20 lipca 2018

"Pomoc"


ROZDZIAŁ 21



This is a sign of the times
Another mountain to climb
The sun burns as hot as the flame in the devil’s eyes
There’s chaos on the rise
The sky is raining knives
We have mistaken
The toll that is taken on you and I

Pierwszym uczuciem był ból. Czułam pulsowanie w kostce, dłoniach, a przede wszystkim w głowie. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam zaciemniony pokój zagracony książkami, papierami i wieloma warstwami kurzu. Zakasłałam. W powietrzu unosił się pył, jakby od dawna nikt tu nie mieszkał. Usłyszałam gdzieś za plecami ciche stukanie naczyń. Poczułam zapach smażonego mięsa.
Zamrugałam kilka razy i objęłam głowę dłońmi. Próbowałam sobie przypomnieć jak się tu znalazłam. Wiedziałam, że nic mi nie grozi, a jednak czułam niepokój. Powoli wstałam z miękkiego posłania. Na kanapie obok zobaczyłam pod kocami zarys ludzkiej sylwetki. Ostrożnie, aby nie urazić kostki, podeszłam do niego. Pochyliłam się nieznacznie i zobaczyłam bladą, niemal białą twarz Iana Drowe. Uklękłam przy nim. Uratował mnie. Już teraz pamiętałam. Zaatakował nas Cień, dużo Cieni. Słyszałam świst miecza przecinającego powietrze, plusk wylewanej krwi. Nie tylko tej srebrnej, ale i czerwonej. Jego krwi.
Bezwiednie dotknęłam jego policzka. Czy zdrada miała jakiekolwiek znaczenie po tym, co zrobił teraz? Przeciągnął mój żałosny żywot jeszcze odrobinę dłużej. Oboje czuliśmy oddech śmierci na karku, ale on mnie uratował. Teraz musiał uratować siebie.
Wiedział już o mnie niemal wszystko. Powiedziałam mu o snach, halucynacjach, niepewności, swojej zmianie i o tym, że boję się utraty kontroli nad własnym ciałem. Nieustannie w swojej głowie stawiałam opór Qeten. Chwila nieuwagi mogła mnie kosztować utratę zmysłów. A jednak było mi lepiej. Nie czułam już tej wcześniejszej beznadziei.
– Dzień dobry – powiedział wesoło brodaty mężczyzna z północnym, ciężkim akcentem.
Postanowiłam mu się dokładnie przyjrzeć. Miał około pięćdziesięciu lat, lekką nadwagę, co w tych czasach było raczej niespotykane. W jego zielonych oczach zobaczyłam coś, co mnie przeraziło, ale to wrażenie szybko minęło i zamieniło się jakby w odległy sen. Spoglądał na mnie przyjaźnie, a za jego plecami stał chudy, niewysoki chłopak, niewiele starszy ode mnie. Nie wiedziałam, czy jest jego synem, ale zauważyłam, że młodszy mężczyzna z obawą spogląda na tego starszego, jakby chciał mu przekazać, że nam nie ufa.
Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, osłoniłam Iana swoim ciałem.
– Czekam na wyjaśnienia – powiedziałam zachrypniętym głosem. Starszy mężczyzna skinął na chudzielca, a ten po chwili wrócił do mnie ze szklanką wody.
– Nie mam ci czego wyjaśniać. Ian przyniósł cię tutaj, a ja udzieliłem wam pomocy.
– Kim jesteś? Co to za miejsce?
– Nazywam się Demifernes, a to mój dom. Jesteśmy niedaleko Krwawej Wieży.
Zakłuło mnie serce na wspomnienie tego dnia. Dnia, w którym zabijałam jak szalona. Dnia, w którym poznałam Iana. Zacisnęłam mocno oczy. Czy niegdyś zielone pola traw nadal pokrywała czerwień? Czy wciąż z okna tej wieży spoglądał Król Cieni?
– Czy jest tutaj bezpiecznie? – wyszeptałam.
– Nie wiem, czy moje słowo coś dla ciebie znaczy, ale tak, jest tutaj bezpiecznie. Itzal od dawna wie, żeby nie wysyłać swoich potworów w okolice mojego domu. Nie powiedziałbym, że żyję z nim w zgodzie, ale można powiedzieć, że zawarliśmy swego rodzaju… rozejm. Nie ma go tutaj, tyle wiem. Choć mam niejasne przeczucie, że niebawem się tu zjawi. Mamy mało czasu.
– Mało czasu na co? – spytałam, siadając powoli na posłaniu Iana.
– Na wyszkolenie cię, oczywiście. Nie możesz biegać w furii i palić wszystkiego, co się porusza, moja droga. Zaczniemy, gdy tylko twój towarzysz odzyska siły i będzie mógł stąd odejść.
Usłyszałam ciche mamrotanie. Odwróciłam się w stronę Iana. Miał zaciśnięte powieki i zmarszczone czoło. Podniósł lekko głowę i powtórzył:
– Jak to – odejść?
Niestety, nikt mu nie odpowiedział, choć ja też chciałam znać odpowiedź. Mieliśmy jednak jeszcze dość czasu, by zająć się tym później. Demifernes skinął na chłopaka, który bez słowa przyniósł drugą szklankę wody. Ian wypił ją łapczywie. Odszukałam dłonią jego dłoni i uścisnęłam ją na chwilę. Nie chciałam używać słów, wciąż bolało mnie mówienie, lecz popatrzyłam w jego oczy i liczyłam, że wyczyta z nich to, jak bardzo byłam mu wdzięczna. Uśmiechnął się do mnie swoimi spieczonymi wargami.

***
Następnego dnia wszyscy siedzieliśmy już przy stole. Ian niespodziewanie szybko odzyskiwał siły, choć nadal nie był gotowy do wyruszenia w drogę.
– Co miałeś na myśli mówiąc, że mam wyjechać? – spytał młody Obrońca.
– Cóż… Dokładnie to. Proszę, wybacz mi, ale w dzisiejszych czasach ciężko jest o wykarmienie czterech dorosłych osób – mówił spokojnym, rzeczowym tonem, jakby wcale nie wystawiał młodego, rannego chłopaka na pewną śmierć. – Niezmiernie mi przykro i niepokoję się o twoją przyszłość, ale musisz odejść. Oczywiście, zapewnię ci wszystko, czego będziesz potrzebował do drogi, ale nie możesz tutaj mieszkać.
– A co z nią? – spytał beznamiętnie Ian, jakby nie obchodził go jego własny los.
– Ej, jestem tutaj. I nie pozwolę się ot tak wyrzucić w rój Cieni. Zapewnimy sobie żywność, prosimy tylko o dach nad głową. Cokolwiek mówisz, nigdy nie uznam okolic Krwawej Wieży za bezpieczne. Jak tutaj trafiliśmy? To niemożliwe.
Moja droga – zaczął protekcjonalnym tonem. Z jego akcentem zabrzmiało to wręcz komicznie. Cały czas zwracał się do mnie w ten sposób. – A czy ktoś mówił, że masz odejść z nim?
Nastała chwila ciszy, przerywana jedynie szmeraniem przewracanych przez tajemniczego chłopaka kartek. Odkąd go poznałam nie wypowiedział ani jednego słowa. Spełniał każde życzenie swojego opiekuna bez mrugnięcia okiem, a gdy tylko miał chwilę wolnego czasu, czytał stare, zakurzone tomiszcza napisane językiem, którego nie znałam.
– Ale… – To było jedyne, co zdołałam z siebie wyksztusić.
– Przykro mi, kochanieńka. Między wami jest coś, co tylko będzie cię rozpraszało w nauce. Nie mogę na to pozwolić, nawet jeśli ceną za to będzie jego życie. Twoje skupienie w ciągu najbliższych miesięcy może uratować o wiele więcej istnień.
Zamknęłam oczy i poczułam jak burza ognia wiruje w moim wnętrzu. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
– A co ty możesz o tym wiedzieć? – wyszeptałam, tłumiąc ogromną falę gniewu.
– Na pewno więcej niż ty – odrzekł. Cały emanował pewnością siebie. Siedział całkowicie wyprostowany, swoim brzuchem dotykając krawędzi stołu. Patrzył na mnie z góry i jakby sądził, czy jestem godna jego uwagi. Nie był to chłodny i obrzydliwy sposób Itshe, ani też chłodny i majestatyczny Itzala. Gdy prężył się Demifernes, wyglądało to raczej zabawnie. – Czy widzisz te wszystkie książki? Myślisz, że co w nich jest? Przepisy na chrupiącego kurczaka? Oczywiście, że posiadam wiedzę na temat twojej mocy i nie tylko. Wiem więcej, niż mogłabyś przypuszczać po kimś takim jak ja. Posłuchaj, moja droga. – Zazgrzytałam zębami. – Wiem, jak poskromić króla Cieni. Wiem, jakie są jego słabe punkty i znam go na wylot, chociaż nigdy się nie spotkaliśmy. Wiem jak rozpoznać Bohatera i wiem, że jesteś nim ty. Potrafię nauczyć cię korzystać z twoich mocy. Potrafię okiełznać to. – Wychylił się ponad stół i dotknął białego kosmyka moich włosów. – Chociaż, swoją drogą, jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Mamy tylko pół roku. Pół roku, aby zawalczyć z całym tym bałaganem. Więc proszę, schowaj swoje wściekłe spojrzenia i obrażone miny na inne czasy, bo teraz trwa wojna i właśnie moja pomoc jest wam niezbędna. Myślisz, że trafiliście tu przez przypadek? Oczywiście, że nie. W końcu musieliście się tutaj zjawić. Jestem tutaj tylko sługą, ale teraz mnie posłuchajcie.
Ian stąd wyjedzie. Musi to zrobić i musi wrócić do Obozu. Nie obiecuję, że czeka tam na niego miłe przywitanie. Niestety, to będzie koniecznie. Kala zostanie tutaj i będzie się uczyć pod moim okiem i nie chcę słyszeć żadnych protestów. Nie możecie dłużej być razem, zbyt wiele jest między wami spięć. Kto wie, co mogłoby się wydarzyć przez kolejne sześć miesięcy? Jesteście razem zbyt wybuchowi, bym mógł w spokoju troszczyć się o losy ludzkości. Musicie się rozłączyć. Ale już teraz obiecuję wam, że jeszcze się spotkacie.
Po jego długim wywodzie nastała cisza. Tajemniczy młodzieniec jakby nie słyszał wszystkich tych słów i dalej spokojnie przekładał strony swojej księgi. Demifernes patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy, że aż przeszły mnie dreszcze. Zagłębiłam się w jego oczy i znowu to dostrzegłam. Wytrzymałam jedynie sekundę i odwróciłam wzrok.
– Kim jesteś? – wyszeptał Ian.
Szelest przekładanej strony.
– Jestem Władcą.


***

Hej, cześć i czołem! Alkohol na stół, świętujemy urodziny! Dokładnie rok temu ukazał się prolog mojego eksperymentu, a jest nim kolejna wersja mojej pierwszej próby powieści. Cóż, wiele było wzlotów i upadków, nawet teraz przechodzę kryzys, ale jestem pełna optymizmu. Wierzę, że wszystko znów się ułoży i będę mogła pisać bez opamiętania jak dawniej i może nie będę popełniać już tylu błędów.
Dziękuję przede wszystkim za ten rok Wam, bo bez Was nic by nie było. Tyle rad, ciepłych słów, ale także odrobina krytyki, która właśnie najbardziej popycha mnie do działania. Dziękuję za to, że wytrawiliście do tej pory, bo wiem, że bywało ciężko.
Rozdział krótki, tak jak i poprzedni, ale to tylko dlatego, że nie wystarczyło mi czasu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi również to, że tekst może być odrobinę chaotyczny, gdyż zostało mi ledwie piętnaście minut, a naprawdę chcę, aby rozdział ukazał się przed północą.
Cóż, to tyle ode mnie. Jakieś skargi, zażalenia, prośby? Jakieś inne niż Itzal, mam Was! Jako iż dziś mamy święto, to nawet mogę obiecać, że będę się pojawiał częściej. I że go jeszcze przyprawię. Jakąś porządną dawką chili.
Do napisania! <3

1 komentarz:

  1. No heloł again!

    TDG do rozdziału... Mniam. Dzięki za przypomnienie mi o tej piosence, misiu! xo

    Oo, ten którego uwielbiam, ale nie umiem napisać jego imienia xD Wiedziałam, że to on! Ale nie chciałam zapeszać. W końcu z Tobą nic nigdy nie wiadomo...

    Już Ci gratulowałam pierwszych urodzin, ale nie zaszkodzi się powtórzyć, czyż nie? Ponad to dodam tylko, że Twój styl pisania w tej części wszedł na wyższy, o wiele lepszy poziom. Stał się taki bardziej... majestatyczny. Nie wiem, czy to odpowiednie słowo, mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. Używasz nierzadko staromodnych określeń - specjalistycznych - dzięki czemu o wiele łatwiej jest wczuć się w klimat tej historii. Jak na razie pisanie o czasach pozbawionych internetu, aut i innych cacek idzie Ci wyśmienicie.

    Jedyne, do czego mogę się przyczepić... Chwila. Mogę? A może lepiej się powstrzymać, bo znowu skasujesz bloga...?
    .
    .
    .
    .
    Dobra, powiem. Będziesz mnie kochać mimo to, prawda?
    .
    .
    .
    Cieszę się, że Ian "zniknie" z opowiadania. (Bo na jakiś czas zniknie, prawda?) Tak jak na początku jego postać coś jeszcze znaczyła, tak teraz jest jedynie cieniem Kali. Nie mówię, że to złe czy nie wiadomo jak widoczne, ale niestety dość częste w ostatnim czasie zjawisko. Rozumiem miłość i te klimaty, ale on ostatnio w ogóle stracił wolną wolę. Co Kala mu powie, on to robi. A i przy tym odzywa się bardzo rzadko. Świat się kończy, Kala wyniszcza siebie i wszystko w swoim otoczeniu... A on nic. Domyślam się, że to dlatego, że idzie "nowe i lepsze" i nie winię Cię za to. Ważne, że postać Kali wciąż jest moją ulubienicą. Do niego nigdy nie pałałam szczególną sympatią. Mimo że mordkę ma ładną...

    Kochasz mnie jeszcze, misiu-pysiu?

    Poza tym jest cud, miód i orzeszki. Dawaj no mnie tego Itzala i trochę rozróby. Jak potrzeba, zaraz podeślę parę muzycznych smaczków.

    LKF,
    Twoja K.

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony