2 października 2017

"Trening"

ROZDZIAŁ 11


IAN

Nachylałem się nad planami i notatkami, które zostawił po sobie mój ojciec. Teraz mieszkałem w jego sypialni, gdzie duże, drewniane biurko było zastawione różnego rodzaju dokumentami. Rozumiałem teraz dlaczego to właśnie ojciec stał się nowym członkiem Rady. Był doskonałym strategiem, a Itshe potrzebował go właśnie teraz, gdyż Cienie zaczęły coraz bardziej zbliżać się do granicy zasięgu Itzala.
Samozwańczy władca już planował swój atak, chciał zniwelować problem, jakim jesteśmy my. Natomiast żaden Obrońca nie był jeszcze gotowy, na masakrę, która się szykowała. Wszyscy wiedzieli, że Itshe powinien schować dumę i patriotyzm do kieszeni, posłać ludzi za Złote Morze.
Żaden jego żołnierz jednak nie wspomni mu o tym słowem. Vernijczycy byli bowiem zawsze zbyt związani z krajem, aby oddać go złym siłom. Ktoś musiał przynajmniej spróbować walki, bo jeśli tak szybko dał sobie radę z dziesiątkami rodów i ich wojsk, prawie rok trwała zagłada całego Vernas, to kto zabroni mu poszerzyć zasięg swojej władzy? Z armią, którą posiadł, jego przeciwnicy nie mają żadnych szans, nawet jeśli uciekną daleko do innych krajów. Musimy spróbować. Musimy walczyć.
Itshe powtarzał mojemu ojcu, że trzyma coś na specjalną okazję. Może mieć coś, co uratuje nas wszystkich, pozwoli zabić króla nocy. Nie wiedziałem do czego jest w stanie się posunąć nasz przywódca, ale nawet ja miałem ciarki, gdy wyobrażałem sobie mroczne siły, do których byłby w stanie się zwrócić, by odzyskać Vernas.

Pozwoliłem jednak odpłynąć swoim myślom w zupełnie innym kierunku. W stronę dziewczyny Moon. Sposób jej bycia zaprzątał mój umysł od dość niedawna, nie rozumiałem jeszcze, co to oznacza. W jakiś sposób mnie intrygowała, a zarazem przerażała. Choć nie można było w niej dostrzec niewinnej dziewczynki, wszyscy przebaczali jej grzechy, jakby nie do niej należały, jakby ona nie mogła robić tych okrucieństw. Doskonale wiedziałem, jakie zadania i zabawy mieli nad-ludzie. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie jej wśród nich, choć na własne oczy ujrzałem białe włosy i bladą twarz, z której spoglądało martwe spojrzenie, wydobywał się śmiech tak inny od tego, który miała teraz.
A jeśli wystarczy spojrzenie Króla Cieni, aby jej włosy zmieniły kolor na biały? Co oznacza to, że może kochać potwora, jakim jest Itzal?
Wstałem od biurka i podszedłem do okna. Akurat z tego pokoju nie było żadnego widoku, zaraz przy ścianie wyrosło grube, wielkie drzewo.
Dlaczego Itshe przyprowadził ją właśnie do nas? Wiedział, że ciąży na niej jakaś klątwa, każdy w końcu jej zaufa. Nawet jeśli nie potrafiłem zrobić właśnie tego, to zdołałem się przywiązać do niej, zważywszy na to, że to właśnie ja musiałem ją trenować. Ale potrzebowałem więcej czasu, aby znaleźć jej zamiary i motywy, mieć pewność, że nad-człowiek nigdy nie powróci. Obiecałem jej, że postaram się być dla niej przyjacielem. Jak mogłem nim być, gdy jeszcze pół roku temu chciała mi wbić swój miecz prosto w serce? I ja sam nie chciałem wtedy niczego innego dla niej. Gdyby mi się udało, nigdy nie trafiłaby do obozu, nie przekonałbym się, że można wyzdrowieć, wrócić do swojej lepszej osoby.
Wcześniej zadawanie jej bólu, nie tylko tego podczas walki, wydawało mi się właściwe. Przekląłem siebie w myślach. Ranienie kogokolwiek nigdy nie powinno być dla mnie w porządku.
Odetchnąłem głęboko. Znów te same myśli. Kala jest niewinna. Wzbudza we mnie zaufanie, choć nie powinna. Musiałem coś z tym zrobić, odgonić myśli o jej osądzaniu na dalszy plan. Należało znaleźć coś lub kogoś, kto potrafiłby oddalić ode mnie te myśli.


GWEN

Tygodnie spędzone wśród Obrońców były jednymi z najnudniejszych, jakie przytrafiły mi się w życiu. Byłam damą, nie wojownikiem. Nie chodziło tylko o to, że bałam się ubrudzić swoich nieskazitelnych rączek, po prostu byłam przyzwyczajona do innego typu rozrywek. To prawda, ojciec nigdy nie był niesamowicie ważną osobą w państwie, ale ja zawsze lubiłam odwiedzać stolicę. Czas, w którym mogłam oglądać pięknie ubrane i uczesane panie, czasami udawało mi się nawet porozmawiać z królową, ale jej mąż zawsze był niedostępny. Trzeba przyznać, że najbardziej cieszyło mnie towarzystwo chłopców, których lubiłam wodzić, tylko dlatego, żeby udowodnić sobie, że brak matki w moim życiu nie zrobił uszczerbku na mojej kobiecości.
A później nastała wojna i skończyło się wszystko, co sprawiało mi przyjemność. Ratunek ze strony Obrońców był niesamowitym darem od losu, ale szkolenia i nauki konieczne, by stać się jednym z nich, okazały się być niesamowicie nużące.
Następnie nastąpiła ponowna strata, mój nauczyciel, do którego zdołałam się przywiązać, zginął w jednej z akcji, a ja pozostałam bez opiekuna. Tak więc trwałam w żałobie, nie mówiłam o tym ojcu, on nie zrozumiałby moich uczuć, ponieważ sam nie szkolił się na Obrońcę.
 Powiedzieli mu, że jest zbyt stary i jego szkolenie trwałoby kilka razy dłużej. W taki sposób wylądował w polu, gdzie spędzał ciężkie dni okropnej pracy na słońcu i deszczu. On – arystokrata, urodzony wyżej, niż niejeden dowódca tejże siły oporu. Bogatszy od swoich współmieszkańców, którzy przyzwyczajeni byli do spania wśród myszy i brudu. Mądrzejszy od wszystkich strategów, znający tajemnice dworów. On usadzony został najniżej w hierarchii.
 Było mu wstyd, czuł ból, że usadzono go tak nisko. Nawet ja nie chciałam go widzieć w takiej formie, choć kochałam go najbardziej na świecie. Nie chciałam oglądać jego smutnych oczu, brudnych rąk i potarganych łachmanów. A wszystko czego doświadczył w obozie zostało mu dane dlatego, że był zbyt stary, a dowódca Rady nie chce marnować swoich sił do trenowania takich przypadków.
Musieli przydzielić mi nowego nauczyciela, co teraz okazało się być nie lada wyzwaniem, bo zbliżała się wielka wojna, do której wszyscy spiesznie się przygotowywali. Najprawdopodobniej nikt nie weźmie mnie pod swoje skrzydła i będę pracować w stajni, prać ubrania, piec chleby, szyć poduszki… Było tyle prac, które młoda, niewyszkolona dziewczyna mogła robić, aby pomóc wojownikom w wojnie.
Z rozmyślań wyrwało mnie wołanie osoby stojącej przed namiotem. Robiło się coraz chłodniej i z każdym dniem jeszcze gorzej było nocować pod cienkim materiałem. Okrywanie się kilkoma kocami i picie gorących napojów nie zawsze wystarczało i często trzęsłam się z zimna, nie mogąc niczym ogrzać zmarzniętego ciała.
Wstałam z ziemi i otarłam łzy. Wyszłam z namiotu i powstrzymałam pojawiający się na mojej twarzy wyraz zdziwienia, który wywołał widok Pheobe, stojącej przede mną.
– Powiem wprost – zaczęła bez zbędnego przedłużania. – Nie mamy dla ciebie wolnego Obrońcy.
Poczułam fizyczne ukłucie w trzewiach. Chwyciłam się za brzuch i głośno przełknęłam ślinę. Wolałam walczyć i ćwiczyć, niż całe dnie stać pochylona w polu. Są różne rodzaje pracy fizycznej, a ta pierwsza wydawała mi się być o wiele bardziej przyjemna.
– Prawdę mówiąc, czułam, że tak właśnie jest. Co teraz ze mną będzie? – spytałam, starając się ukryć wzruszenie targające moim głosem. Wstrzymałam oddech i modliłam się do zapomnianych już w Vernas bogów, by obdarzyli mnie odrobiną łaski. – Błagam, tylko nie zsyłaj mnie na harówkę. Wiem, że wiele razy byłam okropnym człowiekiem, ale…
– Nie martw się, wstawiłam się za tobą. Na razie musisz mieszkać sama i postaram się przekonać Iana, aby trenował z tobą od czasu do czasu. Oczywiście, dopóki nie znajdziemy zastępstwa.
Uczucie ulgi było tak wielkie, że zdołałam jedynie pokiwać z radości głową.

***
Minęły dwa tygodnie odkąd zginął mój dawny nauczyciel. Pheobe, tak jak obiecała, przekonała brata, by poświęcił mi trochę swojego wolnego czasu. Tak też się stało, choć muszę przyznać, że nie trenowaliśmy tak, jak można by oczekiwać.
– Przyznaj się. Która to? – spytałam, leżąc obok Iana Drowe’a, najprzystojniejszego młodzieńca w obozie. Dotknęłam opuszkiem palca jego cienkiej blizny na policzku. Jej właściciel zamrugał z niedowierzaniem.
– Słucham? – zapytał i odsunął się o kilka centymetrów. W świetle wstającego słońca wygląd jeszcze piękniej niż zwykle.
– Cóż, mężczyźni rzucają się na ledwo poznane dziewczęta z dwóch powodów – albo są to niewyżyte gnojki, albo mają złamane serca. Kto złamał ci serce, Ianie? – spytałam i zbliżyłam się do niego, ponieważ poczułam zimno na nagim ciele.
Uniósł butnie podbródek.
– Może po prostu… zaiskrzyło? – spytał,  ja cicho parsknęłam.
– Przestań, nawet sam sobie nie wierzysz – powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Zmarszczył brwi i podparł się na łokciu. Zadarłam głowę i podciągnęłam koc wyżej.
– Nie rozumiem – przyznał.
– Odkąd cię zobaczyłam, wiedziałam, że coś z tobą i mną w niedługiej przyszłości musi się stać. Nie liczyłam na to, że uda mi się ciebie w sobie rozkochać, ale mogę być lekiem na zranione uczucia, jeśli tylko sama wykażę inicjatywę. Byłeś moim celem i go osiągnęłam, ale nie chodzi mi o to teraz. Jestem po prostu ciekawa, kim jest ta tajemnicza dziewczyna, która sprawiła, że zacząłeś szukać pociechy w innej?
Przez chwilę grał jeszcze w swoją grę, ale za moment uniósł delikatnie kącik swoich ust.
– Musisz wiedzieć, że naprawdę jesteś bardzo ładną dziewczyną, ale…
– Przecież rozumiem, odpuść sobie obronę honoru i zacznij gadać do rzeczy. – Zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
Matko, ja oficjalnie uwielbiam tego faceta.
– Właściwie ciężko tu mówić o faktycznym złamaniu serca, chodzi raczej o… – Westchnął, aby dać sobie trochę czasu na zebranie myśli. – Ja po prostu miałem nadzieję zapomnieć. Odkąd się pojawiła, ciężko jest mi skupić myśli na innych sprawach. Szczególnie teraz, gdy wojna jest tak blisko, muszę coś z tym zrobić.
– Dlaczego więc nie zrobisz z nią tego, co robisz ze mną? Czy to nie ona powinna tu być? – spytałam. Opowiadał tę historię, a ja miałam wrażenie, że gdzieś już ją słyszałam.
– Z jednej strony chciałbym, żeby tak było, ale z drugiej… Jest w niej coś groźnego, jakieś mroczne siły, których nie potrafię odkryć. Sam nie wiem, czy jest to coś pewnego, moje uczucia. Może to po prostu bujna wyobraźnia… Jednego dnia wiem, że to zdecydowanie coś realnego, drugiego zaś nie chcę jej widywać, boję się jej i nie ufam. A to dziwnie się łączy i tworzy całość. W dodatku… Jej przeszłość jest czymś, czego nie mogę zaakceptować, nawet będąc jej przyjacielem.
– Kim ona jest? – zapytałam szeptem.
– Nie mogę powiedzieć. Jeśli to zrobię, to wtedy to urzeczywistnię. Nie mogę na to pozwolić.

Tak więc mijały dni, a ja pozwoliłam oddać się naszemu „treningowi” i nie zastanawiałam się więcej nad jego motywami. Przecież właśnie tego chciałam, prawda? Iana Drowe’a, tylko dla mnie, bez względu na przyczyny i sprzeczności. Konsekwencje również nie grały roli, bo byłam szczęśliwa jak cholera, nawet jeśli to co miałam, nie wystarczyłoby większości kobiet. Jeśli myślał o pokochaniu kogoś innego, podczas gdy ja szalałam za nim, to nie mogło być inaczej – on nigdy nie będzie w całości mój, dopóki ona będzie w jego głowie.
I choć czułam żal i cierpiałam, że Ian nie będzie tym, kim marzyłam, by się stał, to i tak zamierzałam mu w jakiś sposób pomóc z jego problemem. Znałam się na tym i wiedziałam, że nie będzie tak naprawdę szczęśliwy i spełniony, dopóki nie pozwoli sobie na miłość do tej dziewczyny. Jeśli właśnie w taki sposób miałam przysłużyć się jego szczęściu, to i tak byłam zadowolona, nawet jeśli moje serce miało krwawić.


Dopiero po jakimś czasie udało mi się od niego wyciągnąć, że dziewczyną, którą byłby w stanie pokochać, jest Kala Moon. Sprawa okazała się być o wiele bardziej skomplikowana, niż zakładałam.

Podobny obraz

***

Cały je*any miesiąc. Dokładnie tyle mnie nie było. 
A były obiecywania - spokojnie, rok szkolny, ale i tak raz na tydzień/dwa coś się wymyśli. Ale nie. Ja nie dałam rady. 
Tak samo nie poradziłam sobie z tym rozdziałem. Bo nawet nie chcę komentować jego jakości (wszyscy widzieli, że był najgorszy z dotychczasowych), ani długości, bo po co strzępić ryja. 
Mogłabym się usprawiedliwiać, mówić, że to nie moja wina - TO ONI, TO SZKOŁA! Lecz prawda jest taka, że gdybym naprawdę chciała, to ten rozdział powstałby o wiele wcześniej. Dałam ciała, przepraszam. 
Mam też jeszcze czelność wspomnieć, że naprawdę nie chciałam publikować tej części, usunąć to, co napisałam i wykonać robotę od nowa, ale nie wyszło. Nie chciałam znów skazywać tej witryny na długą nieobecność, więc musi pozostać tak, jak jest.
Nie jestem w stanie wam dać odpowiedzi, kiedy będzie następny rozdział. Miejmy nadzieję, że jeszcze w październiku, bo moim marzeniem jest skończenie tej części bloga do końca roku, a przede mną wiele pracy.

I tak, wiem, ta historia nie jest doskonała. Powinnam zwolnić, opisać swoich bohaterów, "uśredniowiecznić" mocniej tę opowieść, odebrać trochę nastolatkowości głównym postaciom. Niestety, nie umiem tego zrobić, choć może nadejdzie dzień, w którym w końcu ta opowieść zadowoli mnie w takim stopniu, o jakim marzę. Teraz raczej przechodzę swój mały kryzys. 
Nie omieszkam teraz obiecać, że postaram się napisać coś jeszcze, korzystając z faktu, że tonę w smarkach i rzygach, zagrzebana w pościeli i chusteczkach higienicznych. 

To ja już kończę ten ogromnie długi wstęp i przepraszam, że w taki sposób zaczynam drugą dziesiątkę. Oto był rozdział jedenasty, niedoskonały, wręcz okropny. Ale zamieszczam go tutaj, aby sobie przypomnieć, że nie może on być zbyt długo na stronie głównej i trzeba go będzie zastąpić nowym, lepszym.

Pozdrawiam,
Morderca.

6 komentarzy:

  1. No więc... Ja... Ja nie wiem. Ja kuźwa nie wiem jak zbytnio cię nie urazić. Wiesz? Nie wiem od czego zacząć. Muszę przeanalizować w moich spalonych szarych komórkach co gorsze. Ja się pytam, ja się cholera jasna pytam dlaczego GWEN? Ja tej laseczki szczerze nie znoszę i w ogóle boli mnie myśl, że jest ona w tym blogu, ale ku*wa dlaczego Ian? Dlaczego ty mi to zrobiłaś. Czy ty wiesz co ty zrobiłaś? Obraz Iana w mej głowie pokazywał mi DEREKA. Tak, MOJEGO Dereka. A skoro nienawidzę Iana, to i... NIENAWIDZĘ DEREKA?!?! Jak ty mogłaś tak zakpić z moich uczuć. Co?! Jak śmiałaś?! Kolejna rzecz, której nie mogę pojąć to dlaczego ten dwulicowy dupek zrobił to Kali? Biedna laseczka zakochała się w tym tym [czymś], a tej hamsko perfidnie i świadomie ją zdradził, co prawda jeszcze nie byli razem, ale to chyba oczywiste, że takie jest ich przeznaczenie, prawda? Prawda? Czy to ja juz świruje. Ciągle mam przed oczami ten gif JEJ w łóżku z IANEM. Jak? Ja się pytam. Z tego zdenerwowania, to nie dość,że nie wiem co napisać, to jeszcze mi ciśnienie podskoczyło. Podejrzewałam najgorsze scenariusze, ale to nawet przez myśl mi nie sunęło. Oficjalnie kończę ten komentarz i zaświadczam, że dopóki tego nie odkręcisz, to ciesz się, że nie ma cię w szkole. eH.. Jak przyjaźnie łatwo się psują. I mam ci do powiedzenia jeszce jedno, czego nigdy ci nie mówiłam, ale wyprowadziłaś mie z takiej równowagi, że ci to powiem. Tak, ten post nie był najlepszy w twoim wykonaniu :|

    Z poważaniem
    KILLER.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cię kocham, myszeło. Ja po prostu cię kocham, with all of my heart... Tyle wystarczy. Pamiętaj, że mój blog dąży do tego, by być stereotypowym, więc nie bój się - zdarzy się to czego, twój umysł pragnie. Będzie pięknie i cudnie, dopóki nie wejdę z moim kilofem nieszczęść i nie zniszczę wszystkich bohaterów, których stworzyłam.

      Kocham cię, myszio,
      pamiętaj o mojej kurtce.

      Usuń
  2. Okej... W końcu się ogarnęłam, bo przez chwilę siedziałam z takim WTF?! wypisanym na twarzy... Na ogół spodziewam się miliona przeróżnych rzeczy, najdziwniejsze scenariusze pojawiają się w moim skrzywionym umyśle... no ale, qwa, o tym nawet nie pomyślałam... Poszedł se do wyra z jaką pindą, żeby zapomnieć o Kali? No do cholery, no... Ja wiem... ona święta nie jest... ale jakby ona teraz znalazła sobie innego, to Ian byłby wielce oburzony, jak nic! Eh... nie wiem co mam myśleć... Proponuję, żeby ktoś ukradł Gwen koce i niech zamarznie, a w ramach nauczki niech Ianowi wyjdą jakieś parchy na jajach (oczywiście takie do wyleczenia).
    Brak mi już słów... ale cieszę się, że dotarłam do ostatniego opublikowanego rozdziału, tym bardzie, że ostatnim czasem miałam jakąś blokadę czytelniczą. :) Chyba wróciłam do normy. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim - bardzo mi miło, że zdecydowałaś się przeczytać wszystkie rozdziały! Mam nadzieję, że raczej przyjemnie się czytało, pomimo wielu moich błędów i niedoskonałości, którymi ten blog jest usiany. Liczę również na to, że nie zawiodłaś się na tej, momentami dziwacznej, opowieści i że wrócisz tu jeszcze kiedyś, bo świetnie było czytać wszystkie Twoje komentarze. <3

      Usuń
    2. Błędy robi raczej każdy. ;) Ale ja to się skupiam na fabule i postaciach, a nie na literówkach i powtórzeniach. Jedynie chyba nie dałabym rady z błędami ortograficznymi typu „ktury” (a zdarzają się tacy...). Wrócę na pewno przy nowym rozdziale, bo jestem bardzo ciekawa jak to się wszystko potoczy i kto tak właściwie jest w tej historii dobry, a kto zły.
      Cieszę się, że mogłam sprawić przyjemność komentarzami. ^^ Dobrze wiem ile radości potrafią sprawić, więc staram się je zostawiać pod opowiadaniami, które czytam. :) Tak więc z pewnością jeszcze się zobaczymy :3

      Usuń
  3. Dobry wieczór!
    Wchodzę sobie na Zabójców, zaczynam czytać rozdział... pomijając pisk radości nad rozpoczynającą go perspektywą Iasia... a tam co widzę? Pierwsze słowo "nachlałem". Myślę sobie, onienie, Gabryjelo, co ty tutej odwalasz. Potem zakładam okulary i wszystko się wyjaśnia... Ech, starość. Nie dość że grube i głupie to jeszcze ślepe. A studniówka coraz bliżej...

    Pomińmy moją wtopę (głodnemu chleb na myśli ;)))). Skupmy się na rozdziale, w którym o matko z córką, dzieją się rzeczy gorsiejsze niż w Ukrytej Prawdzie! (Ale gif z piękną Holland wygrał, więc wybaczam <3)

    Faceci to takie łatwe w obsłudze dupki, nie? No niech to jasna cholera. Albo wódka, albo laski. Nie widzą innego wyjścia z sytuacji. Sprawa ich przerasta? No to jeb setkę na odwagę. Zakochują się w jakiejś lasce? No wszystko fajnie, tylko czemu zamiast iść do łóżka z tą ukochaną to zabierają jakąś lafiryndę, żeby o niej "zapomnieć"? I jak tu takiego nadal szanować, ja się pytam? My też robimy wiele głupich rzeczy... No ale kurde. Isia, weźże ogarnij swój sprzęt. Bo cię znielubię.

    "Dlaczego nie robisz z nią tego, co robisz ze mną?" No właśnie, Isia, czemu? Próbujesz udowodnić swoją mięskość czy co? Na Boga, i to ponoć my jesteśmy skomplikowane...

    Właściwie to szkoda mi Gwen. To dobra dziewczyna tylko... Cóż, ulokowała uczucia w złym mężczyźnie. Najgorsze jest jednak to, że ona wie, że on nic nigdy do niej nie poczuje, bo kocha inną, a jednak mimo to nadal w to brnie... Sama się krzywdzi, co w ogólnym założeniu powinno być po porostu głupie i masochistyczne, no ale niestety miłość rządzi się swoimi prawami. A taka Isia-Stiles, niestety, ale potrafi zawrócić w głowie do tego stopnia, by nawet najrozsądniejsza dziewczyna w wiosce do reszty zgłupiała.


    Co tu dużo gadać, mój słodki Morderco. Lofki, kiski, nie rób mi tego więcej... No i weźże pisz dwunastkę. Chyba dawno cię nie straszyłam moim orężem, co?

    Buźki! xo

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony