9 lutego 2018

"Decyzja"

      
ROZDZIAŁ 18

 Apparat feat. Soap&Skin - Goodbye
"Let the bed sheet soak up my tears
and watch the only way out disappear
don't tell me why
kiss me goodbye
for neither ever nor never goodbye
neither ever nor never goodbye"


KALA
Moje ręce okropnie się trzęsły. Przycisnęłam je mocno do brzucha, ale nie przestawały drgać. Po krótkiej chwili przestałam walczyć ze swoimi odruchami i wyciągnęłam dłonie przed siebie. Były brudne i pełne zadrapań, pod paznokciami wciąż była zaschnięta krew Itshe. Miałam nadzieję, że zostawiłam mu na twarzy stałą pamiątkę. Wątpiłam, że kiedyś o mnie zapomni, ale blizna mogła stanowić świetne przypomnienie. Takiego skurwiela jak on też da się zranić. Cholerny kutasina, któremu dostała się władza.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Skąd brało się zło? Czy ludzie rodzili się mordercami? Było dla mnie oczywistym, że zarówno Itshe jak i Król Cieni kiedyś byli niewinnymi dziećmi. Teraz plama pokrywała ich serca, choć to trudne do uwierzenia, że w ich wnętrzach coś takiego się znajduje. Świat nie mógł być ocalony. Nie, dopóki takie istoty istniały. W dodatku kierowali innymi, zatruwali ich, upodabniali do siebie. Takie charaktery zawsze powstawały z bólu i nienawiści. Rozdarte duże, ciernie w sercach. Czułam żal do Iana, że pozwalał się kierować. Dał się wciągnąć w tę grę i uczestniczył w niej. Ja sama przez chwilę dałam się nabrać. Ukrywający się w lesie wojownicy, mający uratować świat przed zagładą. Świetnie to brzmiało, musiałam przyznać. W praktyce wszystko to nie różniło się niczym od tego, co do tej pory znałam. Bezwzględna władza, świadomość posiadania ludzkiego życia.
Zmusiłam moje palce do wyprostowania się, gdy poczułam piekący ból. Nierówne, czerwone półksiężyce ozdabiały moje ręce. Dotknęłam jednej z ran językiem, a gdy krew znalazła się w moich ustach już wiedziałam, że tyle bólu mi nie wystarczy. To było za mało, by odgonić myśli i skupić się wyłącznie na cierpieniu ciała. Brudny palec wskazujący z całej siły wcisnęłam w jedną z ran. Stłumiłam okrzyk, gdy mała ranka odrobinę się powiększyła. Wiedziałam, że nie zrobię sobie dużej krzywdy, więc wwiercałam się w dłoń mocniej i mocniej, aż dobrnęłam do granic sił swojego ramienia. Oparłam głowę o błotnistą ścianę za mną. Uniosłam dłoń do twarzy i spoglądałam na stróżkę krwi ściekającą mi po nadgarstku. Czy ten świat dało się uratować? Czy był sens go ratować? Nie mogłam wymagać od ludzi, że będą żyć w zgodzie, podczas gdy sama nienawidziłam większości z nich.
Mój stan oszołomienia przerwał odgłos kroków. Dobrze znałam ten rytm. Wstałam z ziemi i dumnie uniosłam głowę w stronę nieba. Przedstawienie czas zacząć. Absolutnie nie miałam żadnego planu. Postanowiłam po prostu już nic nie udawać. Qeten mi pomoże. W moich oczach pojawiły się łzy. Wytarłam o pelerynę ściekającą mi z palców krew.
Zawsze będę po twojej stronie – usłyszałam tuż za mną kobiecy głos. Odwróciłam się szybko za siebie, ale nikogo tam nie było. Głosy w mojej głowie nigdy nie były tak realne. Magia zawsze ma swoją cenę. A jeśli ja miałam płacić szaleństwem? Poczułam, jak włosy jeżą mi się na karku.
– Gdzie mnie prowadzisz? – spytałam oszołomiona, próbując opanować drżenie gardła.
– Rada postanowiła już teraz zebrać się w twojej sprawie – odpowiedział. Gdy chwycił mnie za łokieć, uderzyłam go wściekle w bok. Prawdopodobnie przesadziłam, ale nie obchodziło mnie to. Miałam parszywy humor i trudno się dziwić. Gdy wszyscy cię zostawiają, zaczynasz już rozumieć świat. Zamiast we wszystkich ludziach wokół szukać wad, w końcu widzisz, że to ty tak naprawdę jesteś do niczego.
– Dosłownie nie mogę się doczekać rozmowy z twoim tatuśkiem i jego znajomymi! Musisz mi wybaczyć moją radość, ale rozpiera mnie niecierpliwość. – Obdarzyłam Iana ironicznym uśmiechem.
Spojrzałam na jego twarz, zastanawiając się nad tym, czy może on kiedykolwiek miał wyrzuty sumienia. Nigdy niesamowicie tego nie okazywał. Traktował mnie jak śmiecia, gdy przyprowadził mnie do obozu. Zostawił samą, gdy umierałam w lecznicy. Zdradził, gdy najbardziej go potrzebowałam.
To twoja wina! Napraw to. Spal go!
Kobiecy głos tym razem zawołał z oddali. Potrząsnęłam głową i uświadomiłam sobie, że to sprawka moich silnych emocji. Gdy dotarliśmy do namiotu, Ian gestem rozkazał mi iść przodem. Wstąpiłam w tę głęboką otchłań. Czułam, że tonę, spadam na dno, coraz głębiej i głębiej. Im mocniej próbuję walczyć, tym szybciej spadam. Nic mnie nie mogło uratować, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam, gdzie popełniłam błąd. W którym momencie wskoczyłam do wody, choć zdawałam sobie sprawę, że nie potrafię pływać. Nikt nie potrafił nauczyć mnie unoszenia się na wodzie. Moje niezdarne ruchy mnie zatapiały. Choć na dnie moich płuc została jeszcze odrobina powietrza, wiedziałam, że gdy dotrę do dna, wydam z siebie ostatni dech. Sęk tkwił w tym, że nie wiedziałam jak głęboki jest ocean i jak nisko mogłam spaść.
Delikatne, drgające światło płomienia żarzącego się w stojącym na środku koszu oświetlało namiot. Przy drewnianym stole siedziało trzech Obrońców, a na środku Itshe. Spojrzałam, jakby od niechcenia, w jego twarz i przysunęłam się do ognia. Wsłuchałam się w jego cichą, skrzypiącą pieśń i po raz pierwszy w swoim życiu poczułam z nim więź. Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że ja należę do niego, a on należy do mnie. Posłuchałby się mnie, gdybym tylko go o to poprosiła. Wysunęłam palec nad płomienie i doznałam ukłucia bólu, ale był on przyjemny. Oglądałam hipnotyzujący taniec żółtych i pomarańczowych pasm, gdy dudniący głos Itshe rozlał się w namiocie.
– Witam wszystkich, dziękuję za tak szybkie przybycie. Zebraliśmy się tutaj przede wszystkim po to, by rozstrzygnąć trapiącą wszystkich sytuację Calathii Moon. Zarzuca się jej czarnoksięstwo, zdradę, zabójstwo, spisek z wrogiem i dezercję. Czy przyznajesz się do popełnionych czynów?
Podniosłam spojrzenie znad ognia na twarz swojego dowódcy. Schowałam wyciągniętą rękę za siebie i obeszłam kosz z płomieniami, aby lepiej widzieć twarze członków Rady. Bawiło mnie ich zaangażowanie. Mogli mi nawrzucać, nie było w tym wąskim gronie osób choćby jednej, która mogłaby stanąć w mojej obronie. Nic wielkiego by się nie stało, gdyby już teraz ktoś z nich wykonałby wyrok. Ale znałam Itshe. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści i będzie się znęcał nad ofiarą, aby rozszarpywanie zdobyczy dawało mu jeszcze więcej satysfakcji.
– Tak – powiedziałam krótko i delikatnie przekręciłam twarz, czekając na reakcję. Ian, schowany za mną w cieniu, westchnął trwożliwie, Robert odsunął się na krześle od stołu, Breghar (stary Obrońca) przyjrzał mi się dokładniej. Itshe wstał, obszedł stół dookoła i stanął wyprostowany przede mną. Teraz mogłam zobaczyć cztery długie rany na jego policzku. Nie mogłam powstrzymać lewego kącika moich ust, który uniósł się w uśmiechu.
– Karą śmierci każemy za postępki takie jak te – rzekł starzec. – Czy możesz powiedzieć nam coś, co usprawiedliwiłoby twoje zbrodnie.
Ha-ha! Na takie pytanie czekałaś – szepnęła szaleńczo Qeten, która syczała na widok Itshe. Czułam, że przekazuję mi teraz swoją odwagę. Postanowiłam z niej skorzystać. Przedstawienie czas zacząć. – Nareszcie…
– A cóż mogłoby mnie uratować? Nie, nie mam nic na swoją obronę. – W namiocie niemalże zapanowała cisza, jedynie ciche strzelanie ognia dodawało mi otuchy. – Na co czekasz, wasza wysokość? – zwróciłam się do Itshe. Nie posiadał takiego tytułu, wypowiedziałam go ironicznie. – Zabij mnie. Nie obejdziesz własnego prawa. Musisz to zrobić, bo właśnie takie są zasady. Czy to nie ty powiesiłeś chłopca, który jedynie podążał za wskazówkami dorosłych? Cóż więc ze mną? Zbijesz swoją ostatnią broń? – Każde słowo mówiłam coraz ciszej i z większym jadem w głosie. Nie przerywałam kontaktu wzrokowego z rozmówcą, jedyną oznaką mojej niepewności były dłonie, które wciąż nie przestawały się trząść.
Itshe patrzył na mnie jeszcze chwilę. Czułam, jak wwierca się w najgłębsze zakamarki mojej duszy, zna każdą tajemnicę. Gdy go poznałam, to spojrzenie już mnie niepokoiło. Teraz, w świetle drgającego płomienia, wydawało mi się bardziej złowieszcze. Dowódca Obrońców ruszył z miejsca. Każdy krok stawiał niezwykle starannie, z denerwującą wręcz dokładnością. Czułam na sobie jego spojrzenie, gdy mnie okrążał. Po chwili stanął ponownie w tym samym miejscu co wcześniej. Wysunął szczękę do przodu i wziął przerywany oddech.
– Panowie. Przykro mi to stwierdzić, ale po raz pierwszy w swoim życiu będę musiał odstąpić od własnych zasad. Serce mi pęka na tysiąc kawałków, ale zostałem do tego zmuszony. W imię większego dobra. Prawo nakłada na ludzi takich jak ta młoda dama karę śmierci. Ja tego nie uczynię, ponieważ zależy mi na naszym wspólnym zwycięstwie. Wiem, wykazuję się w tym momencie wielką niesprawiedliwością wobec tych, którzy żyją i trwają w służbie, ale i zawiodłem tych, którzy własne życie poświęcili dla dobra nas wszystkich. Lecz właśnie w tym momencie złamię prawo. – Zrobił krótką przerwę, aby nadać dramatyczności następnym fałszywym słowom. – Nie skażę Calathii Moon na śmierć. Jej czarne, złowieszcze moce pomogą nam w osiągnięciu celu. Ogień śmiertelnie rani Cienie, a my potrzebujemy tej broni. Przekonaliśmy się, że Kala przymuszona pomogłaby nam niezmiernie. Dlatego też oszczędzę jej życie i skażę jedynie na pozbawienie uszu i nosa oraz na karę chłosty. Oszpecona i zmęczona powinna w końcu ulec. Liczę, że wygnamy z niej zło tym sposobem i stanie się godna innych Obrońców. – Itshe odwrócił się z furkotem swojej peleryny w stronę członków Rady. – Czy zgadzacie się z moimi planami?
Breghar, blady i wyraźnie roztrzęsiony, pozostał nieruchomy. Robert niepewnie kiwnął głową. Itshe obszedł stół dookoła i zasiadł ponownie na swoim miejscu.
Nie było nawet mowy, żebym zgodziła się na taki los. Oszpecenie i kara chłosty to jedno, a służba Obrońcom to drugie. Żadna z tych rzeczy jakoś nie przekonywała do bezwzględnego posłuszeństwa. Kiedyś przyjęłabym to za dar od losu. Gdyby Itshe zrobiłby coś takiego za pierwszym razem, gdy stanęłam przed Radą, z radością bym na to przystanęła. W tym momencie wiedziałam, że nie było o tym mowy. Postanowiłam sama się ukarać w należyty sposób w najbliższej nadarzającej się okazji. Skoro moja ucieczka przez las nie udała się, pozostał mi jeden sposób na uwolnienie się od tego gówna. Śmierć nie była wcale taka okropna, gdy na drugiej szali stawiało się plany Itshe wobec mnie.
– Tato? Nie zrobisz tego, prawda? – nagle z ciemnej części namiotu dobiegł do mnie głos Iana. – Wcale nie zamierzasz pozwolić na coś takiego?
Robert wstał i karcąco spojrzał na syna. Ian nie powinien się odzywać. Nawet ja to wiedziałam.
– Owszem, zamierzam. To jedyne wyjście. Już raz Kala została potraktowana ulgowo. Pozwolono jej żyć na równi z innymi w obozie, nie doznała żadnej krzywdy. Ba, wręcz została nagrodzona. Za co? Za wszystkie morderstwa? Za służbę Itzalowi? Za współpracę z Cieniami? Niech teraz w końcu poczuje konsekwencje. Człowiek zwraca się przeciwko człowiekowi, a powinniśmy stać murem, razem w jednej sprawie. Jak mamy wywalczyć wolność, skoro osoby takie jak ona wciąż bezkarnie żyją wśród nas? Na pewno czułeś niesprawiedliwość świata, Ian. Nie wierzę, że nie pomyślałeś o Kali, która dostała wszystko, choć nie powinna. Musi zostać ukarana.
– Dziękuję, Robercie – powiedział Itshe, gdy wzburzony ojciec Iana usiadł.
– Zgadza się. Służyłam Itzalowi. Nie będę kolejny już raz powtarzać, że nie byłam sobą. Zresztą, sama już nie wiem, czy to co mówiłam było prawdą. Ale naprawdę obwiniasz mnie za to, że przeciwstawiałam się komuś takiemu jak Itshe? To jest twój król? Czy ty w ogóle wiesz kto to jest? Jaką masz pewność, że nie jest taki sam, a może gorszy niż Król Cieni? – uniosłam się w napływie emocji. Nie byłam pewna, czy powinnam była mówić takie rzeczy, bo coraz bardziej się pogrążałam. Ogień za moimi plecami zadrżał, a ja podejrzewałam, że miałam na to wpływ.
– Może stąd, że jakoś do tej pory nie okazywał chęci stworzenia krwiożerczych zwierząt z ludzi? Nie wiem, jak daleko posunęła się twoja choroba. Może zawsze byłaś nad-człowiekiem? Przez cały ten czas donosiłaś Itzalowi o tym, co się dzieje w obozie? Jak możesz nie wiedzieć, kim jest prawdziwy wróg? Wróg nas wszystkich, twój także. – Zdenerwowany ojciec Iana co jakiś czas uderzał pięścią w duży, dębowy stół. Słuchałam jego słów z niedowierzaniem i głęboką pogardą. – Próbujemy ostatkiem sił, żałosną imitacją wojska, wywalczyć sobie wolność. Ty nigdy nie odwróciłaś się od zła, którym jest Itzal. Dziecko, spójrz wreszcie prawdzie w oczy i zaakceptuj to, że nigdy nie będziesz tutaj rządzić i nic nie będzie się dziać według twoich zasad.
– Ale ja nie chcę władzy, nie chcę ustalać własnych zasad! Po prostu nie zamierzam żyć z kimś, kto jest takim potworem. Otrząśnij się, człowieku! On zabił moją siostrę, bo nie ma żadnych skrupułów. Zabił ją, bo zrobi wszystko, by zasiąść na tronie! Nie wiem dłużej, czy w choćby najmniejszym stopniu zależy mu na Obrońcach. On, do cholery, zabił maleńką… – krzyczałam, wskazując palcem na dowódcę Rady.
– DOŚĆ! – wrzasnął Itshe i stanął na równych nogach. – Nie będę dłużej słuchać oszczerstw na swój temat. Na zbyt wiele sobie pozwalasz. Nie toleruję kłamstw i takiego typu zarzutów. Wszyscy doskonale widzieliśmy, że to ty zabiłaś Avalyn Moon. Ogarnięta jakąś gorączką, swoimi ciemnymi mocami, spaliłaś polanę i mało brakowało, a cały obóz poszedłby z dymem! Pogarszasz swoją sytuację z każdym słowem. Wydajesz się wykorzystywać fakt, że cię potrzebujemy.
– Ale… – wymamrotałam jedynie, niezdolna do sformułowania swoich myśli. Patrzyłam tylko na niego i czułam jednocześnie zaskoczenie i wściekłość. Czy on właśnie zarzucił mi morderstwo własnej siostry? Ostatniej osoby, która się dla mnie liczyła?
Wszystko we mnie zawrzało. Emocje, które dotąd starałam się trzymać na wodzy, wystrzeliły we wszystkie strony i rozpaliły mnie od środka. Wewnętrzny ogień zapalił lont, iskry zaczęły frunąć jak ptaki, odbijały się o moje wnętrzności. Upokorzył mnie, wbił butem do ziemi. Jak mogłabym skrzywdzić Avę? Była ostatnią drogą mi osobą. Światłem w otaczających mnie ciemnościach. Ale czułam się winna. Czułam, że ten człowiek może mieć odrobinę racji i to jeszcze bardziej mnie poruszyło. Oburzona i do krwi zraniona nie przestawałam patrzeć się w oczy Itshe. Nie potrafiłam opisać swojej nienawiści do niego. Ludzie jednak rodzą się mordercami, a świat nie może być ocalony. Wszyscy rozdzieleni przez nienawiść robiliśmy takie rzeczy, a ten człowiek stał się mistrzem w zadawaniu bólu.
Wrzasnęłam na całe gardło, bo płomienie w moich płucach chciały się wydostać. Nigdzie nie pojawił ogień, tylko ja sama czułam obezwładniającą falę niszczących uczuć. Odwróciłam się za siebie i chwyciłam obręcz, w której uwięzione było ognisko oświetlające namiot. Czułam jak rozgrzany metal topi skórę moich rąk, ale przez to tylko trzymałam mocniej. Z krzykiem bólu i nienawiści przewróciłam kosz, a rozgrzana oliwa rozlała się po ziemi. Wszędzie wyrosły płomienie oddzielające mnie od członków Rady. Wokół wznosiły się iskry, a duszący dym ograniczał widoczność. Usłyszałam czyjś kaszel, krzyk i swoje imię, ale nie potrafiłam zareagować w żaden sposób. Jedynie stałam i patrzyłam z zachwytem w palący wszystko ogień.
Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę i wywlókł z płonącego namiotu. Nie protestowałam, bo wiedziałam, że zostanie tam choćby chwilę dłużej byłoby niebezpieczne. Poczułam ból, gdy ktoś dotykiem podrażnił moje poparzone dłonie. Uniosłam w górę głowę i zupełnie nie zdziwiłam się widokiem Iana.
– Na co czekasz? – zapytał, gdy pochyliłam się, aby zażyć świeżego powietrza. – Uciekamy! – oznajmił i puścił się pędem w stronę swojej chaty. Najpierw musieliśmy zabrać ze sobą kilka niezbędnych rzeczy.
Na kilka sekund spojrzałam jeszcze w stronę żarzącego się wewnątrz namiotu ognia, a potem pobiegłam za Ianem. Postanowiłam ruszyć za nim, chociaż mogłam pójść w świat sama. Nie chciałam tego przed sobą przyznać, ale potrzebowałam jego pomocy. Uwierzyłam mu, bo zostawił swojego ojca i przywódcę w płonącym namiocie. Może i byłam naiwna, że kolejny raz zdecydowałam się mu zaufać. Może to była jakaś pułapka, spisek. Może po raz kolejny podejmowałam złą decyzję. Ale nie mogłam ruszyć w tę wyprawę sama, teraz wiedziałam, że nie dam sobie rady. Potrzebowałam broni, jedzenia, ubrań, a przede wszystkim pomocnika. Mówi się, że ludzie uczą się na błędach. Cóż, ja do grona tych osób bynajmniej nie należałam.
– Będę tego żałować – szepnęłam do siebie i przyspieszyłam.

IAN
Przez moment stałem wbity w ziemię. Nagle wszystko zaczęło się palić, Breghar, Itshe i mój ojciec odsunęli się od ognia, ale po chwili słychać było czyjś krzyk. Nie mogli podnieść ciężkiego, grubego materiału wbitego mocno do ziemi. Bałem się, że płomienie dosięgną mojego ojca. Postąpiłem krok do przodu, aby im pomóc.
A wtedy w oczy rzuciła mi się skulona sylwetka Kali, która stała tuż przy ogniu i wpatrywała się w niego, jakby poza nim nie istniało nic innego. Nie mogłem złapać oddechu, wiedziałem, że w kilka sekund muszę podjąć decyzję. Za chwilę namiot się zawali, spłoną belki podtrzymujące materiał, który też niedługo przestanie istnieć.
Zdawałem sobie sprawę, że ten właśnie moment kiedyś nastąpi. Nie pozwalałem sobie na okazywanie uczuć Kali, aby nie rozpalać w sobie przywiązania. Poczucie obowiązku i miłość rozrywały mnie na strzępy, ograniczyły zdolność do postrzegania świata. Tyle miesięcy trwałem w zaślepieniu, bo nie przestawałem się zastanawiać. Znajdowałem sobie inne zajęcia… Ale w końcu nadeszła ta chwila. Mój ojciec i przywódca naprzeciw Kali. Wiedziałem, co jest rozsądne i co ważniejsze, co bardziej godne i szlachetniejsze. Czułem co cenniejsze, droższe, bliższe sercu. Przypomniałem sobie, co czułem, gdy musiałem wtrącić Kalę do więzienia. Zostawiłem, aby w końcu przestać czuć. Przysiągłem sobie, że już nigdy więcej jej nie zranię.
Zacząłem zastanawiać się nad konsekwencjami. Jeśli wybiorę Obrońców, Kala zostanie oszpecona i skazana na karę chłosty, która niemal ją zabije. Zostanie zmuszona do używania magii, a zdradziła mi przecież, że wcale nie wie skąd ona się bierze. Bez wątpienia znienawidzi mnie na zawsze, jeśli teraz pobiegnę do ojca. To wszystko w jej oczach będzie moją winą, bo to ja ją złapałem i przyprowadziłem na sąd. Nie pomyślałem o możliwych konsekwencjach. Stała się dezerterem, w dodatku przypomniano jej dawne zbrodnie. Jak mógłbym patrzeć na jej cierpienie? Jak mógłbym zostawić ją po raz kolejny? Sam nie potrafiłbym tego znieść. Moja dusza rozrywałaby się wraz ze skórą jej pleców.
Jeśli zaś opuściłbym ojca, sam stałbym się uciekinierem. Oficjalnie byłbym skazany na śmierć. Straciłbym swój honor i tytuł Obrońcy, na który tak długo pracowałem. Zawiódłbym ojca, który pokładał we mnie swoje nadzieje, opuściłbym go tak, jak zrobiła to Pheobe. Gdy pójdę w świat, grozić mi będą każdego dnia Cienie.
Dlaczego miałbym odejść właśnie teraz? Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? Nigdy nie zastanawiałem się nad ucieczką, ale dopiero teraz do mnie dotarło, że nie mogę pozwolić Kali skończyć w taki sposób. Jak miałem wybierać między dwiema osobami, które kochałem? Nagle jedna z belek podtrzymujących dach złamała się, część materiału spadła w miejscu, w którym ogień był największy. Niedaleko Kali. Wiedziony przypływem emocji zawołałem:
– Kala! Kala, odsuń się!
Lecz ona nie słuchała, wpatrywała się w płomienie i nie widziała poza nimi świata. Wypuściłem szybko całe powietrze z płuc. Obiecałem, że nigdy więcej jej nie zostawię. Albo nienawiść ojca, albo zniszczenie czyjegoś ciała i duszy.
Podbiegłem do Kali i bez namysłu chwyciłem ją  za rękę. Była cała poparzona, ale bez zastanawiania się wyciągnąłem ją z powoli walącego się namiotu. Kątem oka dostrzegłem, że w końcu członkom Rady udało się wygrać walkę z dobrze przymocowanym do ziemi namiotem, który miał stać nieporuszony nawet przy silnym wietrze. Teraz stał się śmiertelną pułapką.
– Na co czekasz? Uciekamy! – zawołałem do Kali, gdy w końcu otrząsnęła się z transu. Pobiegłem w stronę swojego domu. To było moje ostatnie pożegnanie z tym miejscem.

ROBERT
*kilka dni potem*
Obudziłem się w okropnym bólu. Pamiętałem tylko ogień i cierpienie. Potem przypomniałem sobie całą resztę i uświadomiłem sobie, że znajduję się w lecznicy. Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się wokół. Dobrze znałem to miejsce. Gdy jeszcze brałem udział w akcjach często tutaj przebywałem. Dotknąłem swojego lewego ramienia, które pokryte było oparzeniami. Mocno zacisnąłem zęby. Nigdy nie czułem takiego bólu. Spróbowałem poruszyć palcami, ale dłoń odmówiła posłuszeństwa. Jęknąłem z rozpaczą. Moja ręka stała się zupełnie bezużyteczna.
Położyłem się ponownie na plecach, gdy zalała mnie fala myśli. Moje dzieci mnie opuściły, nawet syn, którego kochałem całym sercem. Pheobe zniknęła z dnia na dzień, zupełnie nie znałem powodu jej ucieczki. Może miała jakieś problemy, o których nie miałem pojęcia. Ian zostawił obóz dla zdrajczyni. Zamknąłem oczy. Bolała nie tylko ręka, ale też serce. Gdzie popełniłem błąd? Robiłem dla nich absolutnie wszystko. Moje dzieci były dla mnie całym światem. A co jeśli nic dla nich nie znaczyłem? Tak najwidoczniej było. Wpajałem im, że Obrońcy są najważniejsI i że muszą żyć w grupie. Nigdy nie podejrzewałbym ich o dezercję. Ba, uczyłem ich, że uciekinierzy i tchórze to najgorsi ludzie, równie źli co Itzal.
Martwiłem się o nich. Zupełnie nie wiedzieli, co czeka na nich w tamtym świecie. Żadne z nich nie było gotowe, a szczególnie Pheobe. Nie rozumiałem ich decyzji i bałem się, że już nigdy więcej nie ujrzę swoich dzieci.
Jak przez mgłę pamiętałem, że Breghar mocno ucierpiał w pożarze. Nawet jeśli przeżył, to przez dłuższy czas nie będzie mógł czynnie uczestniczyć w Radzie. Zostałem tylko ja i Itshe. Wiedziałem, że jedynie on będzie w stanie mi pomóc. Musiałem ich odnaleźć. Nie wiem, czy byłbym w stanie przebaczyć im taką zdradę, ale chciałem, żeby żyli.
Zamknąłem oczy, ale okropny ból ciała i duszy nie pozwalał mi zasnąć. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem na twarzy łzy.

GWEN
*kilka dni potem*
Wpatrywałam się w drgające zwierciadło, jakim było wielkie jezioro niedaleko obozu. Uklękłam przy brzegu i spojrzałam w swoją twarz nabrzmiałą od łez. Byłam obrzydliwa, okropna. Jak mogłam sobie na to pozwolić? Wiedziałam, że tak się stanie, a mimo wszystko godziłam się na to. Uderzyłam pięścią w swoje odbicie i odsunęłam się od wody.
To musiało kiedyś nastąpić. Czułam, że Ian zostawi wszystko dla Kali. Nie mogłam powiedzieć, że mnie opuścił, bo nigdy tak naprawdę nie byłam jego. Byłam głupia, że pozwoliłam sobie na to uczucie. Wszystko krzyczało, żebym go zostawiła, dała sobie spokój, ale ja trwałam w tej chorej relacji, nawet jeśli wiedziałam, że to bez sensu. Postanowiłam stać się ślepa, żyć chwilą. Wiedziałam, że to ją kocha, a ja nigdy nie będę na jej miejscu.
Mimo wszystko byłam wściekła, a nie powinnam. Zazdrość i gniew niszczyły mnie od środka. Dlaczego tak właśnie miało być? Czy jeśli zarządził tak los, to czy naprawdę to wszystko musiało tak bardzo boleć? Moje serce krwawiło, na skórze czułam chłód. Nie chciałam być zwykłą kochanicą zaspokajającą czyjeś rządze.
Stałaś się nią na własne życzenie.
Ale moje uczucia wcale nie stanowiły największego problemu. Pocieszało mnie w jakiś sposób to, że żyje gdzieś tam szczęśliwy, ze swoją prawdziwą miłością. Ich wspólna ucieczka wydawała się być bardzo romantyczna. Na pewno we dwoje dadzą sobie radę. W końcu Kala posiadała moce, którymi z pewnością będzie w stanie obronić Iana. Problemem była zupełnie inna sprawa. Już od trzech miesięcy nie krwawiłam. Gdy o tym pomyślałam, poczułam na plecach ciarki.
Bezwiednie dotknęłam ręką płaskiego jeszcze brzucha.

ITZAL
*prawie rok temu*
Poczułem jej gorące usta na swoich. Zamarłem na chwilę w bezruchu, ale zaledwie po krótkiej chwili moje wargi rozciągnęły się w szerokim, szyderczym uśmiechu. Gdy Kala poczuła, że napiąłem mięśnie, odsunęła się w mgnieniu oka. Zmarszczyła brwi, widząc moje zadowolenie.
– No co? – spytała, ewidentnie zaskoczona moją reakcją. Zupełnie zapomniała na chwilę, że jestem jej królem.
Pokręciłem głową z politowaniem, ominąłem ją i z wielkim wysiłkiem woli powstrzymałem śmiech. Obawiałem się, że moje przeznaczenie dopełni się właśnie wtedy, gdy jeszcze większość moich planów się nie spełniła.  Na trzech Władców, Qeten potrafiła mnie rozbawić. Cała moja złość opuściła mnie w ułamku sekundy. Jak mogłem w ogóle się na nią gniewać? Ona z niczego nie zdawała sobie sprawy, a ja od początku postanowiłem obarczyć ją tym, co nieuniknione. Musiałem popłynąć na wyspę, dowiedzieć się więcej. Zaczynało brakować mi sił, ale ta sytuacja zdecydowanie poprawiła mi humor.
Doszedłem do drzwi, złapałem za klamkę, ale postanowiłem jeszcze na chwilę się odwrócić. Spojrzałem na jej zszokowaną twarz. Objęła się ramionami, dygotała z nerwów.
– Udam, że nie doszło do tego incydentu. Pamiętaj o mojej propozycji– powiedziałem i z satysfakcją na twarzy opuściłem jej komnatę. Gdy drzwi za mną się zamknęły, uśmiech zszedł mi z twarzy. Dlaczego właściwie postanowiła to zrobić?
Czułem się w murach tego zamku niezwykle samotny. Nikomu tego nie powiedziałem, ale jako jedyny w tej części świata zostałem zwykłym człowiekiem. Moi poddani przewyższali mnie siłą, ale przede wszystkim byli najgorszym złem. Ale zapłata już była blisko.

Dotknąłem swojej gładkiej, zimnej twarzy. Magia zawsze ma swoją cenę. 

***

Oto i on! Ostatni rozdział z części pierwszej! Pisząc ten rozdział miałam tyle przemyśleń, ale teraz jakby wszystko wyleciało mi z głowy. I tak wyjdzie pewnie przemówienie dłuższe niż część twócza. :P
Zacznę może od samego rozdziału - nie wiem, jaki będzie według Was, ale ja wiem, że zajebiście mi się go pisało, szczególnie perspektywę Kali. Dawno nie miałam takiej radochy, wcielając się w tę postać, a to pewnie dla tego, że postanowiłam trochę ją... ubarwić. Zainspirowana "Hellblade" postanowiłam wymęczyć Kalę dodatkowo depresją i szaleństwem. Uch, już nie mogę się doczekać drugiej części. Z drugiej części rozdziału już nie jestem aż tak zadowolona, wena jakoś tajemniczo mnie opuściła. Wiem, że powinnam może trochę bardziej się rozpisać przy trzech ostatnich postaciach, ale pozostawiłam podarować im odrobinę prywatności. 
Jak pewnie zauważyliście, na górze wstrzeliłam pioseneczkę i myślę, że od tej pory do każdego rozdziału postaram się coś udostępnić. Muzyka to w końcu bardzo ważny element mojego tworzenia. W samym rozdziale jest dużo inspiracji z "World so cold" od 12 stones. 

Nie mogę uwierzyć w to, że właśnie skończyłam pisać osiemnasty rozdział. W końcu się udało, to moja ulubiona wersja tej historii do tej pory. Skończyłam pierwszą część dokładnie tak jak chciałam, chociaż w końcówce trochę pojechałam, bo Ian miał się wybrać na wędrówkę z Kalą od samego początku. Cóż, może to i lepiej dla tej postaci. Trochę się uspokoiłam, bo teraz wydaję mi się, że on mógł mieć takie dylematy, a Kala nie będzie mu już ufać jak dawniej. Nie wiem, czy do końca jestem przekonana, ale pojechałam. Ja tak już mam. 
Na koniec chciałabym podziękować za obecność, za rady i za wsparcie. Uświadamiacie mi w moich najgorszych chwilach, że jednak znajdzie się na tym świecie ktoś, kogo zainteresuje ta pełna oczywistości i schematów historia. Dziękuję. <3
Morderca

7 komentarzy:

  1. Tyle nerwów, braku czasu i weny, ale w końcu jest! OSTATNI ROZDZIAŁ PIERWSZEJ CZĘŚCI. Szczerze miałam mieszane uczucia czy kiedykolwiek to skończysz, bo jednak kilka razu podejmowałaś to wyzwanie na nowo. ALE JEST! Cała pierwsza część oficjalnie zakończona.

    Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wyrzuciła z siebie gniewu już na samym początku. Co to miało być?! Relacja Gwen mnie zniszczyła. Czytając początki jej myśli szalałam ze szczęścia. Rzucałam się na łóżku ze szczęścia, że w końcu się odkleiła od Iana. Kiedy jednak dotarłam do ostatnich zdań – padłam. Padłam i musiałam iść… się pozbierać (wiesz o co chodzi xd). To jest… Nie wiem. FATALNA KUŹWA SPRAWA. Ja już wiem jak to się skończy… Ja wiem jak to się potoczy. Niech tylko się Kala dowie, oł jea. A jakby tak zabić Gwen? (Myślałam o tym robiąc babeczkę.)

    Skoro jesteśmy już przy Kali. To mi się podobało. To było naprawdę coś. Na początku nie lubiłam jej złej strony, ale w tym rozdziale coś we mnie pękło i jak Kala uwolniłam w sobie gniew. Helllo Queten (czy jak jej tam)! Strasznie spodobało mi się jak potraktowała Iana. Poczułam dziką dzikość kiedy go odepchnęła. A on takie niewiniątko tylko stał i patrzył… Czułam się dziwnie czytając jak wierci sobie dziurę w ręce… Wyobraziłam sobie jak jej palec wychodzi drugą stronę… E…. A co to miało wgl za zadanie? xD

    Co do Itshe, to jedno wiem. Nie lubię czupa. Trochę mi się nie podobało jak on tak szybko odstąpił od swojego własnego prawa. Dlaczego nie było większej dramy? Powinien ją jakoś zaszantażować czy coś, ale nie. Nie lubię go i jeszcze raz nie. TRZY RAZY NA NIE! DZIĘKUJEMY! NASTĘPNY!

    ROBERT. Jak on mnie ostatnio zaczął wkurzać. I pozwolił na taki los dla Kali? Obciąć jej uszy i nos? Chcesz z niej, mysz, zrobić zombie? To było… śmieszne. Już sobie to wyobrażam. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

    I największe zło… Itzal. O maj Gasz. Jak śmiesz mi kazać to czytać? Xd Nie nie nienawidzę jak ona robi z nim cokolwiek na odległość bliższą niż 10 metrów. Fuj, fuj i jeszcze raz fuj! TRZY RAZY NA NIE! DZIĘKUJEMY! NASTĘPNY!

    No i w końcu… IAN. Ja… Nie wiem. Nie wiem czy na tak czy na nie. Dałabym mu tak po połowie. Niby ją ocalił i w końcu z nią uciekł xd ale… Zrobił dziecko innej! Nie mogę prawidłowo funkcjonować z tą myślą. Coś mnie dalej w nim gryzie, a najgorsze jest to, że za każdym razem musze na nowo przypominać sobie jego wizerunek jako Aleca, bo ja widzę go jako Dereka!

    No i w końcu drobnostki! Kocham te gify z tą lasią. Nie wiem kto to, ale pasuje mi do Kali. Rozdział fajny i teraz czekamy na kolejną część. Mam nadzieję, że pojawi się już w niedługim czasie. Pozdro, kret! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, daj spokój! Dzieci są takie fajne! ^^
      Ja tam nie wiem, czy Kala byłaby zazdrosna o Iana. Przecież jak on ją lof, to ona nie musi jego, nie? Nigdzie do tej pory nie pisałam o jakichś wykwintnych uczuciach Kali do Iana. Kilka razy wspominałam, że go lubi i coś tam drgnelo, ale teraz to już śmierć, pogrzeb, kaplica.
      Może Itshe ma już dość dram? Pamiętaj, że widzisz świat takim, jak Kala go widzi, a nie zawsze ona ma we wszystkim rację
      Jest aktualnie tylko człowiekiem. :P

      Usuń
  2. To zaczyna się bólem,
    Po którym następuje nienawiść,
    Zasilana niekończącymi się pytaniami,
    Na które nikt nie umie odpowiedzieć.



    Witam i ja. Po wielu zawirowaniach, zarwanej nocy i innych takich, o których wstyd publicznie wspominać. Na początku wypadałoby Ci pogratulować, słonko. To już osiemnasty rozdział! I to nie byle jaki - ostatni rozdział pierwszej części! To niemałe osiągnięcie i cieszę się z Twojego drobnego sukcesu. Sama mam za sobą dwa "epilogi" więc doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jakie to wspaniałe uczucie. Napiłabym się z Tobą, żeby to uczcić, jednak fakt, że ty nie masz jeszcze osiemnastki, a ja aktualnie nie mogę patrzeć na procenty, troszkę mnie hamuje. Ale to się nadrobi ;>


    W jakim świecie my żyjemy,
    Gdzie miłość podzielona jest przez nienawiść?



    Z góry zaznaczam, że komentarz będzie długi, poprzerywany cytatami zarówno z Zabójców, jak i piosenki od 12 Stones, bo, cholera, to jest pieprzony majstersztyk. Widać, że Ciebie również skłonił do pewnych refleksji, bo perspektywę Kali zaczynasz z przysłowiowej grubej rury, wysnuwając rozważania na temat natury ludzkiej i tego, gdzie kończą się granice przyzwoitości. Swoje się znamy, także wiem doskonale, do czego jesteś zdolna, jednak muszę przyznać, że w tym rozdziale zaprezentowałaś naprawdę wysoki poziom. Wszystko było tak idealnie zgrane... Jestem urzeczona. Czytałam dwa razy, przynajmniej perspektywę Kali. Ja wiem, że ty myślisz, że chwalę Cię tak po znajomości, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Gdybym mogła, obrzuciłabym Cię łajnem. Ale, Jezusku Brodaty, zwyczajnie nie mam się do czego przyczepić. Moja natura rudej zołzy nie jest z tego powodu zadowolona.


    W twoim wnętrzu jest zaraza, która chce się wydostać -
    To uczucie, którego doświadczasz kiedy nie możesz znaleźć drogi.



    Postać Kali wyewoluowała. Nie wiem, czy wspominałam, ale ostatnio jej osoba troszkę mnie drażniła. Wiecznie płakała, rozdrapywała stare rany, oskarżała wszystkich o śmierć Avy. Ale dziś nareszcie pokazała pazurki. Za to jej "więź" z Qeten... Ja jestem na tak. Uwielbiam je razem. Na swój pokrętny sposób stanowią swoje idealne uzupełnienie. Na dobrą sprawę nie wiadomo, kiedy Qeten powraca, a kiedy przez Kalę przemawia szaleństwo. Wiesz, że ja osobiście mam świra na puncie ześwirowanych postaci (masło maślane, iks de) dlatego ten motyw w pełni do mnie przemawia. To może być ciekawe, tym bardziej, że Kala nie znajduje się już w strzeżonym obozie, a będzie musiała zmierzyć się z prawdziwym światem. Przed nią masa wyzwań, ale ja wiem, że ty tego nie spartolisz, Bibiś xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie jednak rodzą się mordercami, a świat nie może być ocalony.


      Nic dodać, nic ująć. Powyższy cytat idealnie wszystko podsumował.



      przysunęłam się do ognia. Wsłuchałam się w jego cichą, skrzypiącą pieśń i po raz pierwszy w swoim życiu poczułam z nim więź. Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że ja należę do niego, a on należy do mnie.


      Czyżby to była zapowiedź cudownego romansu?! Panie i Panowie, to właśnie na to czeka cały świat, nie na premierę ostatniej części Greja!!! (Która swoją drogą już była i mnie kompletnie nie dotknęła. Za darmo bym tego nie obejrzała.)


      Tracąc kontrolę nad naszymi uczuciami,
      Wszyscy musimy śnic o tym życiu daleko stąd,
      W tak zimnym świecie...



      Wiadomość o Gwen i dziecku Iana wbiła mnie w fotel, o czym już zdążyłam Cię poinformować. To niby takie normalne, mam za sobą dwa i pół roku rozszerzonej biologii, także mogę ze szczegółami przytoczyć proces jaki zaszedł przed trzema miesiącami z udziałem ich gamet. Jednak kiedy do historii wplatane jest dziecko, szykują się kłopoty. Znam z autopsji.

      Nienawidzę Roberta, Itschem gardzę od samego początku. Czemu nie spłonęli? Bibiś, ty przewrotna osobo. Aż dziw bierze, że w tym rozdziale nikt nie zginął. Wielki finał finałów i żadnego trupa? Chora jesteś? Daj, sprawdzę, czy masz gorączkę...

      Żarty żartami, ale ja nadal jestem zauroczona. Najlepszy rozdział w Twojej karierze, jak Willa Tudora kocham. Oby więcej takich!

      No i Itzal, moje słonko! W drugiej części będzie go więcej, prawda? Jego perspektywa ukazuje, że on wcale nie jest taki zły, jak wszyscy go piszą... Albo zrobi jakąś rozpierduchę, albo stanie się bohaterem. Osobiście jestem za tą pierwszą opcją, bo uwielbiam dramy w Twoim wykonaniu!

      Pisz szybciutko coś dalej, bo mam tyle pytań...


      Raz jeszcze gratuluję. Ja, Dylan i szczeniaczki jesteśmy z Ciebie dumni!

      LKF,
      Twoja Klaudia (aka wyrodna matka, która dziś już chyba nie da rady wrzucić nic na AC...)

      Usuń
    2. Ojej, twój komentarz był taki piękny! Tak mi naslodzilas, że chyba już nie potrzebuję cukru do herbaty. :P Zrobilas go tak cudownie, że chyba już muszę się zacząć zastanawiać nad tym, jak mogalabym cię przebić pod twoim epilogiem epilogów.
      Teraz, żeby spełnić twoje oczekiwania, będę potrzebować sporo czasu na uporządkowanie sobie wszystkiego w głowie. Skoro było dobrze, to nie wypada spaść, prawda?
      Zabawne, że powiedziałaś coś o gorączce. Dokładnie 39,5. I wszystko jasne. XD
      Dziękuję za tyle miłych słów. I ogólne tez. Po prostu za wszystko.
      LKF :*

      Usuń
  3. Przemyślenia Kali? Super! Chcę więcej takich wywodów w jej wykonaniu. Siedziałam z otwartą buzią jak to czytałam – i wcale nie dlatego, że wcisnęłam do ust lizaka! Po prostu to było dobre, aż miałam gęsią skórkę, ale serio? Uszy i nos?! Obrzydziłaś mi lizaka...
    Nie zdziwiło mnie w ogóle, że Itshe okręcił kota ogonem i nie skazał Kali na śmierć, wszyscy w końcu wiemy dlaczego. Bo to pajac i świnia!
    Iana w końcu musiał wybrać, to było oczywiste, kwestią było kiedy to nastąpi i wybrałaś świetnym moment. Bo czy mógłby być lepszy? Wątpię. I jak widać zawróciłaś Iana na jasną stronę mocy. xD
    Część Roberta też wyszła bardzo dobrze. Aż mi się zrobiło go żal. To jak mówił o dzieciach – widać, że mocno je kocha i jest do nich przywiązany. Jednak skrzywiłam się, gdy wspomniał o Itshe i o radzie... jest strasznie zaślepiony... no ale cóż... żyje cały czas w kłamstwie i ułudzie o wolności, nie?
    Gwen w ciąży?! O qrwa!
    Chcę więcej Itzala! W ogóle nie mam pojęcia o czym on mówił! A to sprawia, że chcę wiedzieć! Katujesz mnie dziewczyno!

    Całościowo rozdział mega! Wynagrodziłaś mi nim wszystko, czego brakowało mi w poprzednich i Ci marudziłam. Ukłon z mojej strony i przybijam żółwika. ^^ Były opisy, emocje towarzyszące bohaterom – odczuwalne i nie zapominajmy o tajemnicy, która zżera od środka i mam ochotę w coś uderzyć, bo nie ma kolejnego rozdziału.
    Gratuluję ukończenia pierwszej części i mimo wszystko mam nadzieję, że uda Ci się pisać i nie zostawisz mnie tak zaciekawionej, bo nie odpuszczę. Chce znać wszystkie tajemnice Itzala!
    I w końcu nauczyłam się imion! Nie muszę sprawdzać co rusz, żeby wiedzieć jak je napisać. xD Jestem z siebie taka dumna! :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się spodobał. Mam nadzieję, że nie zawiodę zbyt szybko! :P

      Usuń

Nomida zaczarowane-szablony