28 października 2017

"Redrock"


ROZDZIAŁ 13


KALA

*sześć miesięcy temu*
Czekałam na ruch Itzala, choć to on kazał mi się zastanowić i przyjść do niego, gdy będę zdecydowana. Ja postanowiłam jednak nie kierować się do jego części zamku. Zanim miałam zagłębić się w jaskinię lwa, chciałam się więcej dowiedzieć. Oprócz codziennych wypraw, które służyły ofiarowaniu Władcom kolejnych ofiar, zgłębiałam też tajemnice Króla Cieni.
Zaskoczyły mnie odpowiedzi jakie otrzymałam, po zadawaniu pytań o Itzala. Było prawdą, że liczyły się dla nas głównie sprawy kultu Władców. Wymagało to ofiar i wojny, ale należało dbać o to, by plagi nie wróciły na ten kontynent. Ludzie zapomnieli o Władcach, chodzący po ziemi bogowie zostali zesłani na samotną wyspę. Oczywiście, mogliby wrócić, ale zgniewani na ludzkość opuścili nędznych ludzi na zawsze. Stworzyli nas, nad-ludzi, lepszą rasę, która była w stanie odnowić tę ziemię.
Te sprawy były dla nas najważniejsze, ale pozostałe w nas cząstki ludzi wciąż lubiły dworskie intrygi. Tak więc wypytując o Króla Cieni dowiedziałam się, że regularnie spłaca swój dług Władcom, jedynie jest pionkiem w ich grze. Tyle udało mi się wyciągnąć od odźwiernych i pokojówek, a i to było dla mnie zaskoczeniem. Prawdziwi królowie powrócą, gdy ziemia zostanie porządnie dla nich przygotowana.
Postanowiłam, że poczekam na Itzala. Dopracowałam swój plan. Nie chciałam być królową, musiałabym zrezygnować z wszystkiego, co pokochało moje serce wraz z przemianą. Nie mogłam z drugiej strony przeciwstawiać się królowi.
W końcu nadszedł ten dzień. Bez pukania do moich komnat wtargnął król. Nie miał już gniewu wymalowanego na twarzy, jedynie irytację. Choć widziałam go już dwa razy, wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do jego okropnej, zniekształconej twarzy. Cena, jaką człowiek płaci za magię. Odetchnęłam głęboko i skupiłam się na tym, co dla mnie najważniejsze. Kochałam Itzala, był moim władcą, kimś za kim poszłabym wszędzie. Ale czy jestem gotowa zrobić to, co zamierzałam?
Wstałam szybko na jego widok i ukłoniłam się nisko. Zirytowany przestąpił z nogi na nogę. Nie bałam się już patrzeć mu w twarz, więc powoli uniosłam głowę i omiotłam spojrzeniem jego sylwetkę.
– Co cię tu sprowadza? – zapytałam, choć nie powinnam odzywać się pierwsza.
– Przez pierwszy tydzień byłem po prostu wściekły. W drugim tygodniu emocje ostygły i starałem się oddalić ciebie od moich myśli. Gdy minęło czternaście dni, chciałem już tu przyjść i wybłagać cię, abyś się zgodziła, przeprosić, zrobić wszystko, żebyś tutaj została. Teraz jestem poirytowany tym, jak długo musiałem czekać na to, aż  końcu podejmiesz decyzję.
Usiadł na jednym z miękkich foteli przy oknie i wpatrywał się we mnie, żądając wyjaśnień. Itzal miał niebywałą grację i dostojność króla. Nawet, gdy siedział swobodnie, plecy miał wyprostowane, a szpetną twarz uniesioną wysoko. Ciężko było mi się opanować. Czułam, że jestem zbyt brudna, aby przebywać z kimś tak doskonałym i czystym.
– Podjęłam decyzję już dawno temu – odparłam, celowo pomijając zwroty grzecznościowe. – Było to wtedy, gdy po mojej odmowie gniewnie zostałam wyrzucona przez twoje drzwi.
Odniosłam wrażenie, że na kilka sekund przez jego twarz przemyka cień furii, którą zdołałam już poznać.
– Więc rozumiem, że twoja odpowiedź nadal mnie nie zadowoli? Dobrze, jestem gotów czekać jeszcze dłużej.
Uśmiechnęłam się z trudem, żałośnie udając beztroskę i usiadłam na rogu łóżka, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Moje zachowanie było bezczelne, ale propozycja, jaką miałam za moment przedstawić Królowi Cieni była jeszcze bardziej niedorzeczna.
– Obawiam się, że moje plany mogą nie pokrywać się z twoimi…
– Dobrze – przerwał mi, a ja zaklęłam w myślach. Właśnie miałam przechodzić do sedna. – Będę dalej czekać. Nie rozumiem dlaczego wzbraniasz się przed władzą i chwałą, jaką ci daję. Jednak poczekam. Tyle, ile tylko zechcesz, ile będzie trzeba.
– Dlaczego ci tak na tym zależy? – spytałam, gdy on już kierował się  w stronę drzwi.
– Muszę naprawić błąd, ale wszystko robię za szybko. Rany nie pozwalają mi myśleć racjonalnie, ale muszę tylko poświęcić więcej czasu… Nie spodziewałem się, że to będzie takie trudne – Jego słowa brzmiały jak nieskładny bełkot, nie kierował ich do mnie. Wydawało się, że mówi do siebie.
Już dotykał dłonią drzwi, gdy skoczyłam przez pokój, w czym przeszkadzała mi moja obszerna spódnica i przytrzymałam jego rękę na klamce, nie pozwalając mu wyjść. Zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć w jego twarz. Zaczęłam oddychać bardzo szybko, musiałam prędko zrealizować mój plan, należało się skupić i zrobić to, co należy, zanim ogarną mnie wątpliwości czy strach.
Nie odrywając wzroku od jego twarzy, objęłam jego dłoń, jednocześnie odsuwając ją od drzwi. Jego skóra była lodowata, zadrżałam pod wpływem zimna. Itzal był przerażony, prawie tak samo jak ja. Nie wiedział, co ja właściwie robię. I ja też nie miałam pojęcia, czy moje działanie ma jakikolwiek sens. Zamrugałam powoli i przybliżałam się do niego, podczas gdy on się cofał. W końcu oparł się o ścianę, odcięłam mu wszelkie drogi ucieczki, zapędzając go jak dzikie zwierzę w róg.
– Chcesz mnie teraz zabić? – zapytał dumnie. Głos mu nie zadrżał, był niezmiennie pewny siebie. Jedynie jego oczy wyjawiały, jak bardzo się boi tego, co chcę zrobić.
Uśmiechnęłam się pewnie na te słowa i stanęłam na palcach, aby dokładniej przyjrzeć się jego kredowobiałej twarzy. Spojrzałam na kontrastujące z cerą czarne włosy, ciemne blizny na twarzy. Starałam się przejrzeć jego duszę wpatrując się w różne tęczówki – jedna była bladoniebieska, druga czarna. Uniosłam dłoń i przejechałam palcem bo fioletowych bliznach i cieniach pod oczami. Jego skóra była tak zimna, że aż odczuwałam ból podczas jej dotykania.
Oddychałam bardzo szybko, bo od bardzo dawna odczułam strach przed tym, co właśnie miałam zrobić. Nad-ludzie byli nieustraszeni w walce, ale nie byli stworzeni do tego typu zagrywek. Ostatni raz przemyślałam wszystkie konsekwencje mojego czynu. Czy można było skazać mnie za to na śmierć? Skupiłam się na zimnym oddechu, który gładził moją twarz. Król Cieni był zdenerwowany jak nigdy dotąd.
Wstrzymałam oddech i zmyłam uśmiech z twarzy. Puściłam jego rękę, którą swobodnie opuścił przy tułowiu. Zaczynało brakować mi powietrza, kiedy w końcu to zrobiłam.

Pocałowałam Itzala, Króla Cieni. Nie wiedział, co to oznacza, ale ja już obmyśliłam cały plan. Byłam gotowa na wszystko, aby móc wciąż walczyć i zabijać dla niego.

***

Obudziłam się ze snu o Qeten i Itzalu. Tak bardzo chciałam, aby to był tylko sen, a nie prawdziwe zdarzenie, które zmieniło moje życie na zawsze…
Uniosłam kosmyk włosów do twarzy. Odetchnęłam z ulgą. Były czarne.
Dopiero później rozejrzałam się wokół. Dźwięki zaczęły do mnie docierać. Wszystko wskazywało na to, że jestem w lecznicy. Niespodziewanie i szybko poczułam okropny ból, jakby miliony gwoździ wbijało mi się w mięśnie. Wszystko zaczęło wirować, cały szpital zaczął tańczyć, jak fale na morzu. Spuściłam głowę poza krawędź łóżka i zaczęłam wymiotować czarną mazią. Na przemian czułam okropny zapach smoły i krwi.
Przybiegła do mnie jakaś kobieta, która ułożyła mi głowę na poduszce. Wirowanie wciąż nie ustawało, nie potrafiłam się skupić na niczym innym, niż na piekącym bólu. Lekarka podała mi coś do picia. Dopiero, gdy płyn znalazł się w moich ustach, dowiedziałam się, że było to wino, którego zadaniem było odebranie ode mnie odrobiny bólu.

Zasypiałam, budziłam się i wymiotowałam jeszcze kilkanaście razy. Nie odstępował ode mnie ten duszący smród, który sprawiał, że ciągle bolała mnie głowa i łzawiły oczy. Dopiero za którymś razem to dziwne uczucie ustało.
Mogłam już skupić swoje myśli. Skojarzyłam fakty i zrozumiałam, że udało mi się przeżyć dotyk Cienia. Usiadłam szybko i spojrzałam na zakrwawiony opatrunek. To było niemożliwe, wszyscy umierali, bez względu na okoliczności.
Ubrana w białą koszulę wyszłam z namiotu. Na dworze panowała zimna noc, ale to w niczym nie przeszkadzało. Czułam ból w każdym mięśniu, ale ruszyłam ulicą, upewniając się, że nikt mnie nie śledzi.
Nawet nie pomyślałam o Ianie i Pheobe, którzy przecież brali udział w misji. Byłam zdolna myśleć tylko o jednym – o mojej siostrze. Nawet nie myśląc o drodze, skierowałam się do domu Itshe. Musiałam wiedzieć, że nic jej nie jest. Widziałam Cienie  każdym ciemnym rogu. Coś jej zrobili, krzyczy jak matka, gdy nas znaleźli. Nie mogę jej zostawić, muszę ją znaleźć.
Kilka razy zatrzymywałam się po drodze, aby zrobić sobie małą przerwę wtedy, gdy moje nogi nie utrzymywały już mojego ciężaru i osuwałam się w błoto. Kwatera przywódcy wcale nie była tak daleko, tylko moje obolałe ciało nie słuchało mnie i odmawiało posłuszeństwa. W końcu dotarłam – brudna i posiniaczona i zaczęłam walić w drzwi resztkami sił, które mi zostały. Drzwi stanęły otworem, a ja opadłam bezwładnie na osobę stojącą za progiem. Więcej z tej nocy nie pamiętałam.

***

– Czy wyjaśni mi ktoś, jak ona przeniosła się stąd do mojego domu? – spytał gniewnie Itshe. Nie wiedziałam do kogo kierował swoje słowa, bo jeszcze nie otworzyłam oczu. Czułam suchość w ustach i wilczy głód.
Usiadłam powoli, aby nie sprawić, by ból głowy powrócił. Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam, to czujne spojrzenie mojej siostry. Rzuciła mi się w ramiona, ja też objęłam ją mocno. Ava coś szeptała mi do ucha, ale nic nie zrozumiałam z jej radosnego bełkotu. Jej łzy zmoczyły moją brudną od błota koszulę.
Odzyskałam już trzeźwość umysłu i chciałam się uderzyć w głowę za to, że popędziłam jak głupia do Avy, nie zważając na swoje zdrowie. Nie potrafiłam zrozumieć jak to się stało, że udało mi się przeżyć po dotyku Cienia. Musiałam odbyć poważną rozmowę z Itshe.
Zrobiłam na łóżku miejsce Avie, by usiadła obok mnie. Rzuciłam spojrzenie na rozgniewanego Itshe i wyszczerzyłam do niego zęby.
– Krew mnie zaraz zaleje. Nie dość, że Kala Moon nie potrafi sobie poradzić z dwoma Cieniami, to jeszcze pozwala się mu dotknąć i prawie umiera. Później okazuję się, że nastąpiło magiczne ozdrowienie i wlecze się do mojego domu. – Oderwał ode mnie swoje spojrzenie i skierował je na medyka. – Czy wytłumaczysz mi, jak to się dzieję, że na wpół żywa osoba wymyka się wam i swobodnie chodzi, strasząc ludzi po mieście?
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko gapił się na mnie, jakby sam nie wierzył, że udało mi się przeżyć.
– Proszę, zejdźcie mi z oczu. Muszę porozmawiać z chorą na osobności – rozkazał dowódca Rady.
Ava westchnęła głośno, ale posłusznie wyszła na zewnątrz.
– Coś się stało? – spytałam Itshe. Zazwyczaj bałam się jego gniewu, ale teraz zwyczajnie mnie on bawił.
– Skądże. – Uśmiechnął się do mnie złośliwie i podszedł bliżej łóżka.
– Ty już wszystko wiesz, teraz moja kolej na zadawanie pytań. Jak, do cholery, udało mi się przeżyć?
Ułożyłam obolałą głowę na miękkiej poduszce wypchanej puchem.
– Chyba nie mogę ci odpowiedzieć. Wydaję mi się, że mamy do czynienia z twoją przeszłością i tym, że kiedyś byłaś nad-człowiekiem. Może zostało w tobie trochę tej odporności?
Pokiwałam głową. Bardzo możliwe, że tak było, w końcu nigdy jeszcze Itzal nie wypuścił kogoś takiego jak ja na wolność. Nie zmieniało to jednak faktu, że cała ta sytuacja nadal była dziwna i niesamowita.
– Ale jest jeszcze coś, co powinnaś wiedzieć. – Uniosłam z zainteresowaniem głowę. – Dowiedziałem się, że szukasz informacji o dezerterach.
Znakomicie. Teraz jeszcze zetnie mi głowę albo nabije na pal. To tyle było z tej radości życia.
Chyba zauważył moje przerażenie, bo uśmiechnął się jadowicie.
Ufam, że nie chcesz do nich dołączyć. Oczekuję, że gdy wyzdrowiejesz, razem ze swoimi przyjaciółmi sprowadzisz ich do mnie z powrotem. Nie powinno to być aż tak trudne, jak walka z Cieniami, w sam raz dla ciebie.
Spojrzałam w jego oczy żałośnie. On żartował, nie mówił na poważnie.
– Wydaję mi się, że to raczej ty powinieneś teraz leżeć w tym łóżku i czekać na leczenie, a nie ja. Twoja głupota jest wprost legendarna. Jeśli myślisz, że kiedykolwiek po tym, co się stało pojadę na jakąś durną misję, to ostrzegam cię, że prędzej sama zdezerteruje, niż gdziekolwiek pojadę.
Zmarszczyłam gniewnie brwi i przysięgam, że rzuciłabym się na niego, gdyby nie to, że ledwo potrafiłam ruszyć palcem.
– Oczywiście, że pojedziesz, moja droga. Jeśli nie ze względu na mnie, to na swoją siostrę.
– Chwila! Po pierwsze – dlaczego akurat ja mam tam jechać? Po drugie – jak w ogóle możesz mi prosto w twarz tak bezczelnie grozić bezpieczeństwem mojej siostry?
– Ależ ja ci nie grożę, tylko mówię jak jest. Nie znamy przecież planów uciekinierów, mogą nam wszystkim zagrażać. A dlaczego ty? Nie wyślę cię do prac fizycznych, więc musisz bronić Vernas jako Obrońca. Nie mam dla ciebie lepszego zadania niż to.
Zacisnęłam zęby i kiwnęłam głową. Musiałam go słuchać, miał w swoich domu Avalyn. Tylko ona się liczyła, nie było ważne to, że właśnie uciekłam śmierci i znów miałam się narazić. Nic nie znaczyło dla mnie tyle co ona, jedyna osoba, która została mi z dawnego życia. Wszyscy mogli spłonąć, wszystkich byłam gotowa oddać Itzalowi, byleby ona pozostała nietknięta. Gdyby tylko Itzal zdołał pochwycić małą Avę, to bez wyrzutów sumienia oddałabym mu za nią cały obóz, wszystkich znajomych. Nie byłam pewna, czy mój brak skrupułów w tej kwestii to coś, co zawsze w sobie miałam, czy to cecha którą nabrałam na dworze u Itzala.
Kiwnęłam potwierdzającą głową. Itshe uśmiechnął się tryumfalnie i podał miejsce, w którym jego zwiadowcy widzieli dezerterów. Obiecał mi, że przyślę do mnie Avę jeszcze przed zmrokiem.
Gdy wychodził, miałam nadzieję na chwilę odpoczynku, ale minął się w wejściu z Pheobe, która na mój widok pisnęła radośnie. Skrzywiłam się z bólu jeszcze zanim rzuciła się na mnie i zaczęła przytulać swoimi silnymi ramionami.
– Ty żyjesz, ty żyjesz… – powtarzała, gdy ja bezskutecznie próbowałam ją z siebie ściągnąć.
Zaczęłam oddychać dopiero wtedy, gdy się opamiętała i kucnęła przy łóżku, nie puszczając mojej dłoni. Przewróciłam oczami, ale też nie mogłam przestać się uśmiechać.
– Tak, żyję. Nawet spostrzegawcza jesteś – rzuciłam ironicznie. – Gdzie masz brata? – spytałam. Liczyłam, że zobaczę go w lecznicy zaraz po przebudzenia. Jego obecność była dla mnie oczywista, więc większy okazał się być zawód, gdy go zabrakło.
– Pewnie ma jakieś ważne sprawy – powiedziała, odwracając ode mnie wzrok. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na nią podejrzliwie.
– Był tu chociaż odkąd zachorowałam? – spytałam, ale ona wciąż nie spojrzała mi w twarz. – Zresztą, nieważne. Mam więcej pytań. Jak ja się tutaj właściwie znalazłam?
– Ian cię znalazł i przywiózł. Nie wiem, co ci tutaj potem zrobili, ale najwyraźniej zadziałało.
Spojrzałam niepewnie na piekący nadgarstek, ciasno owinięty opatrunkiem, który zaczął zabarwiać się na czerwono. Nie miałam pojęcia, jak miałoby wyglądać leczenie. Postanowiłam dopytać się o to kogoś, kto przyjdzie na zmianę opatrunku.
– A z wami wszystko w porządku? – spytałam troskliwie, ganiąc się w myślach za to, że nie pomyślałam o nich od razu po przebudzeniu.
– Jasne, tylko ty straciłaś głowę, mała – powiedziała radośnie, jakby wszystko co się stało, było tylko jakąś zabawą.
Musiałam w końcu jej powiedzieć o miejscu pobytu dezerterów. Wiedziałam, ile znaczyło dla niej odnalezienie Willa. Nie byłam tylko pewna, jaka będzie jej reakcja i czy powinnam jej to mówić tak od razu, bez zapowiedzi.
– Pheobe, jest coś… Co powiedział mi Itshe.
– Tak? – spytała ze szczerym zainteresowaniem.
– Chodzi o sprawę Willa. Dowiedział się, gdzie są wszyscy byli Obrońcy. Kazał nam znaleźć to miejsce i sprowadzić ich żywych lub martwych do obozu. Mieszkają w starej posiadłości Redrock.
Pheobe przez chwilę zamarła z pustym wzrokiem wpatrzonym w moją niepewną minę. Później wstała, skinęła mi głową i bez słowa wyszła z namiotu. Nie zatrzymywałam jej. Musiała to wszystko przemyśleć, przygotować się.
Wiedziałam, że chce go zabić, a ja chciałam jej w tym pomóc. Nie było jednak w moich planach zatrzymywania jej. Will przestał być moją rodziną już dawno temu. Ogarniała mnie furia na myśl o nim i o wszystkich innych, którzy mnie zostawili.

Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam. Coś we mnie się obudziło i szeptało za uchem. Czułam chłód na karku i nie wiedziałam, co on oznacza. Mimo lęku nie mogłam przestać się szczerzyć. 


***
Jest i kolejny rozdział! Miał być o wiele później, ale zdecydowałam, że mam dość tęsknoty za pisaniem i dokończyłam to coś... Co wcale nie powinno mieć miejsca. Miałam dużo czasu na napisanie tego rozdziału, ale znów... Wyszło jak wyszło.

Pozdrawiam, 
Morderca.

4 komentarze:

  1. O bożeee. Nie no. Nie doczytałam do końca, ale kurde, zaraz skończy mi się pakiet w telefonie. Dobrnęłam jednak do momentu w którym dzieje się coś, czego się kompletnie nie spodziewałam! Shit, Bibiś, jestem wstrząśnięta. No tego to ja się kurka wodna nie spodziewałam! Dobrze że przede mną aktywna, bezsenna noc, bo tak przynajmniej nie będzie mi żal jej zarwać...

    Kitzal? Katzal? Jak się zowie ten parring? Bo ja jak najbardziej shippuję!

    Tak wgl to jakbys nie wiedziała to ja, Klaudia, miłość twa i najwierniejsza fanka, ale piszę ten komentarz na telefonie i jestem zbyt leniwa, by się zalogować na swoje konto :')

    Z normalnym komentarzem wpadnę jutro. (Jak przeżyje). Ale teraz po prostu musiałam dać upust emocjom bo... No wow. Bije pokłony, moja ty Gabryjelo aka mistrzu dramatycznych zwrotów akcji!

    KC, Hobbicie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heloł. Wracam. Na trzeźwo, po przeanalizowaniu całej tej sytuacji... Kogo ja próbuję oszukać? Shit, nadal uwielbiam tych dwoje. Jest w nich coś... Sama nie wiem. To chore. To moje małe "uwielbienie" zdecydowanie nie jest normalne. Ale nic nie mogę poradzić na to, że na swój chory, pokrętny sposób tych dwoje się uzupełnia. Może nie tyle Kala co jej niezbyt urocze alter ego, jednak... Nie, dobra, Kala również. Nie bez powodu to wszystko wspomina. Nie można jasno stwierdzić, czy tęskni za Królem Cieni... Bo jak znam życie to nie tęskni. W końcu jako można tęsknić za kimś, kto wyrządził nam tyle krzywd? Zastanawiają mnie jednak motywy, jakimi kierowała się Kala, postanawiając rozegrać akcję z Itzalem w taki a nie inny sposób. (Znaczy się Queten. Boże, nie wiem, czy mam je traktować jako jedność czy dwie odrębne postacie? Bo, jakby nie patrzeć, mają sporo cech wspólnych...) Czyżby od zawsze pociągał ją mrok? Nie liczę tu na prawdziwą miłość, to by nie było w twoim stylu... W tym jest coś więcej, prawda? Próbuję to rozgryźć od dłuższego czasu, ale bezskutecznie. Możliwe, że już o tym wspomniałaś, a ja głupia nie zdążyłam tego wyłapać. Ale nie ma tego złego. Będę miała okazję, żeby trochę sobie pogłówkować. Bo, nie ukrywam, historia Itzala jest moim zdecydowanym faworytem i cieszę się jak dziecko, ilekroć wplatasz tu jakiś związany z nim wątek. Jak już pewnie wielokrotnie wspominałam - do tej pory Itzal tylko sobie "był". W poprzednich wersjach Zabójców rzucałaś jego imieniem od czasu do czasu, nie przywiązując szczególnej wagi do jego historii. A tym razem postanowiłaś to zmienić, co, moim zdaniem, wyszło temu opowiadaniu na plus!

      Ajaja ta końcówka. Aż przeszły mnie ciary! Mówisz o rychłym nadejściu drugiej części... i to niewątpliwie czuć. Idzie jakaś duża zmiana, która mnie, wielbicielce dram, niewątpliwie przypadnie do gustu.

      A co do naszej prywatnej rozmowy, Hobbicie... Ty już wiesz, co ja o tym wszystkim myślę. Także kieca do góry i lecisz, maleńka. Kto, jak nie Ty? ;)

      Lofki, kisski, forewerki, pisz czternastkę, bo jak nie to wim, gdzie mieszkasz! <3

      PS Podczas czytania i pisania przeze mnie komentarza w tle leci sobie "Painkiller" od Three Days Grace. Jeśli nie znasz, to z całego serduszka polecam. Na swój sposób opisuje mi to relację Kali (czy tam jej alter ego, who cares) i Itzala ;))

      Usuń
  2. Że ona tak na serio? Kala i Itzal? Boże... Nie mogę sobie tego wyobrazić. Nawet nie chce do tego dopuścić...

    Kala jednak żyje! Znaczy, to było ozywiste, bo... jakby mogła umrzeć? Jest silna, waleczna i takie tam, ale musi dokopać Ianowi. Musi się dowiedzieć, że ten nabuzowany ułom zdradzą ją z Gwen, mimo, że Kala z nim nie jest. Musi go ukarać. Niech go torturuje. Jak w Greyu... I jak on nie mógł przy niej być? Jak tak mogło sie stać? Powinien ją pocałować, poklepać po głowie, położyć się koło niej i powiedzieć, że ją kocha...!!!!

    Co to Pheobe, to... Czuje, że.. No nie wiem. Jest taka sama. Nie wiem co o niej powiedzieć.

    Martwie się trochę zachowaiem Kali. Nie wiem czemu, ale z dziwnych mych przeczuć, czuję, że Kala wraca do dawnego ja. Znowu będzie zła? Jej szydercze śmiechy i trochę nienwiści źle wpływają na jej postrzeganie. Hm... Może znowu będzie tą Qeten?! Co wtedy zrobi Ian? Zabije ją? Ucieknie? Zamknie? O kurde, ale by było ciekawie. Ale nie rób tego to nie na moje nerwy.

    Jestem dumna, że napisałaś rozdział, ja nie wiem co zrobić ze swoim życiem, nie ogląam, nie piszę nie czytam. Trwam w czasoprzestrzeni bez większych starań na jej pokonanie. Nie wiem, nie wiem...

    Pozdro, Duśka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam na to, na Itzala i czuję się zawiedziona. Niby król w dodatku mroczny, a strasznie niecierpliwy - już bardziej pasowałoby mi, gdyby kazał przytargać Kalę do swoich komnat. I to, że był przerażony... Odebrałam to tak, że on tylko udaje. W rzeczywistości jest płochliwy i słaby. Przecież powinien potrafić bez problemu się obronić (w razie konieczności oczywiście), a nie cofać się jak przerażone dziecko, przed no... nastolatką. Może mój błąd, bo nastawiłam się na kolesia z jajami, a tu taki trochę pituś... :/ A znów Kala/Qeten czuje coś, tak? A przecież nad-ludzie nie mają uczuć czy jednak mają? Już sama się pogubiłam w swoich rozmyśleniach...

    Nie pamiętam czy już mówiłam czy też nie (w moim wieku do drzwi puka skleroza), ale oficjalnie chcę wbić nóż w łopatki Itshe - nie lubię go i to bardzo, wkurza mnie strasznie, bleh...
    Kala jest... no jest... zagubiona, pod koniec jednak trochę pod szaleńca mi podchodziła. Takie buahahaha, wybiję was wszystkich i tak!, tylko w sumie nie potrafię się jeszcze zdecydować, czy taka Kala mi się podoba - troszeczkę się boję, że to tylko takie ulotne i za chwilę znów będzie tamtą Kalą... Już chyba bredzę, bo nie do końca rozumiem własne myśli...

    Pozostawię nieład w mojej wypowiedzi taki jaki jest i już nie będę próbować czegokolwiek naprostowywać, bo wyjdzie jeszcze gorzej... ;)

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony