ROZDZIAŁ 2
KALA
Zanim
zaczęło się przesłuchanie, dostałam trochę wody i jedzenia, poczułam się
zmęczona jeszcze bardziej, ale miałam już wystarczająco energii, by stać przed
Radą.
Rada
składała się z trzech osób – kobiety i mężczyzny w średnim wieku oraz
zgarbionego staruszka o najłagodniejszym spojrzeniu. Poczułam się wtedy
strasznie mała, w tym wielkim, pustym namiocie. Stał tu tylko duży drewniany
stół i trzy krzesła dla członków Rady. Szczerze, to spodziewałam się, że będzie
ich więcej, a jednak ta trójka wystarczyła, żebym poczuła się onieśmielona.
–
Jak ci na imię? – zapytał staruszek. Wbrew pozorom, to nie on przewodniczył Radą, a młody mężczyzna, który stał przed stołem, opierając się o niego.
–
Tak dawno nikt mnie o to nie zapytał… Nazywam się Kala Moon, pochodzę z Bluerain.
–
Powiedz, jak się tu znalazłaś – poprosił, przyglądając się ciekawie. Kilka
rzeczy postanowiłam przemilczeć już zanim zaczęłam mówić.
–
Cóż, moje miasto zostało zaatakowane przez Itzala. Moi rodzice gdy tylko
dowiedzieli się, że mrok nadciąga spakowali nas i wywieźli daleko. Nas, to
znaczy mnie i moje rodzeństwo. Wielu ludzi tak robiło. Chowaliśmy się po
opuszczonych domostwach przez kilka lat, nikt nas nie znalazł. Ani Cienie, ani
Obrońcy. – Spojrzałam po nich, zatrzymując się na chwilę w opowieści. –
Oczywiście, do czasu, modliliśmy się tylko, żeby to nie była pierwsza grupa.
Niestety, bogowie nie słuchali. Moja siostra i brat zginęli na moich oczach,
byli na zewnątrz, gdy przybyli. Rodziców i mnie ogłuszyli i przenieśli w jakieś
dziwne miejsce… Wydaję mi się, że do jakiegoś miasta, ale była to bardzo ciemna
noc. Przywiązana do słupa patrzyłam, jak moi rodzice płoną, aż pozostał tylko
proch. Później dali mi Eunuel. Powróciłam dopiero, gdy po dokładnie sześciu
miesiącach przestał działać. Zdołałam uciec, biegłam trzy dni, z niewielkimi przerwami.
Później znaleźli mnie Obrońcy i przywieźli tutaj.
Patrzyli
na mnie wyczekująco, jakbym o czymś zapomniała. Powiedziałam im o mnie
wszystko. Spuściłam głowę, kosmyki mokrych włosów opadły na moją twarz.
Uśmiechałam się.
–
Kalo Moon, a teraz część historii, która nas interesuje – rzekła kobieta,
wyraźnie zniecierpliwiona.
–
Dobrze, ale musicie wiedzieć, że nie byłam to ja. Nie Kala Moon. Eunuel
sprawia, że do twojego ciała wstępuje nowy człowiek. Cień człowieka. Zdolny
tylko myśleć tak, jak Itzal rozkaże. Gdy wróciłam do swojego ciała przez
pierwsze dwie minuty nic nie pamiętałam, tylko moich płonących rodziców.
Później wspomnienia zaczęły powoli do mnie wracać, stopniowo. Nie wszystkie,
części z nich nigdy nie odzyskałam. Poczucie winy narastało u niej od starcia pod Krwawą Wieżą.
Ktoś
z tyłu się poruszył. Podejrzewałam, że Ian, który wraz z dwójką swoich
towarzyszy ciągle mnie pilnowali.
–
Dobra, oszczędź nam już nużących szczegółów. Konkrety – rozkazała kobieta,
opierając łokcie o blat.
–
Przede wszystkim powinniście wiedzieć, że Itzal was lekceważy, szczególnie po
obronie Krwawej Wieży. Póki co, chce zaprzestać podbojów i skupić się na
polityce wewnętrznej. Poszukuje też ciągle ludzi odpornych na Eunuel, robi
swoją upragnioną armię niezniszczalnych wojowników. Waszą szansą jest to, że
nie wie, ilu was jest. Myśli, że ludzie, którzy walczyli pod Krwawą Wieżą to
wszystko, co mieliście. Uważa, że rozwiązał problem. Póki co nie zależy mu na
tym Półwyspie, nie ma tu dużego miasta, tylko obszary porośnięte lasami,
ale w końcu zaatakuje, a kiedy już to zrobi, nie będziecie mieć żądnych szans. Krwawa
Wieża to było nic w porównaniu z tym, co jeszcze ma. Udało mi się nawet
usłyszeć, że wszystko zawdzięcza Władcom, składa im liczne ofiary, najczęściej
nad-ludzi, którzy nie mogą już przejść drugiej przemiany.
–
Ilu ma nad-ludzi? – zapytała kobieta.
–
Ponad jedenaście tysięcy, a musicie wiedzieć, że ciągle ich szuka. Władcy są mu
przychylni, pomagają mu we wszystkim.
–
Władcy? – powtórzyła kobieta. – Jesteś pewna?
–
Tak. Nie wiem, kim jest Itzal, ale zdecydowanie ma ręce brudne od czarnej
magii, udało mu się dostać na Wyspę Władców. Niestety, wiem tylko tyle.
–
Miejsce było chronione od wieków silnymi zaklęciami. Już setki lat nikt nie
słyszał o Władcach – powiedziała z niedowierzaniem członkini Rady.
–
Wiedzieliśmy, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy oni powrócą. Zapowiadali to, gdy
tylko zostali wygnani. Zniszczą nasze szczęście, zgniotą ludzkość, aż będą władać
tylko popiołami. – Stary mężczyzna, gdy mówił, patrzył przed siebie, wyraźnie głęboko
zamyślony.
Nogi
bardzo mnie bolały, a musiałam stać przed nimi na przesłuchaniu cały czas. Patrzyłam
się prosto w oczy dowódcy Rady, mężczyzny, który nie odezwał się nawet słowem. Gdy przemówił starzec, podniósł wzrok na mnie. Patrzył się przez chwilę
nieruchomo, jakby chciał sprawdzić, czy mówię prawdę. Zdenerwowana tym, że
wwierca się w moją duszę, zaczęłam skubać brzeg koszuli.
–
Robercie – powiedział w końcu, głębokim, niskim głosem, wciąż nie odrywał
wzroku ode mnie.
–
Tak? – Stanął obok mnie Obrońca, który mnie znalazł, nauczyciel Iana i
blondynki.
–
Choć dziewczyna z pewnością zataiła przed nami pewne fakty, to uważam, że można
jej zaufać. Powierzam ją w twoje ręce.
CHOLERA JASNA.
–
Ale… – zaprotestował Robert.
–
Ma się dowiedzieć wszystkiego. – kontynuował, nie zwracając na niego uwagi. –Będziesz
ją szkolić jak własną córkę, nic jej się nie stanie. Od teraz każdy, kto
będzie chciał ją skrzywdzić, będzie musiał odpowiadać za to przede mną.
Potrzebny nam jest każdy człowiek, musimy zaufać jej słowom.
–
Itshe, to zły pomysł – zaprotestowała kobieta.
–
Itshe nas jeszcze nigdy nie zwiódł, jeśli chodzi o ocenę ludzi. I tym razem
musimy uwierzyć w to, co mówi. Kala Moon ma prawo do życia – zwrócił się do niej
staruszek.
Zmarszczyłam
brwi. To było bardzo nierozsądne, na ich miejscu nie ufałabym komuś takiemu jak
ja. Sama sobie nie potrafiłam zaufać. Nie wyobrażałam sobie życia tutaj, życia
gdziekolwiek. Wiedziałam, że pomimo ochrony Itshe nigdy nie będę tutaj
bezpieczna, nie wśród ludzi, którzy widzieli dni, w których tonęłam w mroku.
Nie mogłam zaprotestować, dowódca Rady wyświadczył mi ogromną łaskę, byłabym
niewdzięczna, gdybym poprosiła o śmierć. Dostałam drugie życie.
–
Kalo Moon, nie zmarnuj szansy. Jeden fałszywy krok, a odeślę cię tam, gdzie
trwają jego rządy. Od dzisiaj nie jesteś już tamtą osobą.
–
Nigdy nią nie byłam – powiedziałam cicho.
***
–
Myślałem, że mnie lubi, a teraz robi mi coś takiego. Wpycha mi pod dach
zdrajcę. Nie tego się spodziewałem po tylu latach służby –
marudził Robert. Ian i blondynka, której imienia jeszcze nie poznałam, szli obok
niego, ja wlekłam się za nimi. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądało moje
życie od teraz. Chyba mogło być tylko lepiej, prawda? Choć nie zasługiwałam na
przebaczenie, to otrzymałam go aż zbyt dużo. Nienawidziłam siebie tak mocno,
jak Obrońcy.
–
Ojciec, daj spokój. Jakoś to będzie – pocieszył go Ian.
Obrońcy
mieszkali w drewnianej chacie, z dala od reszty obozu, na skraju lasu. Dom był
całkiem spory, mogłoby w nim mieszkać około pięciu osób. Był czysty i zadbany,
w oknach były białe szyby, w każdym pokoju kominek. W głównym pokoju stał
niewielki, drewniany stół i delikatne krzesła. Pozwolili mi usiąść. Nikt nic nie
mówił, Obrońcy patrzyli się na mnie.
–
Przykro mi, że akurat na was trafiło – powiedziałam w końcu. –
Postaram się nie robić wam żadnych problemów.
Robert pokiwał
głową. Dzięki poparciu Itshe nie patrzyli na mnie już tak wrogo. Byłam
strasznie zirytowana, bo chciałam, żeby byli źli, traktowali mnie, jak na to
zasłużyłam. Z drugiej strony, chciałam zdobyć ich zaufanie, nie mieć już
wrogów.
–
Nie martw się. Itshe wszyscy ufają, ja też. Jesteś tutaj, to znaczy, że mówisz
prawdę. Mówi się o nim, że ma magiczne zdolności, dzieci się go boją, mówią, że
jest Władcą. To człowiek, który nas uratuje. Musimy go słuchać, nigdy nas nie zawiódł.
–
A Krwawa Wieża? – zapytałam. Nie było ludzi nieomylnych.
Blondynka
się uśmiechnęła.
–
Nasz ruch zadziałał tak jak powinien, Itzal myśli, że to było wszystko, na co
nas stać.
–
Dlaczego Itshe posłał tylu ludzi na śmierć? – Na to pytanie nikt mi nie odpowiedział.
Dzieliłam
pokój z blondynką, która przedstawiła mi się jako Pheobe. Była jedyną osobą w tym
domu, która wydawała się być przyjaźnie nastawiona.
–
Dlaczego jesteś dla mnie miła? – spytałam, gdy już siedziałyśmy w naszym
pokoju. Pheobe rozpalała ogień. – Ze względu na Itshe?
–
Tak, to też, ale głównie dlatego, że po prostu… wiem, że mówisz prawdę. Moja
mama nie byłą złym człowiekiem. Pewnego dnia po prostu zaczęła się dziwnie
zachowywać. Później chciała mnie zabić. Wierzę, że to nie jej wina, tylko
choroby. Co się działo w twojej głowie wtedy?
–
Nie wiem – powiedziałam szczerze. – To było straszne. Ale chyba nie tak, jak
przebywanie tutaj. Możliwe, że zabiłam tylu waszych ludzi, całe setki,
szczególnie podczas starcia pod Wieżą. Muszę się teraz patrzeć wam w oczy. Kilku
ludzi poznaję. Najgorsze nie było nawet zabijanie, ale patrzenie, jak niewinni
ludzi, zmieniają się w potwory, nie mające już więcej żadnych uczuć, pracujące jak maszyny. Itzal nie chce już więcej Cieni, chce nad-ludzi, nieodpornych
zabija od razu.
–
Jaki jest Itzal? Słyszałam o nim wiele plotek, nie wiem, które są prawdziwe. – Usiadła na swoim łóżku, przykryła
nagie stopy kocem.
–
Coś mu się poprzestawiało. Nie rozróżnia dobra od zła, chce uratować ludzkość,
dając im nowe życie. Pragnie czasów Cieni. Może to, co powiem, będzie
zaskakujące, ale… w bezpośrednim kontakcie nie wydaje się być zły. Zachowuje
się jak dostojny król, chce być dobry dla poddanych. Dać im sprawiedliwość. Oczywiście to brednie, urojenia, które ma w głowie.
–
Jak wygląda?
–
Chyba nie jestem jeszcze gotowa, żeby o nim mówić. Powiem ci tyle, że tylko
przypomina człowieka. – Pokiwała głową. –
Co będziemy jutro robić?
–
Ćwiczyć. Nie jest łatwo zabić nad-ludzi. Chyba wiesz.
–
Ian jest bardzo dobry, pokonał ją pod Krwawą Wieżą. Ten moment pamiętam chyba
najlepiej. Od tamtego momentu ona zaczęła mieć poczucie winy. Chyba wiedziała,
że jej czas zaczyna już mijać. – Położyłam się na łóżku, przykryłam kocem i
popatrzyłam w jej jasnoniebieskie oczy. – Jestem taka wdzięczna. Gdy uciekłam
czułam, że już nigdzie mnie nie będą chcieli, a tutaj mam nawet dom, ale nigdy
nie zapomnę, co robiły moje ręce. Zrobię wszystko, żeby zabić tyle samo ludzi
Itzala, ile ona zabiła waszych. Muszę odkupić moje złe uczynki. Wczoraj jeszcze
brzydziłam się sobą, ale jutro chcę dać sobie szansę. Itshe… dlaczego wszyscy
dzięki niemu mnie tolerują?
–
Podobno potrafi czytać w myślach. Pochodzi z Wielkiej Siostry, tak samo jak
Itzal. Wszyscy tam nazywają się tak śmiesznie – szepnęła z rozbawieniem.
To było
niemożliwe, ale gdy patrzył mi głęboko w oczy, miałam właśnie wrażenie, jakby
widział wszystko, co się ze mną działo. Wiedział, że byłam bliżej Itzala, niż
inni nad-ludzie. Wiedział, że nie umarłam po tym, jak dotknął mnie Cień.
Wiedział nawet to, że Itzal zawsze czuł we mnie swojego wroga, dlatego tak
bardzo chciał mnie mieć blisko. Przeszły mnie ciarki, gdy zdałam sobie sprawę,
że Pheobe może mieć rację. Itshe jeszcze będzie ze mną rozmawiał, będzie chciał
potwierdzenia.
Odwróciłam się
na drugi bok. Choć powinnam czuć się bezpieczna, to nadal bałam się, że coś
tutaj może mnie spotkać. Widziałam, jak Ian mnie nienawidził, jak Robert
patrzył na mnie z pogardą. Ten dom nigdy nie stanie się moim domem, swój
zostawiłam w Bluerain. Tęskniłam za rodzicami, nie widziałam ich już pół roku.
Mała Ava w takie noce, ja ta, chłodne i deszczowe, zawsze spała ze mną.
***
Ten rozdział to jakaś porażka. Nie potrafiłam go pisać, szło mi to strasznie opornie.
Przepraszam, że tak strasznie dawkuję wam informację o Kali, szczególnie to, co było u Itzala. Jeśli jednak ktokolwiek na tym etapie pomyśli, że zapowiada się całkiem normalnie, to uprzedzam, że jeszcze się nie ujawniłam ze swoimi sadystycznymi zdolnościami :)))))))
Mam nadzieję jednak, że jakimś cudem się spodobało, w następnym rozdziale coś pokombinuję z Iasiem, może będzie z jego perspektywy? Hm, będzie do zrobienia.
Och ty. Jak już w drugim rozdziale możesz mówić na koniec, że nie mogłaś tego skleić jak ja czytając to jaram się. Zepsułaś mi nadzieje...
OdpowiedzUsuńMniejsza xd mam zaciesz. Podoba mi się to. Momentami miałam wrażenie, ze to cisg lub cos pod dawnego twego bloha, ale to jest... Mocniejsze i TAK. Podoba mnie się pomysł, żeby Iana było więcej, tak tak
Jaram się również opisami juz w poprzednim rozdziale mialam to napisać xd da się w to wczuć, ale żybie nie było zakolorowo to kompletnie nie wiem czemu alenie lubie Pheobe...
Ja też jej nie lubię. Pewnie ją zabiję ^^
UsuńNiby czytałam ten rozdział... Czemu go nie skomentowałam? Skleroza, oj skleroza mnie na starość łapie.
OdpowiedzUsuńSłuchaj no, młoda, dlaczego ja mam tu takie zaległości? Mówiłaś mi co najwyżej o DWÓCH rozdziałach, a tu pojawił się już ósmy! Co ty sobie wyobrażasz? A łopatą przez łeb chcesz?
Nie no, żartuję. I tak cię kochum.
Zmiany, zmiany na tym blogu nastały. I bardzo dobrze, bo pusto było tutaj bez zakładek. No ale mogłaś mnie ostrzec, że w tej z bohaterami zastanę mojego męża! Zapomniałaś, że ja już mam dwudziestkę na karku i nie można mnie straszyć, bo zejdę na zawał i zemrę?! Nic Ci na mnie nie zależy, no nic.
Odnośnie rozdziału nic nie powiem, bo jestem na Ciebie zła.
Nie no okay, powiem. Ale tylko dlatego, że przeczytałam i mi się spodobał, pf.
Podoba mi się "nowa" Kala. W sensie wiesz, ta teraźniejsza, z tej konkretnej wersji Zabójców. (Btw czy to nadal nosi taki tytuł? Czy to też uległo zmianie?) Teraz jej historia jest o wiele lepsza. (Cycki, krew, flaki i Itzal, ily). Nie jest tylko płaczliwą sierotką Marysią, a kimś naprawdę... Łał. Nie zrób z niej tylko takiej zbyt och i ach, jaka to ona jest silna, zdolna i wgl, bo wyjdzie ta druga Marysia, której też nikt nie znosi.
Phoebe to ta "przyjaźnie nastawiona". Tylko czemu za nią nie przepadam? Jest taka aż za bardzo słiiiit. Czegoś chce od Kali. Albo po prostu jest głupia. (Twój komentarz wyżej to wygryw. Cała Bisia <3)
Może dzisiaj uda mi się nadrobić zaległości. Jeśli nie, wiedz, że Cię kochum.
LKF,
Klaudia
Kaliś zawsze będzie trochę taka *nie wiem co się dzieję, ale ookeeej*, nic z tym nie zrobię, to część historii. I zmieniłam trochę też fabułę (nie będzie takim super hero i wgl), dlatego mam nadzieję, że nigdzie nie będzie zbyt patetyczna, bo tego baaardzo nie chcemy.
UsuńPheobe jest moim eksperymentem. Chciałam zrobić jakąś laskę, która będzie do lubienia, ale nikt jej nie lubi. Mam nadzieję, że nie będzie irytująca na tyle, że zaburzy obraz całości :D
Trochę dziwnie czytało mi się ten rozdział. Na ogół nie jestem osobą czepialską, ale tu wydaje mi się, że wszystko poszło za szybko. Kala wywaliła karty na stół, tak po prostu opowiedziała o sobie. Może nie wszystko, ale jednak. Dyskutuje normalnie z ekipą Obrońców, którzy spoko przyjęli ją pod swój dach, bo Itshe tak zadecydował. Na ich miejscu, to bym spała, o ile bym zasnęła, z nożem pod poduszką i jeszcze głośno by o tym mówiła...
OdpowiedzUsuńW sumie nie wiem jak dalsze rozdziały wyglądają, bo jeśli i tam wszystko dzieje się szybko, to po prostu muszę się przestawić, a wszystko zacznie mi się kleić.
Zobaczymy. :)
Miałam swój cel w tym, że Itshe tak po prostu pozwoli jej życie, jakby zapomni o tym, co robiła. On wie więcej, niż sama Kala mogłaby podejrzewać, że się stanie. Tu już wkraczamy w takie magiczne zdolności Itshe, o których główna bohaterka nie wie.
UsuńMoże masz rację, może za mało podkreslilam zdziwienie wszystkich zgromadzonych. Teraz to widzę, że powinnam mocniej cisnąć w tę stronę...
A Kaliś nie powiedziała wszystkiego, ma jeszcze wiele do opowiedzenia... ;)
Ogólnie wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny i na pewno niektóre rzeczy nabierają sensu po przeczytaniu całości. Poza tym, Ty, jako autorka wiesz już wszystko albo przynajmniej bardzo dużo – bo wiadomo, że czasami postacie lubią żyć własnym życiem. ^^ Z komentowaniem każdego rozdziału jest taki problem (przynajmniej ja go mam), że wie się tak naprawdę bardzo mało albo i mniej i zazwyczaj opieram się tylko na tym co przeczytałam, choć z czasem zazwyczaj zaczynam snuć różne teorię. :)
UsuńNo ale w ogóle odbiegłam od tego co chciałam Ci powiedzieć... Rozumiem tok myślenia – dlaczego prowadzisz tę historię tak, a nie inaczej, dlaczego Itshe postąpił tak, a nie inaczej, no i dlaczego Kala powiedziała, co powiedziała. I wierzę, że to wszystko nabierze sensu z czasem i z kolejnymi rozdziałami, a w tamtym komentarzu nie brałam tego wszystkiego pod uwagę (przynajmniej nie w wypowiedzi).
Tak czy inaczej, nie chciałabym, żebyś odebrała to jako krytykę, bo jestem jedną z tych zołz, które nie robią nic innego, tylko to takie moje luźne uwagi.
Cholera, już sama nie wiem, czy napisałam to zrozumiale. :P
Ależ absolutnie nie biorę wszystkich Twoich słów jako krytykę w stylu: "Idź umrzyj, nic nie umiesz!" Broń Boże nie odbieraj moich słów jako ostrych i złowieszczych. :D
UsuńMam wielkiego banana na twarzy czytając Twoje komentarze. Chciałam Cię jedynie odrobinę naprowadzić, zapewnić, że w jakimś (raczej niewielkim :P) stopniu wszystko gra i się układa.
Jest mi naprawdę miło, że komentujesz, spisujesz swoje wrażenia. To naprawdę pomaga w dalszym tworzeniu, bo dostrzegam błędy przez takie właśnie uwagi kierowane w moją stronę. ;*