19 lipca 2018

"Nieznajomy"


ROZDZIAŁ 20



I'm laying down, eating snow

My fur is hot, my tongue is cold
On a bed of spider web
I think of how to change myself

A lot of hope in one man tent
There's no room for innocence
Take me home before the storm
Velvet moths will keep us warm


– Mamy dużo czasu, huh? – powiedziałam zasapana. Pot zalewał mi oczy.
– Przepraszam. Po prostu musiałem wiedzieć.
Jęknęłam pod nosem. Moja intuicja nigdy mnie nie zawodziła. Dlaczego nie posłuchałam swojego przeczucia tym razem? Mamy dużo czasu? Ścigający nas ludzie od razu skojarzyli pożar lasu z moimi mocami i przybyli na miejsce. Teraz musieliśmy uciekać.
– Sądziłam, że jesteś bardziej odpowiedzialny – rzekłam, przeskakując z jednego kamienia na drugi. Ian nie odpowiedział mi.
Szum strumienia skutecznie zagłuszał mlaskanie mokrej skóry naszych butów oraz zasapane głosy. Uciekaliśmy płomieniom i istotom, które nas ścigały. Kiedy zorientują się, że mnie tam nie ma? Ile minie czasu, zanim zaczną podążać naszym tropem?
Białe kamienie były śliskie. W duchu modliłam się o to, aby się nie potknąć. Ian wybrał niewygodną drogę, ale za to szybszą. O wiele łatwiej było się poruszać pod gołym niebem, niż między drzewami, wśród których łatwo jest się zgubić.
Bezwiednie znów dotknęłam białego kosmyka moich włosów. Czy to oznaczało, że się zmieniam? Czy Eunuel przestał działać tylko na rok, by znów zaatakować? Czy Itzal wiedział o tym? Jeśli tak, to wiele by to wyjaśniało. On wiedział, że nie zdradzę jego sekretów. Po co miał mnie zabijać, skoro i tak miałam do niego wrócić po jakimś czasie? Ale świadomość zmiany nie była najgorsza. O wiele bardziej przerażające było to, że wcale nie czułam się z tym tak źle, jak powinnam. Szukałam swojej drogi, nie wiedziałam gdzie iść. A jeśli powrót do Itzala był jakąś opcją? To on miał zwyciężyć. Gdybym znów oddała władzę Qeten, czy byłabym nieszczęśliwa? Zniknąłby ból i wyrzuty sumienia. Mogłabym znów zatracić się w wypełniającym mnie gniewie i miłości do Itzala.
W zamyśleniu potknęłam się. Wszystko wokół mnie zawirowało, straciłam równowagę. Mokry but z łatwością przejechał po białym kamieniu wygładzonym przez wodę. Próbowałam chwycić się czegoś, ale wokół widziałam tylko białe skały, spomiędzy których gdzieniegdzie wystawały niskie drzewa i krzewy. Z moich ust wyrwał się cichy krzyk. Upadłam w wodę z pluskiem.
– Kala? Wszystko w porzą… – Ian odwrócił się i zamarł. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, nic nie było widać ani słychać. Dopiero po chwili zrozumiałam. Wszędzie panowała cisza absolutna. Żaden ptak się nie odezwał, nie było słychać szelestu trawy, spowodowanego ruchem małych zwierząt. Nawet wiatr poruszający liście jakby przycichł. Jedynie szum rzeki zagłuszał tę nienaturalną ciszę.
Spojrzałam na Iana. „Uciekaj” – powiedział bezgłośnie. Rzuciłam się do ucieczki, ale coś mną szarpnęło i tym razem upadłam na brzuch, upadek amortyzując dłońmi. Zalała mnie fala bólu. Odwróciłam się do tyłu, by sprawdzić przyczynę mojego ponownego spotkania z ziemią. Zaklęłam pod nosem, gdy zobaczyłam swoją nogę zaklinowaną między skałami. Odzyskałam równowagę i próbowałam wyszarpać stopę spomiędzy kamieni. Nawet nie drgnęła. W ataku paniki zaczęłam głośno sapać i rozglądałam się wokół, szukając pomocy. Poczułam dłoń Iana na swoim ramieniu.
– Spokojnie – szepnął. Delikatnie objął moją nogę i powoli ją wyswobodził. – Chodźmy – powiedział, lecz było już stanowczo za późno. W oddali usłyszałam krzyk Cienia. Był zbyt daleko, aby mnie ogłuszyć, ale wystarczająco blisko, by ten dźwięk sprawił mi ból.
Ian pomógł mi wstać i zaprowadził do lasu. Teraz był czas już tylko na chowanie się, na ucieczkę było za późno. Schowaliśmy się w zaroślach i czekaliśmy na przybycie naszego wroga. Była niewielka szansa, że nas nie zauważą, ale mogliśmy tylko czekać. Cienie miały się zjawić za kilka chwil.
Usłyszałam za plecami szelest i odwróciłam się w stronę dźwięku. Spomiędzy gałęzi i liści zobaczyłam tylko czarny kawał mięsa, który kształtem trochę przypominał ludzkie stopy. Cień skierował się w naszą stronę. Moje serce zaczęło bić szybciej, a ręka sama powędrowała w stronę miecza. Objęłam rękojeść. Cała moja sylwetka wyrażała gotowość do ataku. Adrenalina zagłuszyła ból dłoni, zaklinowanej stopy i głowy, w której wciąż odbijał się krzyk.
Poczułam dłoń Iana na swojej. Dotyk wciąż mnie bolał, ale jakbym przestała odczuwać wszystko, a zmysły stały się otępiałe. Spojrzałam w jego oczy. Mogłam wyczytać z nich wiele. Była tam nadzieja, troska, lecz przede wszystkim w jego spojrzeniu ujrzałam śmierć. Właśnie ona miała niedługo nadejść.
Poczułam uderzenie z tyłu głowy.

***

– Czuję się niestabilna.
Skuliłam się na miękkim fotelu i jak mała dziewczynka objęłam podwinięte nogi. On stał w oknie i patrzył się na martwe miasto. Śmierć. Myślenie o niej przychodziło mi niesamowicie łatwo. A jednak coś zakłuło mnie w sercu. Dlatego właśnie siedziałam na tym fotelu.
– A mówiąc niestabilna, masz na myśli bardziej niż zwykle? – spytał po chwili ciszy.
Nie odwracał wzroku, choć jego spojrzenie było bardziej nieobecne. W dłoni trzymał lampkę wina, które przed jego panowaniem pewnie byłoby piekielnie drogie. Wyjątkowo dzisiaj ubrał mundur, choć nie miał zamiaru walczyć, ani nawet wychodzić z zamku. Jego ludzie nie potrzebowali go. Był bezużyteczny jako wojownik. Potrafił jedynie wydawać rozkazy. Mundur jednak dodawał mu władczości, gdyby ktoś wciąż miał wątpliwości po spojrzeniu w jego oczy. Dziś był ważny dzień. Starcie z resztką ludzkości. Chciał, aby ten dzień  był wyjątkowy.
– Tak. Jakbym się zatracała. Czy mogłabym zatracić się w sobie jeszcze głębiej? Wydawało mi się, że wiem kim jestem, ale im więcej mija czasu od Przebudzenia, tym coraz bardziej wątpię.
Znów cisza.
Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Podążyłam za jego wzrokiem. Tak, było stąd widać pole bitwy. Trawa była zielona, lecz jeszcze tego dnia miała po niej popłynąć krew. Wieża, w której się znajdowaliśmy była złowieszcza i przytłaczająca. Granica zasięgu królestwa, ostatnia budowla. Była jak pomnik, który ma przypominać wielkość i siłę. Reprezentowała Itzala.
– To twoje królestwo, Itzalu. Stworzyłeś je. Kawałek po kawałku. Ta twierdza pnie się coraz wyżej, a ty jesteś jej fundamentem. Świat dzięki tobie pozna sprawiedliwość, jakiej do tej pory nie miał okazji doświadczyć. Trzeba zapłacić za nią krwią. To słuszne. Wszystkie twoje decyzje były słuszne. – Dotknęłam dłonią jego zimnego policzka. – Jesteś bogiem, Itzalu. Całe stworzenie w końcu klęknie u twoich stóp. Świat ugnie się pod twoją wolą. Z naszą pomocą przeniesiesz góry, zmieciesz gwiazdy, słońce pozbawisz blasku. Zrobisz wszystko, czego tylko zapragniesz. Jesteś bogiem.
Itzal spojrzał na mnie kątem oka. Przyglądał się przez chwilę, badał każdy milimetr mojej twarzy. Milczał. Potem odsunął się ode mnie ostrożnie, jakby wysuwał się z objęć dzikiego zwierzęcia. Znów patrzył przez szybę.
– Wiesz, czego nigdy nie mogłem zrozumieć, Qeten? Sensu. Celu w tym wszystkim, co żyje i co to życie otacza. Zawsze były jakieś niespójności. Kim jesteśmy? Do czego dążymy? W końcu się dowiedziałem. Celem życia jest śmierć.
***
Obudziłam się. Jeszcze nie wiedziałam gdzie, czułam tylko ból. W całym moim ciele. Próbowałam otworzyć oczy. Zaatakowało mnie oślepiające światło, więc musiałam zamrugać kilka razy.
– Widzę, że się obudziłaś – usłyszałam nieznajomy głos gdzieś obok. Ten dźwięk przeszył moją czaszkę. Objęłam delikatnie głowę bolącymi dłońmi i wciągnęłam ze świstem powietrze przez zęby. Nieznajomy pochylił się nade mną i dotknął mojego czoła. – Dziecko, jesteś rozpalona. Proszę, leż dalej.
Co się dzieje? Gdzie jestem? Kim jest ten mężczyzna? Chciałam wstać i wyjaśnić nieznajomemu, że w lesie został Ian i grozi mu niebezpieczeństwo. Poderwałam się do góry, ale jego łagodna dłoń popchnęła mnie z powrotem na poduszki.
Poduszki? Tak dawno nie miałam ich pod głową. Tak dobrze było się w nich znów zanurzyć… Chciałam zasnąć i nigdy już nie wstawać, tak wielkie było moje zmęczenie, lecz jedynym co mogło z nim wygrać, była moja determinacja.
– Gdzie jest Ian? – spytałam drżącym, cichym głosem. Poczułam suchość w ustach.
– Ian? Czy to ten młody mężczyzna, który cię tu przyniósł? – Skinęłam głową. ­– Cóż, jest tutaj. Nie mogę powiedzieć, że nic mu nie jest, ale zdecydowanie jest już bezpieczny. Musi dzisiaj stoczyć jeszcze jedną walkę. Wiele wysiłku kosztowało go ochronienie ciebie. Mam nadzieję, że moja skromna pomoc na coś się przyda, ale większość roboty wykona sam.
Usłyszałam blisko jakieś ciche jęki, jakby powstrzymywany krzyk. Czy to był on?
– Jest bardzo zdeterminowany. Wiele poświęcił, by ci pomóc. Odniósł wiele ran, wierzę jednak, że uda mu się przeżyć. A teraz śpij, dziecko. Wszystko w rękach boga, który doprowadził was aż tutaj.
Boga? Czy on nie rozumiał? Itzal był bogiem. Jeśli wszystko było w jego rękach, to jesteśmy zgubieni.
Uwierzyłam zapewnieniom nieznajomego. Byliśmy bezpieczni, choć na skraju śmierci. Na skraju sensu, którego mi brakowało. Pozwoliłam, by ogarnął mnie sen.



*** 
Jako iż tracę z każdym dniem coraz bardziej chęci do pisania, postanowiłam przyspieszyć trochę bieg wydarzeń. Podejrzewam, że cała historia zdąży skończyć się jedynie w dwóch częściach z planowanych trzech. Co do długości rozdziału, jest on taki krótki, ponieważ chciałam dać znać, że żyję. Napisanie kolejnych stron pewnie znów zajęłoby mi miesiące. Mam nadzieję, że ten kryzys, choć dłuższy niż wcześniejsze, również przeminie. 

1 komentarz:

  1. `Jesteś bogiem, Itzalu...` // `Wszystko w rękach boga, który doprowadził was aż tutaj. Boga? Czy on nie rozumiał? Itzal był bogiem...`

    Ajjj, ale motasz, słonko. Ładnie to tak bawić się uczuciami starszej koleżanki? Powinnaś się wstydzić. Kiedyś zejdę przez Ciebie na zawał, przysięgam.

    Dzień-dobry-wieczór tak w ogóle. Wybacz, że zaczynam komentarz tak od dupy strony, ale widoczny u góry cytat wbił mnie w fotel. W połączeniu z końcówką obiecuje... Coś. Coś wielkiego i nieprzewidywalnego. Przynajmniej na to liczę na to. A kto jak kto, ale Ty akurat mnie nie zawiedziesz.

    Poza tym cieszę się, że wróciłaś. A przynajmniej "objawiłaś się" ;p To zawsze coś. Poza tym już z góry gratuluję pierwszej okrągłej rocznicy żywotności tego bloga. To niesamowite. Byłam z tą historią niemalże od początku, przetrwałam falę twoich narzekań i zmian... A teraz jesteśmy tu. Będzie coś ze dwa/trzy lata, nie? Ale ten czas zapieprza. Zdradź mi proszę, jakim cudem wytrzymałaś ze mną tyle czasu? ;p

    `Nostalgia, ej.`

    Wybacz. Znalazłam dziś u siebie siwy włos, wzięło mnie na rozpamiętywanie :'))

    Rozdział krótki, przed czym wielokrotnie mnie ostrzegałaś, ale treściwy. No a każdy rozdział, w którym pojawia się Itzal jest rozdziałem dobrym i udanym. Przynajmniej dla mnie. Ten facet cholernie mnie intryguje. Kala postrzega go jako zły charakter, ale jej alter ego... nie wiem, między nimi jest jakaś chemia. Uwielbiam tą ich chorą, spaczoną relację. Ty chyba również lubisz o nich pisać, bo coraz częściej w opowieści pojawia się imię mojego ulubionego Króla :>

    Jak zwykle pozostawiłaś mnie z masą pytań i niedopowiedzeń. Standard. Czy Tobie już w ogóle na mnie nie zależy? Na mnie i na moim biednym serduszku?

    LKF, bezduszny potworze
    Twoja K.

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony