoś mniejszego namiotu, ktoś pociągnął mnie do środka. Za mną weszła moja siostra i Obrońcy. W środku stali członkowie Rady – starzec i Itshe.
– O co chodzi? – zapytał Ian.
Dowódcy spojrzeli po sobie, mieli zatroskane spojrzenia. Starzec pokiwał w zamyśleniu głową i powiedział:
– Alicea wzniosła bunt przeciwko Itshe – wyjaśnił. Otworzyłam szeroko oczy, młodzi Obrońcy wydawali się być równie zdumieni.
– Ilu ludzi się zbuntowało? Czy ktoś zginął? – zapytała Pheobe, jak zwykle zmartwiona o innych.
– Zmarło trzysta osób. Alicea została złapana, jej buntownicy zamknięci w celach. Teraz tylko po nich sprzątamy. Na szczęście, nic wam nie jest – znów odezwał się starzec. Itshe stał nieruchomo, zaciskał w gniewie pięści. – Gdzie byliście?
Alicea… Ta kobieta z Rady.
– Nad jeziorem, nic nie mogliśmy słyszeć – wyjaśnił Ian. Wydawał się być niezadowolony z tego, że nie mógł pomóc. Buntownikom czy Itshe?
– Dlaczego wszczęli bunt? Co się z nimi stanie? – Mój głos drżał, gdy mówiłam.
– Przeciwko mojej decyzji w twojej sprawie, Calanthio Moon. – odezwał się w końcu Itshe. Wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby. – Podburzyła ludzi zaraz po twoim przybyciu. Nie byli zachwyceni przybyciem twoim ani twojej siostry. Szukali was wszędzie, zabijali każdego, kto stanął im na drodze. Ich nienawiść do nad-ludzi była tak wielka, że nie potrafili zobaczyć w tobie normalnego człowieka, jakim jesteś. Wszyscy powoli zaczną to dostrzegać. – Zrobił przerwę, by spojrzeć wymownie na Iana. – Jutro odbędzie się publiczna egzekucja. Będzie ona nauczką dla tych, którzy będą chcieli kwestionować moje rozkazy, wydawane na podstawie słusznych zasad. Przysiągłem ci, że nic ci się tutaj nie stanie – ponownie zwrócił się do mnie. – Chcieli sprawić, że złamię moje przyrzeczenie. Powinni wiedzieć, że moje reguły muszą być przestrzegane, a Alicea była tylko nędznym zastępcą, dobrym wojownikiem, a nie przywódcą. Jestem ciekaw, co myślała zabijając ludzi, u boku których niegdyś walczyła. Okazało się, że nadzieja jaką w niej pokładałem była zbędna. Jutro, Calanthio, będziesz patrzeć jak Alicea wisi, a jej ciało kołysze się na wietrze. Nie zawiedź mnie, tak jak zrobiła to ona.
Wstrzymałam oddech, gdy mówił z gniewem. Był królem, teraz to widziałam. Nie okazywał łaski zdrajcom, którzy skrzywdzili jego ludzi. Byłam przede wszystkim przerażona, nie tylko jego postawą i słowami, ale też tym, że w obozie kryją się moi wrogowie, którzy będą chcieli mnie zabić lub skrzywdzić Avę. Mała płakała, więc objęłam ją ramieniem. Ian i Pheobe stali jak wryci w ziemię, nie do końca wierząc w to słyszą.
– Rada się rozsypuje, jak widzicie – rzekł starzec. Był przeciwieństwem wściekłego Itshe, ponieważ stał spokojny i niewzruszony. Zwrócił się do Iana: – Powiedz ojcu, że od dziś on będzie nowym członkiem Rady, a ty prawowitym Obrońcą, z wszystkimi należnymi ci przywilejami i obowiązkami. Pheobe i Kala od teraz będą pod twoją opieką. Sam teraz będziesz musiał je chronić i dotrzymać przysięgi ojca, dotyczącego ich bezpieczeństwa. Obie są uznawane za zdrajczynie, choć nimi nie są. Wiem, że to trudne zadanie dla tak młodego człowieka jak ty, ale obawiam się, że nikt nie będzie w stanie chronić ich tak dobrze, jak syn Roberta Drowe’a.
Ian z zaskoczenia cofnął się o krok. Nie wiedział, co ma powiedzieć, więc tylko kiwnął głową.
– Wszystko teraz się zmieni – powiedziała cicho Pheobe marszcząc czoło i wyszła z namiotu. Nie wiedziałam, jak miałam zinterpretować jej reakcję.
– Avalyn Moon, twoim nowym opiekunem będzie Itshe Hussain.
– O, kurde – wymsknęło mi się i przyłożyła dłoń do ust. Ian skinął im głową i wyszedł. Itshe machnął ręką, pozwalając nam za nim iść.
– No, nieźle – podsumował. Był napięty jak struna, przerażony równie jak ja.
– Tak bardzo mi przykro – powiedziałam, a on słysząc to odwrócił się i odszedł bez słowa. Zawiodłam, nie robiąc nic złego, wysłuchiwałam tylko nowych nowin, które wpierały mi, iż wszystko jest moją winą. Nie wiem, co było najgorsze. To, że już nawet Pheobe nie będzie w stanie mi przebaczyć i już nigdzie nie znajdę przyjaznej duszy, czy to, że moją małą Avę będzie uczył ktoś tak dziwaczny i porywczy jak Itshe.
Zacisnęłam pięści, próbując się uspokoić. Wyjaśnić, że nigdy nie chciałam nikomu nic złego robić. Miałam dość tego, że wszyscy obwiniali mnie o zbrodnie, których sama nigdy nie byłabym w stanie zrobić. Ciągle obrywałam za to, kim nie byłam. Nie chciałam już być popychadłem ani biedną dziewczynką, którą przygniótł los. Spojrzałam na Avę, posłałam jej pocieszające spojrzenie.
– Idź do Itshe, mała – powiedziałam.
– Ale ja nie chcę – wyszlochała. Nie mogłam patrzeć w jej oczy wypełnione strachem.
– Wiem. Po prostu musisz to zrobić. Bądź dzielna.
Uścisnęłam jej dłoń. Uspokoiła się trochę i weszła z powrotem do namiotu. Wstrząsnął mną płacz. Dosłownie przed chwilą ją odzyskałam, a już musiałam oddać. Podążyłam za nią, podeszłam do jej nowego nauczyciela.
– Ty kazałeś Ianowi o mnie dbać – przypomniałam mu. Kiwnął głową, był już spokojniejszy. – Teraz ja uprzedzam cię, że jeśli coś tej małej się stanie, to własnymi rękami rozszarpie ci gardło i wyrzucę ciało do lasu, żeby zjadły je dzikie zwierzęta. Niech ona tylko się poskarży, że chociażby łóżko jest niewygodne, to uprzejmie ostrzegam, że nie będę już znosić waszych reguł i przestanę się uporządkowywać. Nie wiem, dlaczego jestem ci potrzebna, Itshe, ale musisz wiedzieć, że robiąc coś złego Avalyn, będziesz skazany na moją zemstę. Nie wiem, może ucieknę. Ona ma być bezpieczna.
Itshe uśmiechnął się, jego oczy były nieruchomo we mnie wpatrzone.
– Twoje żądania są oczywiste, moja droga.
Kiwnęłam głową. Uścisnęłam ramię Avy i pobiegłam za Ianem. Opierał się o drzewo niedaleko swojego domu, miał spuszczoną głowę.
– Hej – walnęłam, niezbyt wiedząc, co mówić. Nie poruszył się. – Możesz mi powiedzieć, co myślisz.
Poprosiłam o to, ponieważ poznałam go dopiero trzy dni temu. Nie wiedziałam, jak zareaguje na takie wieści. Trzystu zginęło, kolejni jutro oddadzą życie podczas egzekucji, jego ojciec staje się członkiem rady, on jest Obrońcą, który musi brać odpowiedzialność za zdrajczynię. Niemal widziałam ciężar odpowiedzialności na jego barkach.
– Chciałbym tylko powiedzieć… – zaczął, wciąż stojąc do mnie tyłem. Westchnął. – Po prostu, bez ciebie byłoby nam wszystkim łatwiej.
Powiedziawszy to, odszedł w stronę domku, gdy zbliżał się do schodów, już niemal biegł. Drzwi zatrzasnęły się za nim głośno. To była prawda. Nieszczęście przyczepiło się do mnie i trafiało nie tylko mnie, ale także wszystkich wokół. Ukłuło mnie poczucie winy, gdy zdałam sobie sprawę, że wewnątrz nadal czuję szczęście ze względu na to, że Ava była cała i zdrowa. Nie byłam sama, już nigdy nie będę.
Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i pociągnął między drzewa. Mój krzyk się urwał, gdy jedną dłoń przyłożył mi do ust.
– Spokojnie, moja droga – szepnął. – Ja tylko chcę się upewnić, że w naszych szeregach nie ma szpiega Itzala.

Powiedziawszy to, przyłożył mi sztylet do gardła.



***
No... Cóż mogę powiedzieć. Porobiłam. Mówiłam, że dopiero się rozkręcam. Przysięgam, teraz trochę przystopuję, będę grzeczna. Wiem, że może nie powinnam tak pędzić. Siostra, bunt. W następnym rozdziale jestem już trochę bardziej ogarnięta. Znów, świetnie mi się pisało, ja po prostu nie lubię pitu-pitu i jadę z fabułą nie zważając na opisy... a wiem, że powinnam trochę zwolnić. I tab będzie, przysięgam.

3 komentarze:

  1. Wyjaśnisz mi, co tu się dzieje? Dostałam jakiś inny rozdział czy coś? Ten gorszy, co by mnie do reszty dobić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, nabiję Ci masy komentarzy, ale jestem kuwa w takim szoku, że ojapierdole

    OdpowiedzUsuń
  3. Nom... to tyle ile zdołałam z siebie wykrzesać po przeczytaniu rozdziału. Akcja – wszędzie akcja, aż nie wiedziałam na czym się skupić. Nie rozwodząc się nad poszczególnymi scenami – całość wypadła bardzo dobrze. Kali należało się choć odrobinę szczęścia, a zdecydowanie odnalezienie siostry jest czymś takim. Choć w następnej chwili walnęłaś jej obuchem w łeb. :P
    Końcówka mocna. Wygląda na to, że nawet jej prywatny Obrońca się od niej odwrócił – przynajmniej w obecnym momencie. A na dodatek ktoś ją napadł, choć nie wiem czy to nie zbyt wyolbrzymione określenie, bo w sumie nic jej nie zrobił... na razie... ^^

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony