ROZDZIAŁ 16
KALA
– Kala? –
zawołał mnie Ian, gdy wracaliśmy z ceremonii.
– Hm? –
mruknęłam zamyślona. Nie miałam ochoty na poważne rozmowy z nim, tylko na
rzucenie swojego bezużytecznego ciała bezwładnie w kąt.
– Przepraszam,
że pytam o to właśnie teraz, ale czy widziałaś Pheobe? Nie ma jej już od dwóch
dni – powiedział niepewnie.
Objęłam się
ramionami. Nagle zrobiło mi się gorąco, choć na tych terenach o tej porze roku
było dość zimno. Na przemian czułam fale zazdrości i poczucia winy z powodu
braku mojego zainteresowania Pheobe. Ian martwił się o swoją rodzinę. Wciąż
miał dom, ojca i siostrę, podczas gdy ja byłam na łasce stosunkowo niedawno
poznanych ludzi.
Dopiero w
drugiej kolejności poczułam zaniepokojenie o młodą Obrończynię
– To ja
przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej. – Zatrzymałam się na wydeptanej
ścieżce między drzewami. Zaczęło mnie denerwować to, że dom Drowe’ów jest tak
daleko od obozu. – Pheobe uciekła. Powiedziałam jej, gdzie może być Will. Chce
go znaleźć, ale wspominała też o jakiejś chorobie. Tak mi przykro – dodałam,
gdy zobaczyłam strach w oczach Iana.
Nie byłam
pewna, czy moje współczucie było szczere. Chyba gdzieś głęboko w moim zepsutym
środku chciałam, żeby cierpiał tak jak ja. Skoro ja straciłam już wszystkich,
to czyż właśnie los nie okazał się być sprawiedliwym, gdy zabrał mu siostrę?
Jasne, Pheobe gdzieś tam była, uda jej się przeżyć wśród Cieni, jest dobrą
wojowniczką. Może nastanie dzień, w którym się spotkają.
Dlaczego więc
ja nie miałam takiej możliwości? Chciałabym wyruszyć w poszukiwanie mojej mamy.
Zawsze była pełna gracji, a w oku miała tak charakterystyczny dla rodziny błysk
w oczach. Nie zawsze była idealną gospodynią, raczej nazwałabym ją niezdarą i
to właśnie po niej odziedziczyłam. Natomiast zajmowanie się dziećmi było
umiejętnością, z którą się urodziła. Nigdy nie posłała mi surowej miny, broniła
przed obliczem ojca. Jej czułość i wyrozumiałość nigdy nie znikną z mojej
pamięci.
Chciałabym
znaleźć gdzieś w świecie mojego ojca – upartego i surowego nie tylko dla nas,
ale też dla samego siebie. Człowieka, który zawsze miał głowę na karku i
zupełnie inne podejście do problemu niż mama. Nie pocieszał i nie tulił –
powtarzał, aby wziąć się w garść i nie kręcić nosem na to, co stawia nam na
drodze los. Uważał, że zawsze dostajemy na barki dokładnie tyle, ile potrafimy
udźwignąć.
Chciałabym
zobaczyć Kyle’a. Czułego, starszego brata, który zawsze wpakowywał mnie w
najgorsze kłopoty. Ojca przypominał nie tylko wyglądem, ale też podejściem do
życia. Może właśnie dlatego tak często się kłócili? Kyle był nieokrzesany i po
uszy zakochany w wybrance swojego serca, która była jego pierwszą i jedyną.
Potrafił się zajmować Avą, bo doskonale wiedział, jak znaleźć w sobie małe dziecko.
Ta jego życiowa radość zawsze dodawała mi sił.
Chciałabym móc
choć jeszcze raz zobaczyć moją małą Avalyn – najmłodszą członkinię rodu Moon,
której oczy błyszczały szczególnie. Zawsze uważałam, że będzie kimś wielkim i z
naszej trójki odziedziczyła po rodzicach najwięcej talentu. Ale nigdy nie
odkryła swojego powołania, nie zakochała się, nie urodziła dzieci. Tak wiele ją
ominęło i nie byłam pewna, czy czułam współczucie, a może zazdrość?
Znów się
rozpłakałam, choć obiecałam sobie, że nie rozkleję się w ten dzień. Spojrzałam
na dym unoszący się nad drzewami. Ian stracił matkę, ale wciąż miał dom.
Świadomość, że nie jest sam w tym okropnym świecie.
Gdy chciał
położyć mi dłoń na ramieniu, odsunęłam się. W normalnym stanie byłabym pod
wrażeniem, że pomimo wiadomości o zaginięciu siostry wciąż się o mnie troszczy.
Odepchnęłabym od siebie zawistne myśli. Teraz jednak nawet przez głowę mi nie
przeszło tłamszenie swoich uczuć. Byłam wściekła, zazdrosna. Chciałam wrócić do
Bluerain, zajmować się zupełnie innymi problemami.
– O co chodzi?
– zapytał z miną niewiniątka.
Jak to: o co chodzi? Właśnie umarła mi
siostra, upośledzony kretynie.
– To… nic –
wymamrotałam, wycierając łzy. Zrezygnowałam z innej wersji słów, które cisnęły
mi się na usta. – Mam nadzieję, że twoja siostra wkrótce wróci – rzuciłam i
szybkim krokiem udałam się do chaty. Chciałam uciec Ianowi, ale on podążał za
mną, dopóki nie zamknęłam za sobą drzwi do swojego pokoju.
Godzinę
później Ian przekazał mi, że musimy iść na zebranie Rady. Z niechęcią zgodziłam
się i powlekłam się z nim tam, niepewna tego, co mnie czeka. Będą dopytywać o…
moje zdolności. Nadal nie przechodziło mi to przez myśl. Nie ułożyłam sobie
tego w głowie, nie miałam pojęcia jak o tym opowiadać.
Dotknęłam
palcem policzka, na którym widniały blizny po jarzących się iskrach.
– To było…
przerażające – wyjawił Ian, gdy zobaczył mój gest. – Jesteś absolutnie pewna,
że nic podobnego nie wydarzyło się w twojej przeszłości?
– Uwierz,
gdybym wywołała ogromny wybuch potrafiący spalić cały oddział armii potworów,
to zauważyłabym to – odpowiedziałam ironicznie.
– No tak –
inteligentnie skomentował Ian. Zarówno on i ja byliśmy teraz zawstydzeni.
– Wciąż to do
mnie nie dociera. Nigdy nie spotkałam się… No wiesz, z magią, a teraz ona
dotyczy mnie – zwierzyłam się mu, nie
odrywając wzroku od czubków swoich czarnych, skórzanych butów. Schowałam dłonie
w kieszeniach płaszcza. Zauważyłam, że z roztargnienia zostawiłam w domu broń.
Cóż, przynajmniej mogłabym spalić kogoś żywcem, gdybym tylko wiedziała jak.
– Ja też tylko
słyszałem opowieści. To takie dziwne i zarazem zachwycające – stwierdził, na co
ja zatrzymałam się w miejscu, żeby uważnie przyjrzeć się jego twarzy. Nie
żartował.
–
Zachwycające? – powtórzyłam, zastanawiając się, czy mój zmęczony mózg nie przekręcił
czegoś.
– Nie uważasz
tego zjawiska za niesamowite? Ty stojąca na wzgórzu w płomieniach, a wszystko
na dole płonie… – mówił rozmarzony. –
Naprawdę nie sądzisz, że to zachwycające?
Uniosłam
wysoko brwi. Odpowiedziałam mu bez zastanowienia:
– Nie.
Dalszą drogę
przebyliśmy w ciszy. Myśli o siostrze nie pozwoliły mi się skupić na słowach,
które miałam powiedzieć przed Radą. Zapowiadało się naprawdę interesująco.
Ian
stwierdził, że zostanie na zewnątrz. W myślach sarkastycznie podziękowałam mu
za wsparcie. Gdy wstąpiłam do namiotu, w środku było ciemno i nie wszyscy się
jeszcze zebrali. W mroku dostrzegłam czyjąś wysoką sylwetkę opierającą się o
blat stołu. Podeszłam powoli bliżej i zobaczyłam szczerzącego się Itshe.
– Witaj,
Calanthio Moon – przywitał się głosem ociekającym zadowoleniem. Zacisnęłam
dłonie w pięści.
Jak on mógł
tak jawnie prezentować swoją radość? Wszyscy w obozie przeżywali żałobę,
zginęła cała masa ludzi. Do cholery, życie straciła jego mała uczennica! Ten
człowiek zupełnie pozbawiony był uczuć i empatii. Z każdą chwilą nienawidziłam
go coraz mocniej. Łzy spowodowane gniewem cisnęły mi się do oczu. Wytarłam
oczy, aby słona woda nie podrażniła moich szpetnych ran na policzkach.
– Witaj. Jaki
jest powód twojego zadowolenia? – spytałam, nieumiejętnie tłumiąc wściekłość.
– Nie
domyślasz się? – Pokręciłam niezdarnie głową, czując, iż za chwilę wybuchnę
szlochem. – Cienie można zabić na dwa sposoby, przecież wiesz. Trzeba oddzielić
im głowę od ciała, lub zmienić je całe w proch. Od dawna wiem o twoich
zdolnościach, nawet jeśli ty z jakiegoś powodu postanowiłaś to przede mną
zataić.
Rozszerzyłam
ze zdumieniem oczy. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Co też ten Itshe
wygadywał? Moje myśli przelatywały mi przez głowę tak szybko, że nie mogłam
skoncentrować się na żadnej konkretnej. Zaciśnięte w pięści dłonie zaczęły mi
drżeć, więc przyłożyłam je do piersi.
– Nie miałam o
niczym pojęcia! – zapewniłam. Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco, nawet jeśli
doskonale wiedziałam, jak brzmi prawda.
– Potrafię
doskonale kierować ludźmi, ale ty byłaś trudnym przypadkiem. Musiałem zdobyć
się na takie poświęcenie. –
Dostrzegłam jak jego twarz w mroku przybiera sztuczny wyraz żalu.
– O czym ty
mówisz?
Na chwilę
przed tym jak uśmiechnął się do mnie i zaczął mówić, serce przestało mi bić.
Wiedziałam, że powie coś strasznego. Błysk tryumfu w jego oczach powiedział mi
to już wtedy, podczas ceremonii.
– To tylko i
wyłącznie twoja wina, że Avalyn Moon nie żyje. Wystawiałem cię na różne próby.
Zabijałem na oczach dziecko, uzyskiwałem od torturowanych nad-ludzi różne
tajemnice, którymi mogłem cię dręczyć, wysyłałem cię razem z tymi młodymi na
misje. A ty mimo braku swoich umiejętności się w nie pakowałaś. – Zaśmiał się
krótko. – Byłaś taka dumna z siebie, nawet wtedy, gdy zabrałem ci sprzed nosa
dopiero co odzyskaną siostrę. Byłaś zbyt twarda, żeby załamać się takimi
błahostkami. Już wtedy byłaś równym graczem, Calanthio Moon. Dziwię się, że
Itzal dał uciec komuś takiemu jak ty sprzed nosa. Cóż więc musiałem zrobić,
żeby obudzić w tobie tak dobrze skrywane moce? Poświęciłem swoich ludzi, by
sprowadzili Cienie aż tutaj, do obozu. To byli naprawdę wierni ludzie, dobrze
mi służyli… Gdy potwory przybyły, miałaś być z Avalyn. Pozwalałem jej
przesiadywać z tobą godziny, dlatego przeraziłem się, gdy w najmniej
odpowiedniej chwili wróciła do domu. Wysłałem więc na drugą stronę obozu, gdzie
prosto na nią zmierzała cała horda… Pozostawało liczyć, że gdy dowiesz się o
śmierci siostry, spalisz wszystkie Cienie. Ale ty wybrałaś lepszy moment. – Nie
przestawał się uśmiechać. Zniżył głos do szeptu. – Jak królowa stanęłaś na
wzgórzu. To było piękne widowisko. Sekundy dzieliły cię od uratowania
siostrzyczki. Jak się z tym czujesz? Gdybyś biegła tylko odrobię szybciej…
Zaśmiał się
krótko, a ja rzuciłam się na niego z otwartymi dłońmi. W tym samym momencie do
namiotu wszedł Robert wraz ze starcem, który od początku należał do Rady
Obrońców. Zorałam policzek Itshe paznokciami i z wrzaskiem kopnęłam go w
brzuch. Rzuciłam go na stół i ślepo waliłam pięściami we wszystko wokół.
– JAK. MOŻESZ.
BYĆ. TAKIM. POTWOREM?! – ryknęłam z całych swoich sił i zamierzałam udusić
łajdaka przy użyciu wyłącznie swoich rąk. Czułam, jak temperatura mojego ciała
niebezpiecznie wzrasta, w moich trzewiach znów zatlił się ogień.
To on był
wszystkiemu winien. On sprowadził tutaj Cienie i nad-ludzi. Powinien własną
piersią chronić każdej istoty w tym obozie, ale był mistrzem intryg i
nieuczciwej walki. Wiedział, że ma tak
blisko siebie czarownicę władającą żywiołem zabijającym wrogów. Poświęcał
swoich ludzi. Zabił moją siostrę, do cholery! Nie wierzyłam już dłużej w to, że
śmierć Avy była z mojej winy. To on był prawdziwym złem tego świata. Zepsutym
do szpiku robakiem.
Który kretyn wymyślił podział na wyłącznie
dobrych i złych?
Właśnie miałam
skoczyć na trzymającego się za krwawiący policzek Itshe, ale Robert chwycił
mnie za nadgarstki i pociągnął do tyłu. Dowódca Rady uniósł czerwoną od krwi
dłoń do twarzy, potem wytarł ją o spodnie. Podszedł do mnie i nachylił się do
mojego ucha. Trzęsłam się z gniewu, nie mogłam już ani chwili dłużej przebywać
w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem.
– Nie wierć się,
bo każę cię wsadzić do celi. Oboje byśmy tego nie chcieli, prawda? – szepnął
tak cicho, że nikt inny nie mógł dosłyszeć zadowolenia w jego głosie.
Podniósł głowę
i skinął do Roberta stojącego za moimi plecami. Gdy ten puścił swój uścisk,
upadłam na ziemię. Nie płakałam tak nawet wtedy, gdy dotarło do mnie, że Avalyn
nie żyje. Smutek wymieszał się teraz z ogromnymi pokładami gniewu, a wszystko
razem wypływało ze mnie w postaci łez. Rany na policzkach i podrażniona przez
Roberta rana na nadgarstku przyjemnie bolały.
– A tej co? –
spytał poirytowany zajściem Robert.
– Nie możemy
jej dzisiaj jeszcze przesłuchać. Nie jest w stanie trzeźwo myśleć –
powiedział, wskazując na swoją ranę na policzku. – Robercie, każ synowi
zaprowadzić Kalę do domu i pilnować jej, liczę na niego. Jutro zbierzemy się na
naradę ponownie. Bardzo was przepraszam za moje daremne wezwanie, ale muszę
zrobić wyjątek ze względu na jej stan.
– Oczywiście –
odezwał się starzec, wyraźnie bardzo czymś zmartwiony.
Nie patrzyłam
na nich. Zamknęłam swoją twarz w dłoniach, szlochając bezsilnie na chłodnej
ziemi. Chciałam pozabijać ich wszystkich, a jednocześnie nie miałam nawet sił,
by wstać. Ian, który zjawił się na wezwanie ojca, musiał założyć mi ramię na
swoją szyję. Powłóczyłam nogami przez całą drogę do domu. Czułam na sobie
spojrzenia ludzi. Współczuli mi, ale też byli przerażeni tym, czego dokonałam w
czasie ataku. Ian coś do mnie mówił, ale słyszałam tylko szum w głowie i własny
szloch.
***
Cały dzień
spędziłam leżąc wgapiona w sufit i zajęta swoimi myślami. Wizja ojca wciąż nie
dawała mi spokoju. Wiedziałam, że gdyby tu był, to już dawno dostałabym cęgi za
użalanie się nad sobą i marnowanie czasu na płacz. Nie potrafiłam się jednak w
żaden sposób wziąć w garść.
Tato, co robić, żeby przestało boleć?
Przypomniałam
sobie, co zażegnało żal po utracie rodziców i brata. Ogarnęły mnie dreszcze.
Qeten doskonale znała sposób na żałobę. Wystarczyło tylko ponownie wpuścić ją
do siebie… Dać jej zjeść swoje człowieczeństwo, byleby nie czuć bólu. Ona znalazłaby
jakiś sposób, by odgrodzić się od uczuć i wspomnień.
Wiedziałam, że
mogłabym stać się gorszą częścią siebie, gdybym tylko odrobinę się postarała, o
ile łatwiej byłoby dalej żyć bez ciążącego na plecach bagażu poczucia winy,
żalu i gniewu. Zamknęłam oczy i postanowiłam. Już wiele razy wykazywałam się
odwagą. Walczyłam z Cieniami, konfrontowałam się z Itshe, który mnie przerażał.
Nastał najwyższy czas na tchórzostwo.
Nie wyrosły mi
nagle białe włosy, nie poczułam niespodziewanego wzrostu wytrzymałości i siły.
Wciąż byłam sobą, Kalą. Wchłonęłam tylko część jej osobowości. Qeten była tak
blisko mnie, wystarczyło wyciągnąć do niej rękę, by pokonała przepaść, jaką
była przemiana wywołana Eunuelem. Nigdy mnie to nie kusiło, ale teraz tego
pragnęłam. W końcu musiałyśmy się połączyć i działać wspólnie, ona i ja. Nie
pozwolę jej wrócić do Cieni i Itzala, a ona nie pozwoli mi odczuwać tak silnie
jak przedtem.
Kochasz potwora.
Fizycznie
odczułam wiatr pełznący po mojej skórze. Przed oczami przemknęły mi wszystkie
jej wspomnienia. Dlaczego wcześniej nie pamiętałam, jak były piękne? Wszystko
tam, poza Smoczym Półwyspem, wcale nie było tak przerażające i złe, jak mi się
wydawało. I był też Itzal, znienawidzony przez wszystkich Król Cieni, potwór.
Kochasz potwora.
Skoro Qeten ze
względu na swoją naturę nie mogła kochać, to co będzie teraz z moimi uczuciami,
gdy mocniej przeżywam wspomnienia swojej złej połówki? Jeśli Qeten była
przywiązana do Itzala, to co mogę odczuwać ja? Zdolna do miłości, wzniosłych
doznań i czynów? Cały ten Król Cieni przestał być dla mnie przerażający.
Odebrał mi rodzinę, ale dał też coś w zamian. Teraz zdawałam sobie sprawę z
siły wewnętrznej, którą posiadłam. Nigdy wcześniej nie chciałam tak bardzo
spotkać się ze swoimi najgorszym wrogiem,
a żal z powodu utraty Avy nie zniknął zupełnie, ale też nie przeszkadzał w
zwykłym funkcjonowaniu. Qeten nie kochała Itzala tak jak on tego chciał, ale ja
miałam dostęp do jej wspomnień i jak najbardziej byłam zdolna do odczuwania
miłości.
Kochasz potwora.
Zaśmiałam się
cicho do siebie samej. Doprawdy Itshe? Uważasz się za nieomylnego? Nie kocham
Itzala, nie po tym co mi zrobił. Byłam w stanie pokochać tylko jedną osobę. Co
prawda, jeszcze nie teraz. Musiało minąć wiele czasu, ale wiedziałam, że wyłącznie
tę osobę na całym świecie obchodziło moje istnienie. Mimo wszystko wciąż była
przy mnie, nawet jeśli robiła czasem niezrozumiałe przerwy. Człowiek, który
wielokrotnie mnie denerwował, sprawiał, że się śmiałam.
– Nie no, miałem zapasowy sztylet w bucie i
mogłem cię przebić, ale ja lubię słyszeć twój śmiech.
– Dlaczego?
– Bo tylko wtedy czuję, że jesteś
człowiekiem.
Wstałam z
łóżka silniejsza, bardziej pewna siebie. Cóż innego mogłam zrobić? Nie mogłam
zwrócić się do kogoś innego, bo innej osoby nie miałam. Coś ciągnęło mnie do
Iana, nawet jeśli nie był pozbawiony wad, oddalał się ode mnie z niewiadomych
przyczyn. Musiałam mu zaufać całkowicie.
Chciałam stąd
uciec. Nigdy nie obchodziły mnie losy Obrońców z obozu. Zawsze patrzyli na mnie
wrogo, nawet wtedy gdy uratowałam ich życia. Niech dalej żyją z uczuciem wiary
w dobre zamiary Itshe. Ten człowiek jest gotów poświęcić ich wszystkich po to,
by osiągnąć swój własny cel. Jak zaprezentował niedawno, jest w stanie choćby
zawładnąć Cieniami, by zyskać moje moce.
Nie chciałam
mu pomagać, nie chciałam już walczyć. Odejdę i zostawię go z poczuciem, że
stracił jedyną szansę na władzę, tak jak ja nieodwracalnie musiałam pożegnać
się z siostrą. Nie zostanę dłużej z nim, wolałabym ponownie wpaść w ręce Itzala
i zabijać na jego rozkazy, niż dalej przebywać blisko dowódcy Obozu.
Dużo swojego
czasu spędzałam niegdyś na porównywaniu Itshe i Itzala. Król Cieni przynajmniej
miał honor i nie był kłamliwym łajdakiem. Troszczył się o swoich ludzi
zamienionych przez niego w potwory. Kazał zabijać jak najmniej, aby więcej
ludzi mogło stać się Cieniami. Nie zawsze panował nad dzikimi nad-ludźmi i ich
dziwacznymi obrzędami. Już teraz wiedziałam, że mimo wszystko jest lepszym
królem, niż kiedykolwiek Itshe mógłby się stać.
***
Maraton z rozdziałami, na które długo czekałam. Taki będziesz też następny... i następny. Według zapowiedzi zostały jeszcze dwa rozdziały, ale nie wiem, czy tej części nie zakończę już na rozdziale siedemnastym. Już dzisiaj dużo się wydarzyło, a nie chciałabym kończyć kiedy to wszystko już ostygnie.
Piszcie na dole w komentarzach opinie. Jestem ciekawa, czy wszystko to dało się przewidzieć? Mam nadzieję, że jednak nie i zainteresuje Was to, co jeszcze mam w zanadrzu.
Rozdział pisany w górze zasmarkanych chusteczek, ale mam nadzieję, że nie widać po rozdziale tego, jak bardzo majaczę.
Morderca <33
Poczekaj. Zanim cokolwiek napiszę, muszę ochłonąć.. Wech... i wydech. Wdech... i wydech. Dobra, jakoś to będzie, mam nadziję.
OdpowiedzUsuńCo tu sie odjaniepawliło? What the f*ck!? Czekaj zacznę od najmniejszego szoku i stopniowo będę przechodzić w gorące szczegóły.
Co to Pheobe, to mam dużo opcji, ale za ciula nie wiem co sie z nią stanie. Przepowiem kilka wizji (ale ostrzegam, ostatnio moje wizje są błędne). A więc: Pheobe znajdzie Willa i pięknie się pogodzą i będą razem żyć po kres swych dni. Pheobe znajdzie Willa i go zabije, następnie umrze na chorobę. Pheobe go nie znajdzie i wróci do obozu. Pheobe poprostu umrze albo po prostu wróci i nikt jej nie zabije u upora się z chorobą... Dużo mam jeszce teorii, ale kluczem tutaj jest jej choroba, której nam nie zdradziłaś :(
Co do... Hm... Kto teraz? A tak. Ian. W tym rozdziale było go... mało. Takie wrażenie odczułam. Ni pomógł, ni zaszkodził. Kissków też niet. Nie wyrażam się dziś na jego temat.
Przejdźmy do ciekawszych szczegółó i postaci.
ITSHE. Jestem po komunii, nie będę przeklinać, Klaudia, Duśka, Kaka czy tam jeszce jak - USPOKÓJ SIĘ. Już dawno mnie tak do grzechu nie korciło jak teraz. Ja wiedziałam, że to męda, gnojek, parszywek, świstoklik, Voldemort, kasztan i pijawka w jednym, ale heloł! Żeby zabić małą Ave? Jakim trzeba być TYRANEM. Jak ja sobię wyobrażę jego parszywy uśmiech, to widzę Patryka i mam ochotę dać mu z liścia, ale na tak łagodną karę zasługuje tylko mój brat. Ithse to za jaja i na latarnie. Lub pod, jak kto woli. Mam ochotę wykastrowac mu oczy i... Dobra, przede mną jeszcze godziny nauki, nie mogę się denerwować, dopiero co ustąpiły mi bóle głowy.. Wdech... i Wydech. Wdech i....
I KALA, KALA, KALA. Od czego tu zacząć? Boże miałam tyle o niej do powiedzenia i zapomniałam. Po pierwsze jej ogień. Ahhh, ja też tak chcę. Wyobrażam sobie pewnych ludzi, a pośrodku ja i... potem popioły xdxd Chcę wiedzieć więcej. Co do tematu z Ithshe. Boże, tylko go podrapała? Kobieto, jak to poiwedziała dziś do mnie Pani Ewelina "rusz tyłeczek...", tak więc rusz tyłeczek i... zabij dziada!!!!!!!!! A Robert co? Dawno sie o nim nie czytało... xd Queten, nie wiam jak się to pisze, nie pamiętam, a nie chcę kopiować, bo zapomnę co chcę napisać. Jak ja nie chciałam na początku, żeby ona znowu nią była, ale akurat podczas czytania włączyła się buntownicza muzyczka i kibicowałam jej, żeby dopuścila ją do swojego człowieczeństwa. Ach CZŁOWIECZEŃSTWO, to słowo i KAMERTON, to dwa słowa, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci, poniważ wiąże się z nimi serial (no chyba obie wiemy jaki), który odebrał mi kawałek tegoż człowieczeństwa. Jak ona mówiła, że kocha Iana, to już sobie wyobrażam jak idzie do jego pokoju, a ten z tą swa lasencją... xd To już by była całkowicie nie sobą.
O matko, przeszłam zawał, wszystko co do tej pory napisałam, usunęło mi się i szukałam w necie jak to pzywrócić... Technologia górą... Wracając do Kali...
Jednak z drugiej strony nie chcę, żeby ona nią była. Hm... Cytat Pani Marii: Life i brutal - hamski upolszczone w wymowie xdxd ach te doświadczone nauczycielki. Dobra, co ja chciałam jeszcze powiedzieć? Aha! Jak ona tak hamsko mogła życzyć swojemu Iasiowi?!?! Nie zgadzam się!
Zapewne chciałam jeszcze coś dodać, ale z nadmiaru emocji i braku czasu, co wiąże się z życiem w ciągłym stresie, musze opuścić lokal i zająć się bilogią, edb i historią, o i niemieckim. A do 12 zostały 3 godziny xd
Zegnam ja się z tobą i jestem niezmiernie zadowolona, że ta piękna powieść o przyjaźni i miłości... nie no, żartuję... O KRWI I NIANAWIŚCI,nie została usunięta to 4 rozdziale, co rozważam zazwyczaj ja o swoich "dziełach". Cieszę się, że nie marnujesz chorobowego na głupoty. Pozdrawiam jeszcze raz i czekam na finał.
Pozdrawiam kolejny raz,
Duśka
Wiesz ty co, Duśka? Ja mu wykastruje te oczy, masz rację. Wykastruje i wrzuce do szamba, a co!
UsuńNo i NIE POWIEDZIAŁAM jeszcze, że Kala kocha Iana. Ja w dalszym ciągu jestem na niego ŚMIERTELNIE obrazona, a jak odczuwam takie emocje, to źle wróży jego przyszłości. I Iana było bardzo dużo, przepraszam bardzo! Już i tak się nadwerężam, że w ogóle o nim wspominam, bo foch na niego ciężki i hańba mu!
Zła Kala to wery gut Kala, nie przekonałaś się jeszcze? Muszę gdzieś odzwierciedlic zło mojej duszy, a jak ona będzie grzeczniutka, to ja się powieszę z nudow na sznurowadle! Przynajmniej pisząc się wyzyje i nie będzie historii we wsi o zaginionych pieskach. xdd
Tyle razy już dzieje Kali były kopiowane... Już mam dość tej laski i chcę już z nią skończyć, naprawdę. :D Nie no,żartuje, kocham ją, zresztą jak wszystkich ludzi na caaałym świecie.
I ja ciebie żegnam, Dusiu Malusiu. Żech se wzięła L4, to korzystam, a co!
LIFE IS BRUTAL .
UsuńPrzybywam i ja. Z opóźnieniem, tak bardzo do mnie podobnym, ale Ty przecież wiesz, że ja jestem, kocham i w ogóle, nie?
OdpowiedzUsuńNo, skoro to mamy ustalone, to przejdźmy do treści. Chciałabym podobnie jak Ty zabrać się za komentarz od początku, wszystko ładnie po kolei, a nie tak perfidnie od dupy strony, ale... NO KURDE MAĆ. Dopiero co próbne matury pisałam, ledwo zdaję przez to cholerstwo, a Ty mi dodatkowych stresów dokładasz? Taka z Ciebie psiapsi?!
Wiedziałam, że to łajdak. Nigdy gnoja nie lubiłam. No ale po tym rozdziale... Zabić go to mało. Ty jesteś dobra w wymyślaniu kar i innych takich, a pozwoliłaś, by Kala go jedynie zadrapała? Marnotrawstwo, młoda damo. Marnotrawstwo! Przecież Kalusia mogłaby go bez problemu spopielić! Ale nie, dalej ta pokraka będzie żyła, oddychała i innym życie zatruwała. A mnie tylko WKURZAŁA, żeby nie nazwać tego dosadniej. Mam nadzieję, że mój Itzal się nim należycie zajmie, no bo, kurczę blaszka, to karygodne, żeby taka gnida w ogóle istniała.
No właśnie, Itzal. Ty wiesz, jak ja tego gościa uwielbiam, prawda? Co ja się tu będę rozpisywać... Ilekroć w tekście pojawia się wers: "Kochasz potwora", mnie ewidentnie przechodzą ciary! Nie wiem, może to się leczy. Na razie muszę jednak z tym żyć. Fangirling nie zabił mnie przez przeszło osiemnaście lat, może jeszcze jakoś pociągnę. Tak przynajmniej do dwudziestki. Potem pomyślę nad jakąś terapią. W końcu kiedyś wypadałoby dorosnąć.
To połączenie K&Q... No, to będzie grubsza sprawa. Na razie Kala odważyła się tylko odrobinkę otworzyć na swoje alter ego, ale coś mi mówi, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. Moc kusi, wielu jej szczerze pożąda. A ta, którą posiada Qeten, może zaoferować Kalusi dużo więcej, niż tylko kilka marnych płomyczków, którymi włada dotychczas. To tylko kwestia czasu, nim na głowie Kali zagości platyna ;p
Aleee będzie się działo!
Itzal, kochanie, łer ar ju? Qalusia cię potrzebuje!
LKF, Hobbicie <3
Emmm... wiesz, że masz dwa rozdziały piętnaste? Nie rób mi jeszcze większego mętliku w głowie, co?
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Itshe to dupek, ale czy zaskoczyło mnie to, że poświęcił swoich i Avę? Szczerze to nie wiem. Ale na pewno potwierdziłaś to, że jest gorszy od Itzala. A może i trochę szalony? Gdzieś wcześniej było o tym, że przybył z jakiejś odległej wyspy - a może należał do Władców, a że był tak walnięty, to go wywalili i on teraz chce się na swoich zemścić i przejąć ziemię przed Władcami? W sumie mogłoby tak być, dlaczego by nie, nie? xD
Gdybać mogłabym jeszcze sporo, na temat tego co zrobi Kala, gdzie pójdzie, co będzie zamierzać, ale pozostawię na razie to dla siebie, bo w sumie nie chcę się nastawiać nie wiadomo na co. Jednak podoba mi się połączenie Kali i Qeten, i jestem ciekawa jaka teraz będzie. Tak więc i ja czekam na następny, choć czasami bywam niemiła. ;)
Dzień dobry, witam Cię!
UsuńJakże Ty niemiła, jak ja się zawsze cieszę na Twoje komentarze! Uznalam, ze warto Ci coś odpowiedzieć, choćby po to, by dać znak życia.
Cholera, z tą moją "zmiennością" w pisaniu jest dziwna sprawa, bo z tego co udało mi się od różnych ludzi usłyszeć, to zwykle moje rozdziały pisane z weną i pasją wypadają gorzej i chyba wiem nawet dlaczego. Gdy mnie wciągnie, to biegnę przez wydarzenia i mam wszystko w dupie, nawet opisy przeżyć i inne pierdoły. Natomiast gdy rozdział pisany jest dobrowolnie pod przymusem, to wtedy zależy mi na tym, by było ładnie i poprawnie... Cóż, teraz wcale nie mam ochoty na prace twórcze, więc może nastepna cześć okaże się być oszałamiająca? XD Żartuje, oczywiście, bo już teraz zupełnie nie wiem co robić z historią i postaciami. Mam niby już plan wydarzeń aż do czwartej części, ale wydaje mi się, że już niczym nie mogę zaskoczyć, a to co mnie najbardziej jarało jest już za mną. Przerażają mnie też Wasze oczekiwania. "Nie chcę się nastawiać nie wiadomo na co" - dokładnie. Jestem bardzo prostym, młodym człowiekiem z częścią dobrych i oryginalnych pomysłów i ze sporą częścią rzeczy w głowie nadającym sie tylko do splukania w kiblu.
Wiem, że Itzal nie taki miał być. Król Cieni, władca świata, a tu wychodzi taka łajza. XD Ale mimo wszystko mam nadzieję, że mu nie odpuscisz, bo jego postać ma dość ciekawą historię... Obym nie zagalopowała zbyt daleko. :/
Śmierć Avalyn. Szlag, straszna dupa, że nie wyszło. Bardzo mi zależało na tym fragmencie, więc tym bardziej jestem zła na siebie, że się bardziej nie postaralam. Myślę, że napiszę kiedyś ten fragment od nowa, bo jest dla mnie bardzo ważny. Takie pytanie: które momenty, twoim zdaniem, są jeszcze do wypolerowania? Bo nosze się z zamiarem zrobienia dłuższej przerwy po ukończeniu pierwszej części i chciałabym poprawić niektóre rzeczy. Masz może jeszcze jakieś wskazówki? ;)
Dziękuję za wszystkie "wytknięcia". :P Wiem, że moje "dzieło" wymaga jeszcze wielu godzin cierpliwiej pracy, ale z każdą wersją tej historii jestem coraz bardziej zadowolona. Mam nadzieję, że nigdy nie nastanie dzień, w którym jebniesz klawiaturą i wyjdziesz z oburzeniem "Ech, Gabryśka, ty pierdolcu". :D
To ja już chyba napisałam wszystko, co chciałam. Jeszcze raz dziękuję za obecność. Absolutnie nie przejmuj się chaosem w komentarzach. Przecież widzisz, co ja wyprawiam. :P
Pozdrawiam cieplutko <3
To się cieszę, bo strasznie denerwujące jest, że ja się naprodukuję, a autor nic nie odpowie (może ja tylko tak mam, no ale mam^^).
UsuńDoskonale ujęłaś to, co mi chodziło po głowie, więc wiesz do czego mam zarzuty. A może wystarczy napisać w biegu, odłożyć rozdział na dzień, przeczytać na spokojnie i dodać opisy i te inne pierdoły? ;)
Jeśli naprawisz Itzala, to mi nie odpuszczę. ;) Jakoś najbardziej przypadł mi do gustu, do momentu sceny komnatowej... W sumie na jego miejscu to teraz widziałabym Itshe. Więc jeśli Itzal nie jest wcale takim miętkim kimś, to mam nadzieję, że to pokażesz i będę mogla Ci za niego pogratulować - czego życzę. ^^
Śmierć Avy wyszła, ale wtedy, gdy opowiadał o tym Ian, a nie za pierwszym razem Kala. I wydaje mi się, że to jest do poprawienia - wystarczy dodać opisy, emocje, ale na SPOKOJNIE.
Ciężko mi teraz powiedzieć, wiesz? Wskazówka jedyna i mega prośba - nie rób z Itzala pizdy (przepraszam za słowo, ale idealnie mi ono pasuje). xD
Och, nie będę niczym rzucać. ;) Historia mi się podoba, więc i tak będę czytać. Chyba, że ubierzesz Itzala w damską kieckę - wtedy odpuszczę. XD