2 maja 2018

"Kontrola"


ROZDZIAŁ 19




                                                        There's a ghost, she's wearin' my face 
At parties being introduced with my name 
Just a skeleton of bones, wearing nothing but clothes 
And she is paralyzing 
Oh, oh, oh 
There's a sound, it's haunting my dreams 
Like children laughing in the distance and I don't know what it means 
Am I afraid to be alone, that nobody will ever know this death 
I'm dying? 
Oh, oh, oh 
There's a heartbeat under my floorboards 
Charging me guilty and I don't know what for 
There's a black bird over my door singing nevermore 

Nevermore, nevermore, nevermore



KALA
– Boli? – spytał  Ian, kiedy z moich ust wyrwał się cichy jęk.
Nie, wcale. Krzyczę tylko z nudów – odezwała się Qeten w mojej głowie. Poczułam dreszcze na karku. Bywała tam coraz częściej.
Siedziałam na wilgotnym, omszałym pniu powalonego drzewa. Harmonię śpiewu ptaków, szumu strumienia i cichego szmeru wiatru psuły moje głośne przekleństwa i pojękiwania. Ian klęczał przede mną i najdelikatniej jak potrafił, zmieniał opatrunek na moich poparzonych rękach.
– Zdajesz sobie sprawę, że wcale nie musiałaś parzyć sobie rąk? Wystarczyło chociażby… No, nie wiem. Kopnąć ten kosz – powiedział w pełnym skupieniu, gdy zobaczył moją nadętą minę.
– Chcieli obciąć mi nos i uszy. Musiałam coś szybko wymyślić.
Ale nie musiałam palić twojego ojca, dodałam w myślach. Wiele już razy zastanawiałam się, czy ktoś zginął tego dnia w płomieniach. Chociaż nie powinnam myśleć w taki sposób, to i tak liczyłam na to, że wszyscy spłonęli.
Dlaczego cały czas czułam taki gniew?
Z rozmyślań wyrwało mnie ukłucie bólu. Ian zawiązywał opatrunek, a to oznaczało koniec tortur. Uniosłam dłonie do twarzy. Pod warstwą materiału kryła się spalona skóra, z ran wylewała się krew i ropa. Chociaż minęły już prawie dwa tygodnie od tego wydarzenia, ja wciąż nie mogłam brać niczego w ręce. Czułam się okropnie upokorzona. Jadłam i myłam się z pomocą Iana, a on okazywał mi wciąż nienaganną cierpliwość. Jedyną rzeczą, w której on mi nie pomagał (chyba prędzej bym umarła), było chodzenie za potrzebą. Dłonie niewyobrażalnie mnie piekły przy każdym poruszeniu palcem. Już teraz byłam pewna, że nigdy nie odzyskam pełnej władzy w rękach. Nigdy nie będę mogła walczyć bez grymasu bólu.
 Delikatnie, opuszkami palców, dotknęłam blizn na policzkach. Pozostały mi po pamiętnym ataku Cieni, kiedy to po raz pierwszy i do tej pory ostatni użyłam ognia. Iskry wydobywające się z moich oczu wypaliły niewielkie dziury na twarzy. One również miały zostać na zawsze, lecz nie chciałam się ich pozbywać. Miały mi przypominać o tym, co narobiłam.
Ian ujął delikatnie moją dłoń i odciągnął ją od twarzy. Spojrzał mi w oczy. Próbował pocieszyć bez używania słów, ale jak mógł tego dokonać? Ścigali nas jednocześnie Obrońcy i Cienie, nie mieliśmy się do kogo zwrócić. Naszym jedynym tropem było Redrock, rzekoma siedziba dezerterów. A co jeśli wcale ich tam nie ma? Co zrobimy? Gdzie pójdziemy?
Wyrwałam swoją dłoń z delikatnego uścisku Iana. Krzyk podszedł mi do gardła, ale szybko go stłumiłam. Nie potrzebowałam pomocy. Doskonale sobie radziłam, a to były tylko zadrapania. Wcale nie czułam się jak w klatce, choć świat stał teraz przede mną otworem. Poczułam łzę, spływającą mi po oszpeconym policzku.
– Kala…
– A jak się goi twoja rana? – przerwałam mu. Ciągle unikałam rozmów o poważnych sprawach. Przez ponad tydzień udało nam się jedynie porozmawiać o celu naszej podróży. Reszta to tylko nic nie wnoszące obserwacje, czasami kąśliwe uwagi. Nie rozmawialiśmy dużo, a ta cisza była moją decyzją. Chciałam wyjaśnić Ianowi kilka spraw, ale on cały czas nie wiedział, co się ze mną dzieje. Ufał mi i dbał o mnie, a ja cały czas chowałam się przed nim, bałam zdrady z jego strony. Ale czy nie udowadniał mi każdego dnia, że jest prawdziwie moim przyjacielem?
– Ma się coraz lepiej. Tym razem nie odwrócisz mojej uwagi – odpowiedział, nawet nie spoglądając na swoje ramię, które nieszczęśliwie pocięłam, gdy zabierał mnie do więzienia.
– Od czego?
– Nie udawaj głupiej. Od dwóch tygodni błądzimy po lesie, a ja cały czas nie mogłem zebrać w sobie odwagi i powiedzieć ci… – zaczął mówić, wciąż przede mną klęcząc. Odwróciłam wzrok od jego twarzy.
– Nie chce o niczym z tobą rozmawiać. To moja bitwa, nigdy nie prosiłam cię, byś ze mną gdziekolwiek szedł – fuknęłam. Choć nie patrzyłam mu w oczy, wyczułam, że się zdenerwował. Wstał z klęczek i teraz patrzył na mnie z góry.
– A więc tak odwdzięczasz mi się za te wszystkie dni? Prawda, o nic mnie nie prosiłaś, ani ja niczego ci nie obiecywałem, ale musisz zrozumieć, że teraz tworzymy drużynę. Mówisz tak, jakbyś chciała, żebym cię tutaj zostawił. Co byś wtedy zrobiła? Jak zwalczyłabyś zło, czekające na ciebie w Vernas?
– Może wcale nie chciałabym z nim walczyć? – mruknęłam pod nosem.
– A więc tego chcesz – samotnej, żałosnej śmierci? W takim razie moja obecność tutaj jest zbyteczna – rzekł i odwróciwszy się na pięcie, poszedł przed siebie wzdłuż rzeki.
– Ian, ja… – powiedziałam, ale on już mnie nie słyszał.
Dlaczego ja zawsze mówiłam takie głupoty? Krzywdziłam swoim zachowaniem Iana, który był ostatnią osobą, jaka mi na tym świecie została. Chciałabym mu zaufać, ale byłam na to zbyt słaba. Musiałabym otworzyć swoje serce i wylać z niego wszystkie lęki i zmartwienia. Chciał ode mnie uzyskać tylko jedną, poważną rozmowę o tym, co wydarzyło się w obozie. To nie było tak wiele.
Wstałam i ruszyłam w ślad za nim. Strumień szumiał po mojej prawej stronie. Szliśmy tędy, aby zawsze mieć łatwy dostęp do wody, a las rosnący tuż obok stanowił dobrą ochronę zarówno przed Obrońcami, jak i Cieniami. Stał wpatrzony w odległe góry, ku którym zmierzaliśmy. Tam znajdowało się Redrock.
– Całkiem ładny widok – stwierdziłam, stojąc tuż przy nim. Swoje niesprawne dłonie ostrożnie trzymałam przed sobą.
– Chciałaś porozmawiać ze mną o widokach? – prychnął, chociaż wiedziałam, że wcale nie jest zły. Między nami na chwile zapanowała cisza. Prawie już do niej przywykłam. – Chciałbym, żebyś mnie posłuchała. To dla mnie bardzo ważne.
Kiwnęłam głową. Byłam wdzięczna, że nie gniewał się na mnie za moje wcześniejsze słowa. Wiedziałam, że go zraniły. Czułam to, choć nie okazał tego w żaden sposób.
– Wiem że na początku nie było między nami dobrze. Widziałem w tobie samo zło i wiem, że się myliłem. Robiłem, co musiałem. Zawsze taki byłem, ale w pewnym momencie… Przestałem cię nienawidzić. Czułem, że nie zrobisz nic złego, że prawdziwie stałaś się Obrończynią, a twoje intencje były czyste. Czułem się szczęśliwy, przebywając z tobą i twoją siostrą. A potem wszystko zaczęło się psuć.
– Ian, to moja… – chciałam wyrazić cały swój żal, ale on mi na to nie pozwolił.
– Proszę, nie przerywaj mi. Chciałbym po prostu wszystko teraz wyjaśnić. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy oberwałaś na tej cholernej akcji… Pędziłem jak szalony, prawie zabijając konia, żeby zawieść cię do obozu. Nie darowałbym sobie, gdybyś przeze mnie umarła. Tak, przeze mnie. Zostawiłem cię z tyłu, chociaż wiedziałam, że nie jesteś jeszcze gotowa. Dotknięcie przez Cienia powinno cię zabić. Przeżyłaś, ale ja nie mogłem na ciebie patrzeć. Bo twój stan, ta choroba, była wyłącznie moją winą. Potem uciekła Pheobe. Gdy poszłaś jej szukać, straciłem was obie. Nie widziałem mojej siostry od tak dawna… Następne były płomienie i mała Ava… – Przerwał na chwilę. Nie pomyślałam o tym, że być może on się z nią związał. Zawszy myślałam wyłącznie o sobie. Chciałam coś powiedzieć, ale bałam się wchodzić mu w słowo. – Tak bardzo chciałem ci pomóc, udowodnić, że ja… że cię… Że naprawdę jesteś moją przyjaciółką, ale ty byłaś od tamtego zdarzenia taka daleka, jakby w innym świecie. Chciałem ci jakoś pomóc, ale jak mogłem to uczynić, zawodząc cię wcześniej tyle razy? Potem nastąpiła moja nieszczęsna decyzja o zaprowadzeniu cię przed Isthe. Dlaczego nie mogłem dostrzec jego okrucieństwa wcześniej? Dlaczego obudziłem się tak późno? Chcę, abyś wiedziała, że żałuję wielu rzeczy, ale nigdy tego, że jestem teraz z tobą. Choćbyś się opierała, to czuję w głębi serca, że jestem ci teraz potrzebny. Nawet jeśli tak w rzeczywistości nie jest, to nie zostawię cię tutaj. Nie pozwolę zranić cię kolejny raz. Bo jesteś… dla mnie ważna.
Moja dłoń delikatnie drżała, gdy przyłożyłam ją do ust. Kilka łez spłynęło mi po twarzy. On zawsze chciał dobrze, nigdy nie pragnął mnie krzywdzić, a ja próbowałam mu się odpłacać za jego nieumyślne błędy. Ian przez cały ten czas cierpiał równie mocno. Zachowywałam przed nim miliony tajemnic. Nie odezwałam się do niego, tylko w ciszy rozważałam to, co mi powiedział. Pomimo tego, że wyrządziłam tyle zła przed naszym pierwszym, a zarazem drugim spotkaniem, on wciąż chciał o mnie dbać. Poczułam mrowienie na ramionach. Po tylu dniach żałoby w końcu poznałam prawdę – nie byłam sama. Wciąż była jeszcze jedna osoba, na którą mogłam liczyć. Jak mogłam uważać, że jest inaczej? Co mógłby zyskać poprzez pomaganie mi w tych trudnych chwilach? Nie mogłam zagwarantować mu niczego, prócz kolejnych cierpień i zmartwień, a mimo to stał obok mnie, patrząc się niewidzącym wzrokiem w dal.
Nie zasługiwałam na takie słowa i na takie traktowanie. Płakałam dalej, ale teraz było to już czymś więcej, niż tylko wzruszeniem wywołanym przez nagły impuls. Łzy lały się po moich poranionych policzkach ze wstydu. Obezwładniał mnie, czułam fizyczny nacisk na klatkę piersiową, a to utrudniało mi oddychanie. Nie wierzyłam, że mógł o mnie tak myśleć. Moje niedojrzałe zachowanie jedynie powinno umacniać go w przekonaniu, że jestem złym człowiekiem.
A co jeśli jego słowa są fałszywe? – syknęła Qeten, zatruwając moje myśli jadem. Łzy przestały płynąć. Poczułam moc płynącą od swojej ciemnej strony, traciłam nad nią kontrolę. Kiedy emocję zaczynały rządzić, ona przejmowała pałeczkę. Spojrzałam zimno na Iana, choć to już dłużej nie były moje oczy. Qeten wreszcie ruszyła z całą swoją mocą. Nie zamierzała oddać zdobytego ciała bez walki.
– Ianie. – W moim głosie zabrzmiała lodowata pewność siebie. Wiedziałam, co się za chwilę stanie. Qeten nie chce litości, nie chce miłości. Starałam się z nią walczyć, oderwać jej myśli od swoich, lecz byłam zbyt słaba. Powinnam była przewidzieć już wtedy, że nie dam jej rady. Byłam w końcu tylko człowiekiem, bez żadnego „nad”. Moje dłonie drżały z wysiłku, kolana obijały się od siebie. Lecz z ust wciąż wypływały pozbawione emocji słowa, których Ian nigdy miał nie zapomnieć. – Nie pragnę litości. Pragnę jedynie zemsty. Zemsty na wszystkich, którzy kiedykolwiek przyczynili się do mojego upadku, a był nim koniec mojej siostry. Rozniosę w proch całą ziemię, ale dostanę się do Stolicy. A wtedy uwolnię swój ogień i nikt się przed nim nie schowa. Nawet ty, Ianie. I nie pomogą ci w tym piękne słowa. Równie poruszające, co fałszywe. – Na moje usta wkradł się powoli uśmiech, który nie miał w sobie żadnego ciepła. Nie przestawałam walczyć z Qeten, która bredziła okropne rzeczy. Moja dłoń powoli unosiła się do ust. Zła strona słabła. – Nie musisz składać kłamliwych obietnic. Nie udawaj skruchy. Nie po słowach będą cię sądzić, lecz po czynach. Moje dłonie nie są już dłużej moją słabością, lecz będą dowodem… IAN. POMOCY – wychrypiałam, skupiając całą swoją wolę na tym, by ta złośliwa jędza stworzona przez Eunuel w końcu się zamknęła. Dłoń dotknęła twarzy. Zaczęłam drapać nią usta, aby w końcu zszedł z nich ten diabelski uśmiech. Upadłam na kolana, na przemian krzycząc i śmiejąc się.
Ian odsunął się o krok i rozejrzał wokół. Ostatni promień słońca schował się za górami. Zobaczyłam przez chwilę strach na jego twarzy, ale nie mogłam się na nim skoncentrować, bo moje własne dłonie biły obolałą twarz.
– Nie stchórz teraz. Pomóż mi do cholery – wrzasnęłam dziko, gdy poczułam przewagę nad Qeten. Nie była już tak silna. Była tylko sztucznym tworem, a ja byłam prawdziwa. To moje ciało, a ona próbowała je opętać. Ale ja też zaczynałam słabnąć.
– Co mam robić? – spytał sam siebie, bo ja nie mogłam mu odpowiedzieć. Zacisnęłam usta z całej siły, aby jej słowa się z nich nie wydostały.
Co za bałagan… ­– pomyślałam w tym samym momencie, w którym Ian z całej siły przyłożył mi konarem w potylicę.

***

Zimne usta na moich ciepłych wargach. Dłonie niczym lód na rozgrzanej skórze. Jego chłód tłumiący mój wewnętrzny ogień.
Otworzyłam oczy. Znów byłam w komnacie Itzala. Dawne wspomnienie ożyło na nowo.

Długo nie mogłam dojść do siebie po tym, jak Itzal zatrzasnął za sobą drzwi mojej komnaty. Czułam na ustach zimno jego warg i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że moje usta powoli zamarzają. „Pamiętaj o mojej propozycji”. Rozważałam ją w swoim sercu. Zrobiłam pierwszy krok i nie miałam zamiaru cofać się wstecz.
Zawołałam służkę, której poleciłam przekazać wiadomość do samego króla. Gdy zamknęła drzwi, zaczęłam się przygotowywać. Choć początkowo zraziła mnie jego reakcja, teraz na nowo poczułam determinację. Czekałam.
Gdy drzwi się otworzyły byłam gotowa. Pozostałość ludzkiej mnie drżała z obawy przed odrzuceniem. Nowa ja nie bała się niczego.
Itzal zmienił się w kamień, gdy tylko wkroczył do mojej komnaty. Drzwi cicho skrzypnęły, gdy delikatnie je za sobą zamknął. Zobaczyłam przez moment zaciekawione spojrzenia strażników. Oczywiście, że byłam gotowa na obserwatorów. Jego zdeformowana twarz przybrała dziwny wyraz. Król najwidoczniej dawno nie widział nagiej kobiety w całej swej okazałości. Chociaż kto go tam wie. Podparłam głowę na dłoni i spojrzałam na niego spod zmrużonych lekko powiek.
– Wiem, wiem. Nie taka miała być umowa. Albo zostaję królową, albo stracę całą twoją miłość, ale cały problem polega na tym, że nie chcę żadnej z tych opcji. – Powoli wstałam z łózka i skierowałam się w jego stronę. Porzuciłam niepewność siebie. W tyłach swojej świadomości wciąż wiedziałam, że nie jestem piękna. Zbyt wygłodzona i poobijana za sprawą wojny. Zostawiłam tę myśl za sobą. – Mam lepszą propozycję. Na cóż potrzebna ci królowa? Ten świat od dawna wie, że nie potrzeba małżeństwa, by kobieta grzała łoże mężczyzny. – Zimna dłoń na ciepły ciele. – Lepiej będzie tak. Ja będę mieć walkę, ty będziesz mieć mnie. Czyż taki układ nie będzie o wiele bardziej zadowalający?
Wiedziałam, że właśnie uwłaczam jego godności. Król pragnął żony, nie kolejnej kochanki. Lecz on przy pierwszym spotkaniu wyjawił mi, że nie jestem zwykłym nad-człowiekiem. Jego surowa mina zaczynała burzyć moją pewność siebie. Czekałam na jego reakcję.
Król Cieni odpowiedział mi pocałunkiem.

W taki sposób Qeten przeżyła pół roku swego życia. Za dnia na polu bitwy, przelewając krew niewinnych istot, w nocy zaś w łożu Króla Vernas, który w zamian za ciepło jej ciała wyjawiał sekrety, których obiecała nigdy nie zdradzić. I nigdy nie zdradziła. Te wspomnienia zagrzebałam w sobie najgłębiej, bo stanowiły najmroczniejszy okres w moim życiu. Nigdy nie zapomniałam tego chłodu, któremu towarzyszyły jego zdeformowane oczy. Bo była w nich miłość. Nie taka, którą mąż kocha żonę, lecz taka, którą darzy się swój ulubiony przedmiot.

***

Obudziłam się ze snu, będącego wspomnieniem. Najpierw poczułam swąd palonej trawy, potem otworzyłam oczy. Leżałam obok Iana. Siedział i patrzył na drugi brzeg rzeki, na którym przed chwilą jeszcze staliśmy. Las stanął w ogniu.
Mocne, złe przeczycie zmusiło mnie do spojrzenia na swoje włosy. Wśród czerni dostrzegłam cienki, biały kosmyk. Zaklęłam w duchu. Cóż, przynajmniej znów byłam sobą.
– Gratulacje. Właśnie udało ci się znów użyć ognia – odezwał się Ian, wpatrując się w płomienie. Jego twarz była lekko osmalona. – Czy możesz mi powiedzieć, co to właściwie było?
– Wiesz, to bardzo długa historia.
– A my mamy dużo czasu. Chyba najwyższy czas, abym dowiedział się, co jest z tobą nie tak. Nie możesz dłużej zwlekać. Właśnie na własnej skórze doświadczyliśmy, jak kończą się tajemnice.
– Hm… Więc może zacznijmy od tego, że mamy kompletnie przejebane – powiedziałam, a Ian położył się obok mnie w stosownej odległości.



***Od czego by tu zacząć? Ehh, powroty są takie trudne. Nie. Nie poprawiłam poprzednich rozdziałów. Przed poprawianiem chciałam zrobić sobie krótką przerwę, która zmieniła się w bardzo długą przerwę. Tak długą że miałam już nie wracać. Ale zjawiła się pewna osoba, która powiedziała "Nie poprawiaj, jeśli to nie na twoje siły". Więc nie poprawiłam. Zostawiłam ten syf w niezmienionej formie i chcę tylko dobrnąć do końca tej historii i już nigdy nie przeżywać jej na nowo. Nie podoba mi się ten rozdział. Wcale a wcale. Chciałam w drugiej części pisać nie na czas, lecz na jakość. Nie wytrzymałam w swoim postanowieniu. Znowu jest tak jak dawniej: do dupy. Tym bardziej jest mi przykro dodawać ten rozdział, gdyż wiem, że ostatni Wam się spodobał. Ten nie jest już taki dopracowany. Jest do dupy i ja zdaję sobie sprawę, że dużo więcej mogłam wycisnąć z tych zdarzeń. Dodaję ten rozdział wyłącznie dlatego, że jest mi wstyd. Tak dawno nic nie było... Cholera, w tym momencie jest mi ogromnie przykro. Mam nadzieję, że ekipa została i nadal ktoś pamięta o tym blogu. Albo może lepiej nie. To chyba źle, że ktoś to przeczyta. xDBerwarna

5 komentarzy:

  1. 10 godzin i 50 minut do matury, a ja zamiast czytać o Gombrowiczu i Witkacym, znów czytam u Ciebie. NO ALE CO PORADZIĆ, TO JUŻ UZALEŻNIENIE! <3

    Wypiłam cztery kawy, także odpuszczę sobie należyte komentowanie (wpadnę wkrótce, możliwe że trzeźwa) ale czułam wewnętrzną potrzebę zaznaczenia wszem i wobec, że: JESTEŚ GUPIA I ZASŁUŻYŁAŚ NA SOLIDNEGO KOPA W DUPSKO. Przestań marudzić, synek, bo za młoda jesteś. Nie przystoi ci takie zrzędzenie.

    LKF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W taki sposób Qeten przeżyła pół roku swego życia. Za dnia na polu bitwy, przelewając krew niewinnych istot, w nocy zaś w łożu Króla Vernas, który w zamian za ciepło jej ciała wyjawiał sekrety, których obiecała nigdy nie zdradzić. I nigdy nie zdradziła. Te wspomnienia zagrzebałam w sobie najgłębiej, bo stanowiły najmroczniejszy okres w moim życiu. Nigdy nie zapomniałam tego chłodu, któremu towarzyszyły jego zdeformowane oczy. Bo była w nich miłość. Nie taka, którą mąż kocha żonę, lecz taka, którą darzy się swój ulubiony przedmiot..."



      Skrolując stronę w górę znów trafiłam na ten fragment i aghhhhh. CIARY.

      Usuń
    2. Och, pięknie. Pisałam komentarz przez piętnaście minut, ale przez mój zjebany Internet wszystko straciłam.
      Zawsze to samo, cholera. ZAWSZE.



      Dobra, przeszło mi. Witam ponownie. Tym razem skopiuję komentarz przed publikacją, co by oszczędzić sobie nerwów.

      Lubię Iasia. Iaś jest uroczy. Ale niestety nie widzę go z Kalą. Bo, jakby nie patrzeć, ja już wcale nie widzę Kali, a zwyczajnie Qeten. A jak Qeten, to tylko i wyłącznie Itzal. Ja wiem, że to chore, a z Króla jest kawał skurwiela, ale... No kurde, od zawsze miałam słabośc do czarnych charakterów. Cytat, który przywołałam już wyżej, idealnie opisuje chorą zależność między Itzalem a Q. Niemniej jednak ja nadal ich shippuję. Cholera.

      A, póki pamiętam. Mogę wydrukować widoczny wyżej cytat i wytapetować nim sobie główną ścianę w nowym mieszkaniu? A najlepiej od razu całą sypialnię? UWIELBIAM GO. Przechodzą mnie ciary, ilekroć go czytam. Jest idealnym podsumowaniem relacji Q-I. A, jakby nie patrzeć, dla mnie właśnie tych dwoje nadaje charakteru tej historii. Ich chora, spaczona miłość bez miłości jest... Boże, brak mi słów. Uwielbiam to. Prawdopodobnie nieświadomie wykreowałaś wątek miłosny, który jednocześnie obrzydza i pociąga. A może to tylko ja mam takie odczucia...

      "Qeten nie chce litości, nie chce miłości." Achhh kobieto, co ty ze mną robisz...

      Polsatowanie w zakończeniu. Ach, ty przebrzydła bestio! Nie lubię, baaardzo nie lubię!

      Reasumując ten mój chaotyczny wywód (jestem po maturze z matmy, musisz mi wybaczyć) cieszę się, że wróciłaś. I mam nadzieję, że teraz, gdy nareszcie przyjdą wakacje a Ty po egzaminach dodatkowo zyskasz trochę więcej czasu, znajdziesz chwilę, by dokończyć tę opowieść. Jeśli nie dla siebie, to chociaż dla mnie. Bo to jest naprawdę dobre, nawet jeśli Ty nie jesteś jeszcze w stanie, by to dostrzec.


      LKF,
      Twoja stara i zdziadziała bff

      Usuń
  2. O_o
    Mnie tu jeszcze nie było?! Biję się w pierś i niedługo (mam nadzieję) wracam z moją paplaniną!
    Wyczekuj mnie! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety będę pisać na raty... wyszłam z wprawy z komentowaniem - przepraszam.
      Rozdział był... dobry. :) mimo tego co Ty o nim myślisz, wyszedł dobrze. Szaleństwo zaczyna brać górę nad Kalą, a mi się to podoba. XD

      Usuń

Nomida zaczarowane-szablony