ROZDZIAŁ 1
KALA
*trzy miesiące później*
Jestem
wolna.
Zaśmiałam
się głośno z obezwładniającego poczucia szczęścia. Po miesiącach bycia
zamkniętym gdzieś głęboko w sobie, w końcu byłam sobą, Kalą Moon.
Uciekałam
najszybciej, jak tylko mogłam, daleko od tamtego miejsca, daleko od niego.
Nigdy więcej nie chciałam być chora, widzieć jego twarzy, pozwalać mu na to
wszystko. Zabiłam tylu niewinnych, nawet dzieci, zwykłych ludzi, których z
uczuciem satysfakcji cięłam na kawałki. Chciało mi się płakać, ale oczy nie
reagowały, nie mogłam nawet sobie ulżyć we łzach. To straszne, jak nisko
upadłam. Cały czas próbowałam tłumaczyć się, że to przecież nie ja robiłam te
wszystkie rzeczy, lecz ona. Po prostu Eunuel działał jak choroba, wszystko było
pod kontrolą Itzala – króla Cieni. Każdym ruchem sterował on.
A
jednak nienawidziłam się za to, że byłam słaba, tak długo nie mogłam się od
niego uwolnić. Zmarło tylu ludzi, bo ja nie dałam rady. Zawiodłam samą siebie.
Kiedy tak biegłam, omijając drzewa, ocierając sobie ręce i twarz gałęziami i
liśćmi, zdałam sobie sprawę, że zostałam sama, zabił moją siostrę, brata,
rodziców, podczas gdy ja patrzyłam na to wszystko, a byłam wtedy jeszcze sobą,
nie tą, która chorowała.
Usiadłam
pod drzewem. Brakowało mi powietrza, bardzo chciało mi się pić. Nie miałam
jednak zupełnie nic. Po prostu, obudziłam się, wstałam i odeszłam. Nikt mnie
nie ścigał, Itzal musiał wiedzieć, że w końcu ucieknę, że nie może mnie trzymać
tam cały czas. Zdawał sobie sprawę, że nie zostanę jego królową, tak jak
chciał. Dlatego nigdy nic mi nie mówił, tylko rżnął. Nie zdradził mi swoich
planów ani tajemnic. Nie mówił o niczym ważnym, tylko rozkazy, a ja wszystkich
słuchałam, do teraz. W końcu się otrząsnęłam, musiało to nastąpić, nad-ludzie
zawsze wracali do dawnych siebie. Nigdy nie byli w pełni Cieniami.
No
właśnie, Cienie. Okropne istoty, zrodzone z prochów zmarłych, bez uczuć, żądzy,
czy skrupułów. Żyły tylko, by zabijać, wtedy, gdy Itzal rozkaże. Ich wygląd za
każdym razem przyprawiał mnie o dreszcze, niezależnie czy byłam chora, czy nie.
Byli jak ludzie pokryci czarnym materiałem. Rysy twarzy były jakby przygaszone,
zasłonięte grubym materiałem. Nigdy nic nie mówiły. Były zawsze ciche i
spokojne, nawet wtedy, gdy zabijały samym dotykiem. Można było je unicestwić jedynie przez odcięcie głowy lub spalenie, bo kończyny
odrastały, rany goiły się zbyt szybko, aby mogły wywołać krwotok. Cienie bronić
mogły się tylko ucieczką. Ich krew była srebrna, gęsta i ciepła, błyszczała
się.
Najbardziej
zawsze przerażał Krzyk Cienia, którym ostrzegał swoich, że znalazł człowieka.
Pisk zagłuszał wszystko, obezwładniał przeciwnika. Usta rozrywały się, srebrna
krew zalewała twarz, szyję i tors. Zawsze po czymś takim na ich ustach zastygał
grymas złowieszczego uśmiechu.
Cienie
tworzyło się na dwa sposoby – można było napoić ludzi Eunuelem lub spalić
żywcem na stosie polanego tą substancją drewna. Najczęściej wybierano pierwszą
opcję. Ludzie tacy jak ja, którzy nie
mogli przejść pełnej przemiany – zachodziła ona jedynie wewnątrz – gdy
spłonęli, nie odradzali się ponownie. Koniec. Dednęli na amen.
Usłyszałam
w oddali ludzkie głosy. Jeśli wrócili po mnie nad-ludzie, to nie będę walczyć.
Mogą mnie zabić, już nie chciałam dłużej żyć, nie z tą świadomością, co
potrafiłam robić, nawet jeśli byłam chora. Nie do końca pamiętałam wszystko,
miałam jakby nieustającą gorączkę. Ostał się tylko zapis niektórych ważnych
wspomnień. Tak naprawdę to w środku mnie był Itzal, a nie ja sama. Nie wiem,
jak to robił, ale wręcz słyszałam jego myśli w mojej głowie. Sterował mną od
wewnątrz. Dużo wspólnego z tym musiała mieć jakaś czarna magia. W moim ciele panował
on, ktoś zupełnie obcy, nawet mój wygląd się zmienił. Byłam wyższa, silniejsza,
miałam białe włosy, które teraz stopniowo wracały do swojego normalnego,
czarnego koloru. Rysy twarzy były ostrzejsze, kości policzkowe bardziej
wydatne. Skóra miała nienaturalny, siny odcień, ale najważniejsza zmiana zaszła
w moich oczach, które zawsze pozostawały puste i zimne, jak u martwej osoby.
Dzieliłam z tamtym kimś tylko wspomnienia. Nigdy nie była mną, choć czułam
odpowiedzialność za to, że nie miałam odwagi się przeciwstawić, krzyknąć
głośno, że już koniec, wystarczy krwi i śmierci. Może nie musiałam niczego
pamiętać, może tylko Itzal specjalnie zostawił obrazy tych wydarzeń w mojej
głowie, abym już zawsze były złamana, nie odzyskała swojej psychicznej siły,
jaką kiedyś niewątpliwie posiadałam. Byłam ostra dla wszystkich, nikt nie mógł
mnie ranić. Zrobił to on, król Cieni, odbierając mi wszystko, co się dla mnie
kiedykolwiek liczyło. Rodzinę, honor, siłę. Stałam się kimś innym. Wydawać by
się mogło, że umarłam w momencie, gdy podano mi Eunuel, ale nie. Powróciłam, do
tego samego ciała, które należało przez tyle miesięcy do Itzala. Wziął je
sobie, jako łup, a potem oddał, zniszczone, pokiereszowane. Spałam tak długo,
obudzona po koszmarze, który, jak się okazało, naprawdę miał miejsce. To jak słuchanie opowieści o okropnej postaci, a potem świadomość, że to właśnie ty byłeś
tym złym charakterem.
–
Ktoś tam jest? – zawołał mężczyzna. Spięłam się. To był zwykły człowiek.
Musiałam spróbować uciec. Nie mogłam patrzeć mu w twarz. Nie po tym, co
robiłam.
Wstałam
szybko, nasłuchując, z której strony nadchodzi. Pobiegłam w przeciwną.
Zgromadziłam swoje ostatnie siły. Znów biegłam, tym razem na zachód od Krwawej
Wieży. Udało nam się ją obronić, to był największy atak Obrońców kiedykolwiek.
Obrońcy
to grupa ludzi, która nie chciała poddać się Itzalowi, więc próbowali pokrzyżować
mu plany. Choć byliśmy obdarzeni nadnaturalnymi zdolnościami byli w stanie nas pokonać dzięki świetnemu wyszkoleniu. Podejrzewałam, że grupa ludzi, na
którą się natknęłam to oni.
Bardzo
szybko przekonałam się, że ucieczka była złym pomysłem, osłabiona i odwodniona
zostałam szybko złapana. Popchnął mnie w plecy, przez co uderzyłam twarzą w
ziemię, na chwilę straciłam dech w piersiach. Złączył moje ręce i przycisnął je
kolanem do moich pleców. W tym momencie dobiegła do niego reszta ludzi.
–
Musiała uciec niedawno – zauważyła kobieta. Widziałam tylko jej stopy, nie
mogłam podnieść głowy. – Ma jeszcze białe kosmyki we włosach.
–
Brawo, co dalej? – zapytał trzymający mnie Obrońca. Zrozumiałam to tak, że
szkolił właśnie grupę uczniów, a ja byłam idealnym materiałem do badań.
–
Nie jest już sina, zbyt silna też nie. – Na dźwięk tego głosu wstrzymałam
oddech. Z tysiący Obrońców musiałam trafić akurat na niego. Chłopak, który
pokonał mnie pod Wieżą. Nachylił się, aby spojrzeć mi w oczy. – Jak taka śliczna
dziewczynka znalazła się wśród takich Obrońców? – zapytał szyderczo, naśladując
mój ton głosu z naszego pierwszego spotkania. Wstał i kopnął mnie w bok,
niezbyt mocno, ale i tak bardzo bolało. Zostanie mi siniak.
–
Ian, spokojnie. Nie musisz się nad nią pastwić i tak potem będzie miała za
swoje – znów powiedziała kobieta, bardzo młoda, tak wydawało mi się po jej głosie.
Chyba byli tylko w trójkę.
Zamknęłam oczy i w końcu zaczęłam płakać. Zaśmiałam się przez łzy. Dopiero, gdy moje
życie było naprawdę zagrożone, ogarnął mnie żal. Byłam po prostu obrzydliwa.
Związali
mi ręce i nogi, pozwolili oprzeć się o drzewo.
Kobieta,
a właściwie dziewczyna, była bardzo młoda, w moim wieku, a miałam osiemnaście
lat. Była szczupła i wysportowana. Miała krótko obcięte, jasne włosy. Patrzyła
na mnie z pogardą, tak samo jak jej nauczyciel, średniego wzrostu mężczyzna z
szpakowatymi, gęstymi włosami, na twarzy pojawiły się pierwsze zmarszczki.
Trzecią osobę już doskonale znałam. Wydawał się wyższy, niż mówiły wspomnienia.
Spuściłam wzrok na trawę.
–
Ładniutka – stwierdziła dziewczyna, opierając się o sosnę.
–
Na pewno jest jej ładniej w ciemniejszych włosach – zaśmiał się Ian.
Najstarszy
Obrońca podszedł do mnie, chwycił mnie za podbródek i uniósł moją twarz tak,
abym mogła spojrzeć mu w oczy. Odwróciłam wzrok w inną stronę.
–
Popatrz na mnie. Popatrz na mnie i powiedz, że przepraszasz, za to co zrobiłaś.
Za to, że zabiłaś moich przyjaciół, krzywdziłaś ludzi. Przeproś.
Oboje
wiedzieliśmy, że to nie musiałam być ja. Chodziło mu o to, że ci ludzie mieli
rodziny, a ja sprawiłam, że cierpieli. Być może to ja byłam osobą, która zabiła jego przyjaciół lub ich rodziny. Nie obchodziło mnie wtedy kim byli. Zamknęłam
oczy.
To tylko sen, obudź się, błagam,
obudź się…
–
Przepraszam – szepnęłam, mój głos był zachrypnięty. Puścił mnie i wstał.
Splunął mi w twarz, po czym odszedł kilka kroków. Otworzyłam oczy i spojrzałam
na niego. Chciałam mu przekazać, że to tak naprawdę nie byłam ja. Nie ja…
Ale
on o to nie dbał. To ta sama twarz była ostatnim, co widzieli tamci ludzie.
Moja twarz, czy jej. To dla Obrońców to samo.
–
Co teraz? Zabijecie mnie? – zapytałam z wyraźnie słyszalną nadzieją.
–
Jeszcze nie, najpierw zabierzemy cię do obozu. – Dziewczyna uśmiechnęła się do
mnie, jej oczy były zimne jak lód.
***
Nie
mogłam uwierzyć, że to właśnie on musiał mnie znaleźć, chłopak spod Krwawej
Wieży. To była straszna ironia losu, ale to właśnie dzięki niemu się
wyleczyłam. Od naszego spotkania zaczęłam czuć poczucie winy, nasilało się
wtedy, gdy musiałam zabijać na rozkazy Itzala. Nie przychodziłam już do jego sypialni,
to on zaczął odwiedzać mnie. Już wtedy wiedział, że powoli odchodzę. Nie
protestował ani nie chciał mnie zabić. Nie rozumiałam tego, zazwyczaj
nad-ludzie nie mogli uciec. Albo następowała próba ponownej przemiany, albo
delikwent musiał umrzeć. Ja uciekłam, byłam wśród nielicznych. Dlaczego
samozwańczy król pozwolił mi być wolną – nie rozumiałam.
Byliśmy
w części świata, w której Itzal nie miał już zasięgu, do obozu dotarliśmy konno. W czasie podróży pilnowała mnie ta dziewczyna.
–
Dlaczego? – zapytała po kilku godzinach jazdy. – Dlaczego to
robiłaś?
Pokręciłam
głową, ale nie mogła tego zobaczyć, gdyż siedziała przede mną
–
Byłam zbyt słaba… Nie było mnie – szepnęłam. Musiało to brzmieć jak bezsensowny
bełkot.
–
Nie rozumiem. Nie byłaś słaba, zabiłaś tylu naszych… Co się takiego stało, że
uciekłaś? Twój król cię wygnał? – Parsknęła pogardliwie.
–
Nie, to nie tak… Nie zrozumiesz. Nie byłam sobą, w środku byłam Cieniem, to
było jak… Jak zły sen, z którego nie można się obudzić. Gdy ona unosiła moją
rękę, by zabić niewinne dziecko, ja krzyczałam, chciałam stamtąd biec, ale
byłam zbyt słaba. Chciałabym, aby tamten czas był tylko wielką dziurą w
pamięci, żebym nie widziała tych wszystkich twarzy. – Zamknęłam oczy. – Ale
pamiętam… wszystkie okropności, zamazane, z kilkoma dziurami. Tak bardzo chciałabym
móc zapomnieć albo umrzeć. – Spojrzałam w jej plecy błagalnie. – Proszę, zrób to,
zabij mnie. Wiem, że tego chcesz, ja również.
Odwróciła się lekko do tyłu. Patrzyła
na mnie zadziwiona. Wiedziałam, że nie zrozumie. Przybrała gniewny wyraz
twarzy.
–
Możesz próbować się usprawiedliwiać, dla mnie jesteś nędznym robakiem, wijącym
się po ziemi. Nie zasługujesz na śmierć.
Pokiwałam
głową. Miała rację, musiałam odpokutować za zbrodnie. Może mnie będą torturować
za informacje, których i tak nie mam, może będę musiała wykonywać jakieś
ciężkie prace. Byłam w stanie przepraszać, aż się zestarzeję, ale wiedziałam,
że nie będzie mi to dane.
–
Wiem, sama się sobą brzydzę. Rzeczy, które robiłam… Nawet teraz, gdy zamykam
oczy, widzę go. Nie masz pojęcia jaki jest. Gorszy, niż sobie wyobrażasz. Jest chory, niezrównoważony. Wydaje mu się, że
jego cel jest słuszny. Tak, myśli, że wszystko, co robi jest dobre. Mi też
kazał tak myśleć. Chciał dać swoim podwładnym sprawiedliwość. Jego świat to zły
świat. Wiesz, mam nadzieję, że zanim umrze, on też dostanie swojej sprawiedliwości.
–
Jak ktoś taki jak ty, mógł popełniać takie zbrodnie? Wyglądasz na niewinną dziewczynę.
–
Nie jestem już nią. Nie, odkąd na własne oczy widziałam, jak płoną moi rodzice, a brat i siostra zabijani przez stwory mroku. Mogli się przemienić w Cienie, ale wszyscy byli odporni, jak ja.
Mogliby żyć, a tylko ja tutaj jestem.
–
I po tym co zrobił, nadal chciałaś mu służyć?
–
Mówiłam, że nie zrozumiesz. Nigdy nie chciałam, brzydzę się nim, ale nie mogłam
nic zrobić. Zamknięto mnie w moim własnym umyśle, spałam, nie wiedząc, co się
dzieje. Wtedy żyła ona, stworzona przez Itzala. Była taka, jaką on ją chciał.
Zatrzymaliśmy się na granicy lasu. Dziewczyna zsiadła z konia.
–
Nie wiem dlaczego, ale zaczynam ci wierzyć. Moja mama też taka była, też
zachorowała. Ale ona już nie powróciła.
Podszedł do mnie jej nauczyciel i skinął głową, abym za nim podążała.
–
Jesteśmy – oznajmił i brutalnie pociągnął.
Kiedy
wyszłam z ciemnego lasu na światło dzienne, na chwilę mnie oślepiło, zamrugałam kilka razy. Moim
oczom ukazał się wielki obóz, z dużymi namiotami ciągnącymi się prawie po
horyzont. Nie miałam pojęcia, że ich wojsko jest już takie ogromne. Gromadzili
wszystkich, których nie przechwyciły Cienie. Obok przebiegła grupa dzieciaków,
mieli drewniane miecze.
–
Nie, ostatnim razem to ja byłem Cieniem! Teraz twoja kolej – protestował naburmuszony
chłopczyk.
–
Ej! Patrzcie, przywieźli kogoś!
Po
chwili rzuciła się na mnie czteroosobowa grupa dzieciaków, dostałam z
drewnianego miecza w głowę.
–
Co wy wyprawiacie?! Wynocha stąd! – krzyknął na nich mężczyzna, który mnie
prowadził. Czmychnęły przed nim, śmiejąc się.
Serce
mi się złamało, gdy widziałam, jak szczęśliwi byli. Na myśl o tym, że mogłam
któremuś z nich zabić kogoś bliskiego, sprawiła, że spuściłam głowę ze wstydem,
którego nie mogłam odczuć nigdy tak mocno, jak wtedy.
–
Gdzie mnie prowadzicie? – zapytałam, będąc już zbyt słaba, aby iść daleko.
Brakowało mi wody i jedzenia, minęły już trzy dni, odkąd uciekłam.
–
Przed Radę. Oni zadecydują, co z tobą będzie – wyjaśniła mi jasnowłosa, młoda
Obrończyni.
Ciarki
przeszły po moim ciele. Choć byłam gotowa na najgorsze, wciąż nie chciałam brać
odpowiedzialności za moje grzechy, jej
grzechy. Mężczyzna pociągnął mnie za sobą, a ja upadłam na kolana,
rozdzierając sobie skórę. Nie dałam rady już iść.
–
O co chodzi? – zapytał Ian. Spojrzał na moje wysuszone usta i podkrążone oczy,
dopiero teraz zauważając moje zmęczenie. Dziewczyna podała mi bukłak z wodą,
którą szybko wypiłam. Nie od razu poczułam się lepiej. Starszy Obrońca i Ian
wzięli mnie pod pachy i powlekli do jednego z największych namiotów. Ludzie
stali na poboczu drogi i pokazywali mnie palcami swoim dzieciom, mówiąc: oto zły człowiek, który zabijał na rozkazy
Itzala.
No, stara, chciałam Cię pochwalić, wiesz? Ale tego nie zrobię, bo znowu nam obrośniesz w piórka i odlecisz gdzieś koło piątego rozdziału, dochodząc do wniosku, że to nadal nie to i musisz coś zmienić, zacząć od nowa... Wcale Ci nie powiem, że kocham Cię za to, że od razu przeszłaś do akcji, oszczędzając nam całego tego pitu-pitu z cyklu "Cześć, jestem Kala Mun i jestem taka, sraka i owaka...". Nie powiem Ci też, że podebrany ode mnie motyw (oczywiście za przyzwoleniem) przedstawiłaś o wiele lepiej, a ja jaram się jak paleni żywcem na stosie drewna polanym tą czadową substancją, której nazwy za cholerę nie umiem przeczytać, a przepisywać mi się jej nie chce. Nie powiem Ci też, że kocham Iasia w takim wydaniu o wiele bardziej niż w poprzednich i nie chcę, żebyś go spieprzyła, czyniąc z niego jakiegoś zasranego romantyka. Ani że nie mogę się doczekać ponownego spotkania Kali z Itzalem. Albo że na samą wzmiankę o Cieniach przechodzą mnie ciary, ale i tak wyczekuję jakiejś akcji z ich udziałem. Nie, nie powiem Ci tego wszystkiego. Zapomnij. Jedyne, co Ci powiem, to to, żebyś sadzała swój szanowny tyłeczek przed kompem i pisała kolejny rozdział, bo jak nie... Nie wiem jeszcze, co Ci zrobię, ale wymyślę coś na tyle stosownego, by zadziałało, ale jednocześnie na tyle niestosownego, by mówić o tym głośno. Znamy się już pieprzony rok, Gabryjelo. Nie myśl więc sobie, że tylko Ty potrafisz być straszna. Może i GOT spaczyło Ci do reszty mózg, ale zaręczam Ci, że przez cały czas naszej znajomości, Ty zrobiłaś to samo z moim.
OdpowiedzUsuńDobra, ale wiesz, że nadal Cię kocham, nie? Twojego opowiadanie nie, ani troszkę, ale Ciebie jak najbardziej!
Lofki, kiski, forewerki!
Pfff... Ja i tak Cię kocham bardziej. Może dlatego niszczę twoją psychikę? Skarbie, ja się dopiero rozkręcam. Tyle flaków i krwi, co tu będzie, to ty nigdzie nie zobaczysz! ;*
UsuńTak bardzo tęskniłam za twoimi komentarzami... choćby dla nich warto pisać. :P
POZDRAWIAM, KREJZOL-GAB
L,K,F
Łoł. Się tu zadziało powiem ci, że mnie to wciągnęło jak portal Clary xd przynajmniej Kala tak nie płacze jak ona xd
OdpowiedzUsuńJuż mnie się podobie, że pojawił się Ian. O tak tak tak tak tak.
Jestem ciekawa co ta rada z nia zrobi. Miejmy nadzieje, że nie przerobi na schabowe i rozda biednym. Tego bysmy nie chcieli.
Jednym słowem jest zarąbiście, ale się nie rozpisuje bo czytam dalej...
Jest coraz lepiej i akcja się rozkręca. Intryguję mnie ta dziewczyna i jej historia. Chcę poznać ją lepiej i dowiedzieć się więcej, więc będę dalej czytać. Zobaczymy się przy kolejnych komentarzach, ale chyba już jutro.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dobranoc... :D
Bardzo mi miło, że zdecydowalas się tutaj przybyć! Mam nadzieję, że polubisz tę historię i bohaterów.
UsuńNa pocieszenie i zachętę, jeśli nie lubisz wojny, mogę zdradzić, że dopiero w trzeciej części skupie się na bitwach i wojnie samej w sobie.
Oczywiście, z miłą chęcią do ciebie zajrze! ;*
Zapraszam ponownie!
No to, to z prologu, to trochę taka ściema, tak? Ahhh... a liczyłam, że ona faktycznie będzie zła. ;)
OdpowiedzUsuńA coś mi się tak skojarzyło, gdy były wzmianki o paleniu na stosie... Czy przypadkiem nie zaczynałaś innej historii, gdzie ktoś spłonął na stosie? Bo pamiętam, że coś takiego zaczęłam czytać, no ale dalszych rozdziałów nie było... choć to może być tylko taki zbieg okoliczności.
A wracając już do samego rozdziału, to ogólnie podobał mi się. W sumie na razie i tak jest mało informacji, co, dlaczego, po co, w jakim celu itp., ale to w końcu pierwszy, nie? Chociaż przynajmniej wiem czym była Kala, tylko pytanie co będzie z nią dalej. Wiadomo, że jej nie zabiją, bo już by się opowiadanie zakończyło. ^^ Ale raczej wątpię, że będzie miała miłe życie. Obstawiam raczej, że będzie jej najtrudniej z nich wszystkich, bo jak żyć obok kogoś, kto zabijał dla znienawidzonego Króla? Raczej miss publiczności, to Kala nie zostanie...
Tak, masz rację. Pisałam już kiedyś tę historię, ale była ona pozbawiona wielu szczegółów, które umieściłam tutaj. Nołale palenie na stosie musi być. :D
UsuńTo się nazywalo... Zabójcy Cieni?
Cześć :-)
OdpowiedzUsuńWpadam tutaj po długich poszukiwaniach czegoś interesującego... Przejrzałam dziś wiele blogów, ale Twój przykuł moją uwagę szczególnie, bo na stronie głównej, gdzie wyświetlił się nowo dodany rozdział cytowałaś fragment piosenki Three Days Grace ;-) a dziś słuchałam ich prawie cały dzień (nie wierzę w przypadki) ;-)
Tak więc stwierdziłam, że przeczytam. Na razie dotarłam tylko tutaj, do pierwszego rozdziału, bo generalnie padam na twarz ze zmęczenia... Ale historia mi się spodobała i jestem mega ciekawa, co będzie dalej. Ja, jak to ja, od razu mam pełno podejrzeń co do relacji między bohaterami i tego, jak się potoczą ich losy, ale jak zwykle pewnie wszystko, co podejrzewam okaże się mylne, bo przecież to dopiero pierwszy rozdział... i będzie zupełnie inaczej ;-)
Pzepraszam, jak popisałam jakieś dziwne słowa... Piszę na telefonie, a mój słownik jest nienormalny i właśnie chyba zwariował... ;-)
Pozdrawiam i życzę dużo weny twórczej :-)
Jane L. C.